poniedziałek, 28 kwietnia 2014

10.It’s hard to… [end]

“Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej
twierdzą, że nigdzie nie ma miłości prawdziwej.
Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać.”
~W. Szymborska

 Siedział na zrębie skalistego wybrzeża, a fale wzburzonego morza muskały delikatnie podeszwy jego butów. Wiatr był mocny i dmął  mu w twarz, unosząc zamaszyście poły ubrania, lecz mężczyzna wciąż trwał nieruchomo, jakby chłód nie robił na nim żadnego wrażenia. Nadchodziła burza.
Nie wiedział, ile czasu już tu spędził, ale przeczuwał, że powinien się zbierać. Ciemność okryła nieboskłon całkowicie, gęste chmury spowiły go również, chociaż Sasuke tego nie zauważył - w końcu przybył tu jeszcze wczesnym południem. Ale musiał wracać; podnieść się i iść. Problem tkwił w tym, iż wcale nie chciał, jak i nawet nie miał gdzie.
Od prawie roku tułał się poza granicami Kraju Ognia, nocując to w jednym, to w drugim motelu. Częściej jednak zdarzało mu się spędzać noce w miejscach odizolowanych od świata zewnętrznego - pod gołym niebem, w zaciszu natury. Nie ze względu na stan jego kieszeni - bez problemu bowiem łapał drobne, czy mniej drobne roboty tak jak niegdyś - ale kondycję emocjonalno-psychiczną. Czy oszalał? Nie, jego problem leżał na zupełnie innej płaszczyźnie. On po prostu się bał. Sasuke Uchiha bał się… samotności.
   Ściany moteli przypominały mu wszystko. Chwile, gdy przyciskał do ich bliźniaczych sióstr ciało Sakury w pożądaniu. Gdy próbował udowodnić jej, że na bieli wcale nie widnieje czerwień krwi, kiedy próbował ją wyleczyć. Patrząc na nie, myślał też o tych momentach, jakie mógł spędzić w zaciszu swojego domu w Konoha, a jakich nigdy nie przeżyje, bo jej już tam nie było. Nie obeszło się też bez tęsknoty, o nie. On tęsknił - za tym, czego nigdy nie będzie miał: za miejscem, do którego mógłby wracać; osoby, jaka utuliłaby jego lęki i mary przeszłości.
   Pomyśleć, że przed rokiem jeszcze to wszystko posiadał.
Miłość? Jedynym, co o niej wiedział, było to, iż nie istniała szczęśliwa odmiana tej choroby psychicznej. I wierzył w to święcie. Z tą myślą łatwiej spędzało się mu noce w pustych hotelowych pokojach.
Błyskawica przecięła ciemność, odbijając się fleszem w karych tęczówkach mężczyzny. To go otrzeźwiło z nieproszonych myśli - bo przecież należało je upchnąć głęboko pod dumę, męstwo i powłokę zimnego drania. Tak głęboko, żeby już nikt nigdy ich nie znalazł. Miał do nich dostęp tylko on (i niegdyś ona) i tak miało pozostać. Nie mógł pozwolić, żeby ludzie zaczęli uważać go za normalnego. Był zdrajcą, mścicielem, uciekinierem, przyjacielem i kochankiem, choć te dwa ostatnie tytuły starał się wymazać z historii swojego życia.
Wstał, kiedy pierwsze krople deszczu naruszyły jego prywatność. Jeszcze chwilę obserwował rytm poruszonych fal, marząc, by ich szum zagłuszył wszystkie myśli. A to kolejny powód, dlaczego wolał sypiać na łonie natury - tam nie otaczała go cisza. Jak wiadomo, to ona poza uczuciem, była największym wrogiem człowieka porzuconego przez szczęście.
Obrócił się na pięcie, poprawiając jedną ręką zawieszoną na plecach katanę. Ruszył przed siebie z niezadowoleniem, wiedząc, że i tę noc będzie zmuszony spędzić w upiornych czterech ścianach. Już wchodząc do lasu pomyślał, że powinien zajść po drodze do jakiegoś sklepu, by kupić proszki nasenne.
Ten człowiek był wariatem. Ofiarą miłości.

~*~

  Siedziałam na parapecie okna, z zamyśleniem spoglądając za szybę. Na zewnątrz dostrzegłam kilka kałuż sporych rozmiarów, pozostałości po nocnej burzy, w których odbijały się uginające na wietrze gałęzie drzew, jakie otaczały całą placówkę. Widziałam też w nich sunące, szarobure chmury, a ten widok w pewien sposób mnie hipnotyzował. Chociaż jeśli by się zastanowić, ostatnimi czasy wszystko mnie hipnotyzowało. Nawet chropowata powierzchnia ściany była fascynująca w obliczu twarzy wariatów. Coraz częściej zawieszałam się bez powodu na długi lub na krótki czas, zawsze z tego samego powodu.
 Sasuke Uchiha.
Zastanawiałam się, dumałam, rozpamiętywałam, żałowałam. Pytałam siebie: Dlaczego odeszłaś? Pytałam jego: Gdzie zawędrowałeś? Po chwili dodawałam z nadzieją: Czy wrócisz? I na końcu jawnie błagałam: Wróć.
Moją głowę wypełniały same takie sceny. Oczywiście, pomijając te najoczywistsze - obrazy zakrwawionego płodu, moich dłoni zbroczonych czerwienią, przeklętego tasaka i odbicia Anioła Śmierci w szybie okna z tego pamiętnego dnia. Och, to brzmiało jakbym czciła ten cholerny dzień…
Zamknęłam oczy, podciągając nogi pod brodę i opierając się czołem o kolana. Już nie wiedziałam, czy wzdychałam i tęskniłam za Sasuke, czy może go nienawidziłam? Zdaje się, że wszystko po trochu. Zabawne, bo chyba od zawsze ogarniało mnie względem tego drania to samo uczucie, tylko wcześniej go nie rozumiałam, a może nie chciałam zrozumieć. Przez całe życie kochałam jednego mężczyznę, nienawidząc go zarazem z całego serca. Czy to było normalne? Na wszystkich Hokage… jak ja chciałabym, żeby to było normalne! Ale miłość nie wpisywała się w stan psychiczny opisany pod plakietką “NORMALNY”, prawda? Ile bym łez nie wylała, ile bym w swoim życiu nie poświęciła i czego bym nie zrobiła, to uczucie zawsze będzie największą chorobą psychiczną, jakiej doświadczyłam. Bo to ona popchnęła mnie do uczynionej zbrodni, teraz to zrozumiałam. Nie strach, nie amok, nie pragnienie uwolnienia od fanatycznej chęci Sasuke posiadania potomka, nie troska o Akihito, ale miłość.
 To zawsze chodziło o miłość.
Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Cichy pisk zawiasów i szuranie wrot o podłogę potwierdziły, że właśnie do pokoju weszła pielęgniarka. Ja jednak nie podniosłam głowy, nawet nie drgnęłam. Miałam nadzieję, że jeśli kobieta zobaczy w jak złym stanie byłam, odpuści sobie wyciąganie mnie na siłę z pokoju. Nie miałam ochoty spędzać kolejnych “leczniczych zajęć” w gronie towarzyszy wariatów. A przynajmniej nie dzisiaj.
    - Sakura - odezwała się pielęgniarka. Miała miły głos, naprawdę miły głos. Jej mogłabym nawet dać się pokłuć. - Masz gościa.
     Mam gościa - ten złudny, przepełniony otuchą i głupią ekscytacją alarm w głowie; przeklinałam go.
     Lecz nadal zeskoczyłam z parapetu z nadzieją. Nadzieją, że tym razem to będzie on…

KONIEC

Od Autorki: Kto chce mnie zabić za tę końcówkę, ręka w górę! *patrzy na las rąk i się krzywi* O cholera, chyba muszę porządnie pomyśleć nad osobistą ochroną, bo czuję w kościach złe opinie na temat otwartego zakończenia. Już się boję ._.
Ale nie o tym powinnam tutaj mówić, prawda? (Nie)stety nadszedł czas na pożegnanie, podsumowanie opowiadania i oczywiście podziękowania. Powiem wam, że bardzo długo zbierałam się do napisania ostatniego “Od Autorki”, bo zupełnie nie wiedziałam od czego zacząć. Koniec końców, postanowiłam rozpocząć pochwałą dla samej siebie. Tak! Bo jestem z siebie strasznie dumna! A wiecie czemu? Bo Nakanaide to pierwsza w moim życiu historia, którą napisałam od początku do końca. Dlatego bądźcie dumni razem ze mną, bo byliście świadkami przełomowego momentu w moim życiu :)
To przejdźmy do konkretów…

PODZIĘKOWANIA!

Kilku osobom należą się naprawdę szczególne podziękowania, bo zakorzeniły się głęboko w moje serducho swoją obecnością ♥ To od nich zacznę.
Sznurówka xd - Wy jej nie znacie, natomiast ja ją znam całe swoje życie.  Bez tej dziewczyny nie byłoby chusteczki_aha. To dzięki niej poznałam świat Naruto, bo jak raz przyszłam do niej w wakacje, to akurat leciał w TV odcinek. To z nią założyłam swojego pierwszego bloga i przy niej powstał mój niesamowity nick, który kiedyś dzieliłyśmy. To ona jako jedyna z moich bliskich z reala w ogóle wie, że piszę i - chwała jej za to! - bardzo rzadko porusza ten temat. Wyobraźcie sobie, że znacie kogoś całe życie, i nagle poznajecie jego mroczną stronę (czyt. zabijanie płodu) - ona przeżyła ten szok. Więc sznurówko, dziękuję Ci, że czytasz wszystkie moje opowiadania, chociaż wcale nie musisz; dziękuję za wszystkie wspólne lata i za wszystkie kolejne przed nami; dziękuję za Twoje złote serce i niesamowitą cierpliwość do mojego ślamazarnego oddawania Tobie pożyczonych książek - minął już prawie rok odkąd pożyczyłaś mi Misję Ambasadora, ale ja naprawdę kiedyś to doczytam xd
Mitshie, Odea, Cashmire, Perełka - jesteście ze mną najdłużej ♥ Znacie moją twórczość od podszewki, czytałyście te marne początki, kiedy jeszcze na Onecie moje rozdziały nie wykraczały objętościowo dalej niż 3str. w Wordzie. Dziękuję Wam za waszą wytrwałość i wierność, nie mogę sobie wyobrazić lepszych czytelniczek. Jeszcze do każdej z osobna: Mitshie, najbardziej dziękuję Ci za Twoją przyjaźń, za wspieranie w najtrudniejszych dla mnie chwilach, bez Ciebie miniony rok byłby jeszcze gorszy niż był w rzeczywistości - DZIĘKUJĘ! Odea, na Ciebie zawsze mogę liczyć, jeśli nie mam na coś pomysłu, tak naprawdę to przez Ciebie postanowiłam z o-s stworzyć tę historię - DZIĘKUJĘ! Cashmire, Twoje komentarze zawsze trafiały w sedno, nie dość, że mamy identyczną wizję ShikaTema, to mam wrażenie, że najtrafniej odbierasz wszystko co napiszę - DZIĘKUJĘ! Perełko, Tobie dziękuję za wszystkie podesłane piosenki, bo zawsze dawały mi zastrzyk weny!
Poza nimi, dziękuję również: Akemii za wprowadzenie w świat SS i przez ANI rozbudzenie we mnie chęci powrócenia do pisania, Ann za sumienną koretkę, nieocenioną pomoc i genialne fazy na konfie (Z HAJSEEEEEEEM, Z TŁUSTYM HASJEEEM!), Miku za ratowanie w publikacji rozdziałów, kiedy blogger odmówił mi zupełnie posłuszeństwa i za umilanie mi w wakacje czasu rozmową, Shee za wywróżenie cytowania mnie jak Paulo Coelho i długie rozprawy na temat miłości i głupich facetów, Anayanna za niezwykle budujące komentarze, które mogłabym czytać w nieskończoność i za wierność, Ina - ostatnio zmotywowałaś mnie jak nikt przedtem i to dzięki Tobie zaczęłam w końcu marzyć o wydaniu książki, pamiętaj, że będziesz moim murzynem! Airane za wspaniałą twórczość, która mnie inspiruje i komplementy, w które wciąż nie mogę uwierzyć, bo napisała mi je Autorka, którą podziwiam. Hime za wszystkie uśmiechy pod rozdziałami - nieraz cieszyły mnie bardziej niż długie komentarze, chociaż nie mam pojęcia czemu, Sasame Ka za rady w sprawach szablonu i piękne komentarze, Zira za ciągłe dręczenie na SB o rozdziały, Yuki za pisanie komentarzy, które sprawiały, że cieszyłam się jak głupek.
Kotlet, Zochan, Kira Fuyu, Miyu, Mrs Pe, hayley, myszka, blacberry, Nobie, Mikorie, Klaudia Nowak, Patrycja P., wNika, Red Murder, Grace Wolf, Okeyla, Makiko Chan, Anna Kyoyama, Hikari no, Kimiko, NekoNeechan, Niriko, Neko, Rene Ross, Faline, Szyszka, Ola Jakubowska, Ninja, Sefia, daisy xx, Halszka H., Martina Schatz, Just me  - za dzielenie się ze mną swoimi spostrzeżeniami, przeżyciami i po prostu za obecność: DZIĘKUJĘ! ♥ Nie wszystkie byłyście ze mną od początku, nie wszystkie dotrwałyście do końca, ale byłyście w pewnym momencie i to się dla mnie liczy.
Anonimom dziękuję za to, że postanowili się ujawnić, chociaż nie pozostawiali po sobie nicku. Każde takie wyjście z cienia cieszyło mnie niesamowicie ♥
Cichociemnym dziękuję za nabijanie wejść, bo sama świadomość, ile osób odwiedziło bloga była dla mnie budująca.
DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM! ♥

A teraz ZDROWIE! Napijcie się razem ze mną, by uczcić zakończenie Nakanaide!

Pamiętajcie o tej popieprzonej historii i wspomnijcie ją czasem, albo wróćcie i przeczytajcie kiedyś jeszcze raz. Mam nadzieję, że Sakura-wariatka zostanie w Waszych sercach na dłużej :)
ŻEGNAJCIE I TRZYMAJCIE SIĘ CIEPŁO! ♥
Wasza chusteczka_aha