„Jesteśmy
bardzo uprzejmi dla siebie,
twierdzimy,
że to miło spotkać się po latach.”
~W.Szymborska
Biegłam co
tchu, czując wszechogarniający ból na ciele. Nogi niemal uginały się pod moim
ciężarem i właściwie tylko dzięki silnej woli mogłam dalej stawiać kolejne
kroki. Oddychałam z ledwością, a przeszywający wiatr, który łapczywie wdychałam, sprawiał mi ogromny ból w klatce piersiowej. Byłam wyczerpana – psychicznie i
fizycznie – jednak wiedziałam, że nie mogłam przerwać biegu. Musiałam dotrzeć do
nich.
Przemierzałam
dalej step przez dobre pięć minut, kiedy w końcu ujrzałam upragnione sylwetki.
Migotały na widnokręgu, dumne i wyprostowane, a przede wszystkim żywe. Moje
serce podskoczyło radośnie ze szczęścia na ich widok, a nogi na raz wzmocniły
siły, czerpiąc z jakiś tajemniczych mocy.
- Naruto! –
zawołałam, gdy byłam już zaledwie kilka metrów od postaci. Oboje odwrócili się
w moją stronę, a na ich twarzach odbiło się autentyczne zdumienie.
-
S-Sakura-chan – wyjąkał Naruto, kiedy wbiłam się w jego ciało, z całej siły
oplatając w pasie ramionami. – He-hej, wszystko w porządku, udało nam się…
- W-wiem –
wychlipałam, wtulając w niego jeszcze bardziej. Czułam spiął mięśnie,
zmieszany, nie wiedząc zupełnie jak powinien się zachować w jego obecności. Zapewne
zdziwił się, że to jemu, a nie jego kompanowi poświęciłam całą uwagę i
troskę. Naiwny, kochany Naruto.
Ale skąd mógł wiedzieć, co się działo w moim wnętrzu, skoro tak bardzo dbałam o to, by nikt tego nie odkrył? Gardziłam mężczyzną, który stał obok nas i zapewne bardzo uważnie przypatrywał tej scenie. Gardziłam, jak nikim innym na świecie, a zarazem kochałam, jak nikogo przedtem.
Ale skąd mógł wiedzieć, co się działo w moim wnętrzu, skoro tak bardzo dbałam o to, by nikt tego nie odkrył? Gardziłam mężczyzną, który stał obok nas i zapewne bardzo uważnie przypatrywał tej scenie. Gardziłam, jak nikim innym na świecie, a zarazem kochałam, jak nikogo przedtem.
- Sakura – Chłodny głos wdarł się w moje uszy, a ciało nagle spięło – nadal uwielbiasz
płakać, co?
Zacisnęłam
dłonie na materiale odzienia Naruto.
- Sasuke! –
syknął mój przyjaciel, a ja nagle zebrałam się w sobie, dostając zastrzyku odwagi. Poklepałam Naruto uspokajająco po torsie, zarazem odklejając od niego i
przecierając dłonią załzawione oczy.
Przecież
obiecałam sobie, że nie będę przy nim beczeć!
- Witaj,
Sasuke – powiedziałam z powagą, odwracając twarzą do Uchihy. Lustrował mnie
uważnie z delikatnym, drwiącym uśmieszkiem, chcąc dać mi do zrozumienia, jak
niewiele dla niego znaczyłam.
Mimo że czułam
na sobie spojrzenia obu mężczyzn, postanowiłam nie zaszczycać żadnego z nich
swoim. Zwróciłam się w stronę ciała leżącego nieopodal nas, które na dobrą
sprawę dostrzegłam właśnie w tamtym momencie.
Zrobiłam w jego kierunku niepewne kroki, uświadamiając sobie, kogo widziałam przed sobą. Uchiha Madara leżał na bielicowej glebie dumny, zakrwawiony… i
martwy.
Kucnęłam
przy jego ciele, z obawą wyciągając ku niemu rękę. Moja dłoń zawisła nad jego
bladą, choć obleczoną posoką, twarzą. Wydobyłam z siebie resztki chackry, która
pozostała mi po licznych walkach i leczeniu rannych, sprawdzając jego stan od
medycznej strony. Z zewnątrz mogłam zobaczyć mnóstwo ran pokrywających jego
tors, szyję i barki, jak i ogromną dziurę w brzuchu, która zapewne w
największym stopniu przyczyniła się do zgonu. Jednak dopiero, gdy moja energia
sięgnęła wnętrza Madary, odetchnęłam z ulgą. Nie wyczułam w nim ani grama
chackry, jak i nawet najcichszego bicia serca. Uśmiechnęłam się, a moje mięśnie
czując się już bezpiecznie, rozluźniły się przyjemnie.
- Naprawdę
to zrobiliście – powiedziałam, a Naruto natychmiast obdarzył mnie swoim
najpiękniejszym uśmiechem.
- Z Sasuke
pokonamy każdego! – krzyknął, zarzucając ramię na szyję Uchihy. Zapatrzyłam
się na chwilę w ten piękny obrazek, którego już tak dawno nie miałam okazji
podziwiać. Ta dwójka znowu razem, jako przyjaciele, nie wrogowie.
- Już,
młotku, uspokój się – wymruczał Sasuke, odpychając Naruto na bezpieczną
odległość wyciągniętej ręki, burząc tym samym mój piękny obrazek. Tradycyjnie.
Westchnęłam,
chcąc powstać z kucek, co jednak nie doszło do skutku. Zachwiałam się
niebezpiecznie na nogach, na chwilę tracąc balans. Chwyciłam się za głowę, czując zawroty
i widząc przed oczami mroczki, które na szczęście minęły równie szybko, jak się
pojawiły. Udało mi się podnieść. Dopiero teraz w pełni odczułam skutki wojny.
Byłam wycieńczona.
- Wracajmy
do reszty – powiedziałam, podchodząc do chłopaków i przerywając tym ich
dziecinną kłótnię, jaka nagle rozgorzała.
- Tak,
idźcie – odpowiedział Sasuke, poprawiając swój fioletowy pas i oddalając się
od nas o krok. Wraz z Naruto zrobiliśmy zdumione miny.
Znów
odchodzisz?
- Jak to –
zaczęłam – nie idziesz…
Właściwie to
nawet nie musiałam kończyć, a Uchiha nie musiał odpowiadać. Przecież dobrze
znałam scenariusz. Powtarzał się za każdym razem, kiedy przypadkiem go
spotykaliśmy i niewątpliwie musiał wydarzyć się ponownie. Dlaczego w ogóle
łudziłam się, że będzie inaczej?
- Sakura,
nadal jesteś tak samo naiwna – odparł, a dla mnie była to jednoznaczna
odpowiedź, potwierdzająca tezę wyprowadzoną w myślach. Oczywiście.
- Ale –
włączył się Naruto – przecież pomogłeś nam, wróciłeś…
- Pomogłem
wam ze względu na Itachi’ego. Nie mogłem pozwolić, by upadło coś, za co oddał
życie i swój honor.
Odwrócił się
do nas plecami, ówcześnie jeszcze rzucając krótkie, obojętne spojrzenie w moim
kierunku. Zwróciłam się do Naruto i aż serce mnie zabolało. Widok przyjaciela,
znów pogrążonego w myślach, nieobecnego i rozczarowanego był przybijający. Ja
już zdążyłam przywyknąć, mimo wielu nieprzespanych nocy i litrów wylanych łez,
przywykłam do myśli, że Sasuke już nigdy do nas nie wróci, nieważne jakbyśmy
się starali. Jednak on, Naruto… On ciągle miał nadzieję. Chciałam mu jakoś
pomóc, najchętniej zaciągnęłabym siłą Uchihę do wioski, jednak wiedziałam, że
nie dałabym rady. Już raz próbowałam działać na własną rękę i o włos, a skończyłoby
się to moją śmiercią. Byłam beznadziejna i całkowicie nieprzydatna, od zawsze.
A w tej chwili odczułam to najdokładniej, obserwując dwójkę przyjaciół nie potrafiących
się zjednać od lat.
- Walczmy! –
krzyk Naruto przebił się przez stepowe przestrzenie. Stał w bojowej pozycji, w dłoni ściskając
swojego ostatniego kunai’a.
Sasuke spojrzał na niego z rozbawieniem i politowaniem.
Sasuke spojrzał na niego z rozbawieniem i politowaniem.
- Następnym
razem, młotku – odparł spokojnie, a widząc, jak Uzumaki szykował się do kolejnej
salwy krzyków, dodał: - Żaden z nas już nie ma chackry, pojedynek jest bez
sensu. Wracaj do swoich towarzyszy.
- To też
twoi towarzysze – wysyczał. Uchiha pokiwał przecząco głową. – Sasuke, do
cholery, dlaczego…
- Naruto –
mój spokojny, pewny głos przerwał jego monolog, niespodziewanie wymykając się z
ust – wracajmy już. Czas przekazać dobre wieści.
- Dobre
wieści?! – naskoczył na mnie. Oboje wpatrywali się we mnie skonsternowani.
Oczywiście, nie spodziewali się, że Sakura, ta wiecznie becząca, niepotrzebna Sakura, która niegdyś na każdym
kroku wzdychała do Uchihy, okaże się tą rozsądną. – Mam się chwalić, że znowu
nie udało mi się sprowadzić przyjaciela do domu? Nie poznaję cię, Sakura!
Zwróciłam
się w stronę Sasuke, nie przejmując znacznie słowami przyjaciela.
Wiedziałam, że cierpiał, że moje zachowanie go zawiodło. Ale musiał zrozumieć, że
dalsze błądzenie w nicości nie zaprowadzi go do celu, musiał! Ja to zrozumiałam
i zaakceptowałam, mimo buntu ze strony serca i duszy.
- Po prostu
przywykłam – odparłam. Mój wzrok na powrót ześlizgnął się na oblicze Naruto, a
nogi zrobiły kilka kroków w jego kierunku. W przyjacielskim geście położyłam
dłoń na jego barku, w zamyśle chcąc dodać mu tym otuchy. – Ty też powinieneś.
Dwa nieba
wpatrywały się we mnie z bólem. Widziałam, że go rozczarowałam, a świadomość
tego bolała. Jednak bardziej raniło to, co zobaczyłam w jego
tęczówkach. Te niewyobrażalne cierpienie, jakie przebijało się przez oczy
Naruto, porażając swoją szczerością.
- Proszę,
Naruto… -
Coś się w nim zmieniło. Dwa nieba się zachmurzyły, zmieniając swój odcień na szary i przymglony. To nadzieja… uciekła z nich nieodwracalnie.
Coś się w nim zmieniło. Dwa nieba się zachmurzyły, zmieniając swój odcień na szary i przymglony. To nadzieja… uciekła z nich nieodwracalnie.
- Dobrze –
odparł, zaciskając powieki. Nawet nie zdążyłam zareagować na jego słowa, a już
odwrócił się i zmierzał w stronę, z której przybyłam. Nawet nie obejrzał się na
Sasuke.
Natomiast ja
to zrobiłam. Zwróciłam się w stronę Uchihy, mając nadzieję, że ujrzę w jego
oczach bynajmniej poczucie winy.
Oczywiście się przeliczyłam. Mimo że stał ode mnie w odległości kilku
metrów, w jego czarnych tęczówkach zdołałam zauważyć jedynie jedną emocję –
obojętność. Zacisnęłam pięści, nagle uświadamiając sobie, jak niewiele dla
niego znaczyliśmy. Niemal nic, jakby wszystkie lata spędzone razem, jakby
wszystkie nasze starania były dla niego nic nie wartymi błahostkami. Stratą
czasu i energii.
- Jesteś
draniem – syknęłam, na co jedynie uśmiechnął się pogardliwie.
- Wiesz,
Sakura – Zmierzył mnie wzrokiem od samych stóp po czubek głowy. – może jednak
się trochę zmienił…
- Żegnaj,
Sasuke – przerwała mu, odwracając na pięcie.
Nie miałam
zamiaru go słuchać. Nie miałam zamiaru o nim myśleć. Chciałam tylko zapomnieć i
jak najszybciej od niego odejść.
Przyspieszyłam kroku, z każdym kolejnym przybliżając się do
maszerującego w znacznej odległości Naruto, zarazem oddalając od zdrajcy.
Zdrajcy, którego chciałam jak najszybciej wymazać z mojej pamięci i życia.
Którym gardziłam i którego się brzydziłam. Którego nienawidziłam, kochając.
~*~
- D-D-Dupek!
– mamrotałam do siebie pod nosem, przemierzając kolejne śmierdzące uliczki Uni
Gakure.
Deszcz łajał mnie nieustannie tylko pogarszając mój już i tak parszywy humor. Uciekając w pośpiechu ze szpitala nawet nie pomyślałam, żeby zabrać ze sobą płaszcz, za co teraz płaciłam srogą cenę. Drżałam z zimna. Moje ubrania były doszczętnie przemoczone, nawet czułam jak w kaburze zbiera mi się woda, zalewając broń i odtrutki, które zawsze miałam przy sobie na niespodziewane przypadki. Nie mówiąc już o włosach – przynajmniej nie będę musiała ich dzisiaj myć.
Deszcz łajał mnie nieustannie tylko pogarszając mój już i tak parszywy humor. Uciekając w pośpiechu ze szpitala nawet nie pomyślałam, żeby zabrać ze sobą płaszcz, za co teraz płaciłam srogą cenę. Drżałam z zimna. Moje ubrania były doszczętnie przemoczone, nawet czułam jak w kaburze zbiera mi się woda, zalewając broń i odtrutki, które zawsze miałam przy sobie na niespodziewane przypadki. Nie mówiąc już o włosach – przynajmniej nie będę musiała ich dzisiaj myć.
- Dupek,
cholerrrrrrrnyyy – klęłam dalej na delikwenta, który wprawił mnie w stan pełnej
złości – dupek!
Jakaś para
obejrzała się za mną, zapewne zaalarmowana agresywnym zachowaniem. Na ich
szczęście jednak nie zdecydowali się na zwrócenie mi uwagi, albo chociażby
zasugerowanie udania się do psychiatry. Byłam w stanie furii, w czasie której
lepiej było nie zbliżać się do mnie na odległość mniejszą niż dziesięć metrów.
Naruto i inni wiedzieli to doskonale, jednak tutejsi mieszkańcy mogli mieć z
tym mały problem. Dlatego z ulgą
przyjęłam brak reakcji.
- Bufon
przeklęty nadęty! – zaklęłam głośniej, dumna, że we wzburzonej głowie udało mi
się znaleźć synonim słowa dupek. – Syn Mefito… Mefistatela… Diabła cholernego
syn wygnany!
Pchnęłam
drzwi do jednego z barów. Były ciężkie, drewniane i śmierdziały jakby spoconym
mężczyzną. Co gorsze, zapach ten wzmógł się, gdy tylko przekroczyłam próg
lokalu, dodatkowo zmieniając na coś zgoła obrzydliwszego, jak spocony,
mokry od deszczu facet. Zmarszczyłam nos, jednak nie wycofałam się. Miałam
zamiar najnormalniej w świecie się upić i głupi smród nie stanowił dla mnie
przeszkody! W końcu, gdy już odpowiednia ilość alkoholu będzie krążyć w mojej
krwi, nieznośny odór przestanie być odczuwany, a wkurzenie i brudy dnia spłyną
po mnie, jak deszcz.
Przepychałam
się przez tłum obleśnych facetów i wymizdrzonych panienek, które zarabiały na
życie walorami ciała i urody. Gdzieniegdzie dostrzegałam opaskę
ninja, jednak były to sporadyczne jednostki, które raczej nie rzucały się w
oczy, grzecznie siedząc z boku, popijając sake i bawiąc towarzystwem
zaledwie jednej pani, miast czterech.
Kobiety shinobi raczej nie zaszczycały tego miejsca, co bynajmniej mnie
nie zraziło. W razie czego potrafiłam się obronić, korzystając z cudownej mocy
mojej sensei, a wizja przebijania przez deszcz do innego lokalu niespecjalnie mi się podobała.
W końcu
dotarłam do baru, od razu siadając na jednym z podwyższonych stołków. Barman
niemal natychmiast zwrócił się w moją stronę, zupełnie nie ukrywając swojego
zdumienia. Dopiero gdy zauważył mój rozwścieczony wzrok, szybko się
zreflektował, proponując swoją pomoc. Bez wahania zamówiłam dwie kolejki sake.
Brodacz o szarych oczach postawił na blacie kieliszek, nalewając mi trunku.
Szybko go opróżniłam, krzywiąc się, czując tą odurzającą gorycz w ustach.
- Aaaagh,
dupek! – wrzasnęłam, nadal mając w głowie sytuację sprzed piętnastu minut.
Barman natomiast przyglądał mi się z przerażeniem i jakby zdziwieniem. Szybko
sobie wykalkulowałam, że musiał uznać moją obelgę, jako skierowaną do niego.
Jego błąd. – Lej!
Przesunęłam
kieliszek w jego stronę, by po chwili znów przystawić go do ust i opróżnić. Tym
razem gorycz była nieco słabsza, choć złość wciąż ta sama.
- Dupek,
bufon, partacz, diabeł, dupczysty – mruczałam jak mantrę – dupek!
- A
myślałem, że mnie nie zauważyłaś – do moich uszu dobił się ten głos – Sakura.
Serce
jakby na chwilę mi stanęło, następnie rozpoczynając swą pracę w zbyt szybkim
tempie. W głowie, w której jeszcze przed chwilą panował chaos, huczała pustka.
Dopiero po kilkudziesięciu sekundach przebiła się w niej nieśmiała myśl:
Sasuke?
Odrętwiała z
szoku powoli podniosłam wzrok, spoglądając w prawo na przybysza. I zamarłam, z rozwartymi
ustami i oczami szeroko otwartymi. Ponieważ przede mną rzeczywiście stał on,
Sasuke Uchiha. Po prawie pięciu latach od wojny, tych długich latach
zadręczania się, uwijania z problemami Konohy i borykania z rzeczywistością,
znowu go widziałam. I zarazem serce jak i rozum, nie chciały w to uwierzyć. Po
pięciu latach…
- A jednak
nie zauważyłaś – odparł sucho, patrząc na mnie z góry. Jego czarne oczy
świdrowały moje zielone, zagubione i zdumione, jakby chciały mnie przekonać, że
to nie zwykła mara senna, a jawa.
Sasuke
odwrócił wzrok, kiwając na barmana. Ja jednak nadal wpatrywałam się w jego profil. W tę idealną, nie skalaną
żadną rysą twarz, jaka wyryła się w mojej pamięci, niczym głowy byłych Hokage
w skale. Ta sama blada cera, te same krucze włosy, delikatnie opadające na
twarz Sasuke w nieładzie. Jedyne co się zmieniło, to wiek właściciela, który
odbijał się na ciele. Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się mogłam dostrzec
wyostrzone rysy twarzy i delikatny zarost, jakby dwudniowy. Ale to były
tylko detale, które na moje nieszczęście, jedynie dodawały draniowi urody.
- Sakura.
Otrząsnęłam
się. Zmieszana, spuściłam wzrok, mając pełną świadomość, że Uchiha właśnie
uśmiechał się perfidnie pod nosem. Mogłam sobie jedynie wyobrazić, za jaką
irytującą mnie teraz miał. Jednak nie chciałam się tym zadręczać, czasy
płaczliwej, beznadziejnej Sakury już dawno przeminęły, a na jej miejscu wyrosła
nowa, odważna dziewczyna, która nie przejmowała się opinią jakiegoś dupka. W
tamtej chwili tylko chciałam zaspokoić swoją dręczącą ciekawość.
- Co ty –
odchrząknęłam – tutaj robisz?
- Błądzę –
odparł bez zawahania, uśmiechając przy tym enigmatycznie. – Od pięciu lat
tułam się po wszystkich wioskach, zwiedzam, żyję, wykonuje drobne zlecenia. Z
resztą – zaśmiał się chłodno, instalując swój wyważony, dumny wzrok na mnie –
chyba nie sądziłaś, że się ustatkuję, co?
Nie,
pomyślałam. A nawet miałam nadzieję, że się nie ustatkujesz. Nie póki… nie
wrócisz.
- Gdzieżby!
– prychnęłam.
Powoli
zaczynałam się rozluźniać, czuć swobodniej. Jakby to, że mężczyzna, któremu
oddałam swoje serce nie był draniem, który odszedł i jakbym w ogóle się tym
wszystkim nie przejmowała. Zupełnie jakby moje własne ciało próbowało oszukać
serce, że nie reagowałam na Uchihę jak magnez. Jakby motyle nagle ktoś zamordował,
co przecież było niedorzecznością, gdy wciąż tańczyły radośnie w moim wnętrzu,
naiwnie wierząc, że latają dla słusznej sprawy. A jednak, z niezrozumiałych dla
mnie względów, czułam się cholernie swobodnie. Dotąd spięte ze zdenerwowania
ciało trwało teraz w błogim rozluźnieniu. Przedziwne uczucie.
- Jednak nie
spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek cię spotkam – ponownie zagaiłam.
- Życie
zawsze postawi na swoim. – Zaśmiał się pobłażliwie. – A ty, co tu robisz?
Kobieta, medyk, przemoczona, w takim miejscu?
Jego wzrok
prześlizgnął się po moim mokrym, ciasno obleczonym przylegającymi ubraniami
ciele. Serce mi zapłonęło, dając ujście żarze na policzkach. Wzrok Sasuke nie
był taki, jakim zwykle mnie obrzucał – obojętnym, nienawistnym z nutą pogardy –
a zupełnie innym. Był… zaintrygowany. Czułam się, jakby po raz pierwszy uznał
mnie za kobietę.
- J-Jestem
na misji – wydukałam. Odwróciłam się do Sasuke bokiem, opierając o blat baru, a następnie kiwnęłam na barmana, dając mu znak, żeby nalał kolejną kolejkę. – Tutejszy
szpital potrzebował mojej pomocy.
Wlałam w
siebie kolejną dawkę alkoholu i kolejną, na chwałę odwadze.
Sasuke również uraczył się jednym kieliszkiem.
- A to wkurzeni skąd? Bo zakładam, że to jednak nie mnie nazywałaś dupkiem.
Oboje się
zaśmialiśmy, co wydało mi się strasznie dziwne. Sasuke się śmiał. Co gorsza,
śmiał się ze mną. Niepokojący fenomen.
- Ty jesteś
draniem nie dupkiem – odparłam, wlepiając wzrok w pustkę kieliszka. – Młody
stażysta ze szpitala. Myśli, że jest najlepszy, pozjadał wszystkie rozumy i
napuszył niemowlęce piórka. – Pokręciłam głową z dezaprobatą, uśmiechając
pobłażliwie. – Spieprzył odtrutkę, którą na szczęście podawaliśmy jedynie kotu,
jednak całą winę zwalił na mnie. Nienawidzę gówniarza.
Sasuke
zaśmiał się, co kazało mi na niego spojrzeć. Zadziornie unosił kąciki ust,
lustrując mnie tym… tym dziwnym wzrokiem!
-
Przypuszczałem, że się zmieniłaś, ale nie sądziłem, że zmiękłaś – zakpił.
- Nie
zmiękłam, draniu – wysyczałam, zaciskając pięści. – Gówniarz jest synem Lorda
Feudalnego. Konoha mogłaby mieć kłopoty, gdybym go chociaż tknęła. Ma dureń
szczęście. Dobrze, że jutro wracam do wioski.
- No tak –
prychnął. – Już zdążyłem zapomnieć, co to poświęcenie dla wioski. Dziwi mnie,
że kiedykolwiek się tym przejmowałem.
- Mnie dziwi
bardziej – odgryzłam się.
Nadal taksował mnie tym niezrozumiałym dla mnie spojrzeniem.
Czułam się całkowicie osaczona.
- Wynajmuję
pokój nad lokalem. Tam będzie wygodniej nam się rozmawiało. I – znowu obłapił
moje ciało zaciekawionym wzrokiem – będziesz mogła się osuszyć.
Sasuke nie
czekał na moją odpowiedź. Jakby nigdy nic, zwrócił się w przeciwną stronę, każąc mi podążać za sobą i
zaczął kierować do schodów, których zaledwie kawałek mogłam dostrzec z miejsca,
w którym stałam. A stałam jak wmurowana, zupełnie
nie wiedząc jak zareagować. Ta propozycja wydała mi się nagle bardzo…
niemoralna. Poczułam się jak jedna z panienek do towarzystwa, które krążyły
wokół mnie, obściskując się z przypadkowymi mężczyznami, którzy byli skorzy, by
im zapłacić. Szybko jednak ocuciłam się z wątpliwości, przypominając sobie
jeden fakt, który wyjaśniał wszystko:
Przecież to
Sasuke, a Uchiha nigdy nie dają niemoralnych propozycji.
Jak głupia,
z sercem na dłoni, pobiegłam za Sasuke, w duszy odczuwając jakiś dziwny
niepokój, wymieszany z dziką ekscytacją i… pożądaniem.
Już na
wejściu Sasuke poczęstował mnie sake. Od razu przez myśl mi przeszło, że
perfidnie chciał mnie doprowadzić do stanu całkowitego upicia, żeby… właściwie
nie wiem co „żeby”. Jednak ta myśl sprawiła, że zaczęłam uważać, zwracać uwagę
na jego zachowanie. Każdy gest, czy uśmiech traktowałam, jak coś podejrzanego,
co tylko sprawiało, iż serce zaczynało bić szybciej. To było okropne. Znów
go widzieć i rozmawiać, jakby nigdy nie odchodził. Było nawet gorzej.
Rozmawialiśmy jak najlepsi przyjaciele, albo bynajmniej kochankowie na
cotygodniowej schadzce. Czułam się z tym dziwnie nieswojo, a zarazem znajomo.
Te sprzeczności mnie wykańczały. Nie wiedziałam, co o tym myśleć i jak się
zachować. Ciągle pochłaniałam kolejne porcje alkoholu, by zagłuszyć wszelkie
wątpliwości, które podsuwał rozsądek. Przez myśl nawet mi przyszło, że może
Uchiha zachowywał się w tak pobłażliwy sposób, zupełnie do niego nie pasujący,
bo… chciał mnie uwieść? To było głupie! Wręcz idiotyczne z mojej strony!
Przypuszczać, że Sasuke… że on… że może jednak żywił do mnie jakieś uczucie?
A jednak
nadzieja się we mnie tliła…
Skonsumowaliśmy całą butelkę sake, a ja byłam pijana w sztok. Nigdy nie przesadzałam z
alkoholem, nie chciałam popełniać błędu mojej mentorki, wpadając w ten
nieprzyjemny nałóg. Już właściwie na dole w barze kręciło mi się delikatnie w
głowie. Cóż, teraz było o wiele gorzej.
Leżałam
jakby na plecach, chociaż moje nogi leżały na boku, więc właściwie ciało było skręcone. Jednakże mimo wszystko patrzyłam w sufit, więc chyba i pierwsza teoria się sprawdzała? W dodatku miałam mokre ciuchy! Jak osioł
uparłam się, że nie skorzystam z pomocy Sasuke i nie pożyczę żadnego z jego
ciuchów, bo we wszystkim widziałam podstęp. Drań pewnie chciał mnie zgwałcić,
już ja wiedziałam, co takim po głowie chodziło! Dlatego wytłumaczyłam się, że
przecież zaraz i tak będę wracać do swojego hotelu. Na tą wymówkę Uchiha jedynie
uśmiechnął się enigmatycznie, jakby już wtedy wiedział, że nie będę w stanie
się podnieść. Drań!
- Czyli
młotek dalej jest takim samym młotkiem –
zaśmiał się Sasuke na historię o przygodach naszego kochanego Hokage.
Siedział po turecku przy mojej głowie, spoglądając nań z pewnego rodzaju
sympatią i pobłażliwością. Niemal zupełnie nie spuszczał ze mnie wzroku, co na
początku mnie nieco drażniło i krępowało, jednak po kolejnych łykach sake
minęło.
Sama z
resztą nie byłam lepsza! Hańba mi i szubienica! Z początku wpatrywałam się w
niego z równą zaborczością, łapczywie zapamiętując każdy kawałek twarzy, by w
przyszłości z łatwością móc ją odtworzyć na nowo w ciągu chwili. Dopiero gdy
zawroty głowy się nasiliły, a moje ciało ogarnęło ciężkie odrętwienie, co jakiś
czas instalowałam wzrok na suficie, żeby tylko świat na powrót stanął w
miejscu. W dodatku cały czas się szczerzyłam! Pewnie gdyby nie miała mięśni znieczulonych przez alkohol, bolałyby mnie niemiłosiernie, ale… sake robiło swoje! Robiło z człowieka idiotę, marionetkę, którą pogrywało sobie jak zechce.
Dlaczego,
cholera, Uchiha jeszcze siedzi?!
Z trudem
podniosłam się na rękach do pozycji siedzącej. W głowie mi wirowało, więc
potrzebowałam dobrej chwili, zanim zebrałam się do wstania na równe nogi. W
końcu się jednak udało, a wtedy na moich ustach zawidniał tryumfujący uśmiech,
choć nie miałam pewności, czy różnił się czymkolwiek od poprzedniego
szczerzenia.
- Co ty
wyprawiasz? – spytał niezmiernie rozbawiony mój ukochany.
- Ja –
zachwiałam się, wskazując kciukiem na swoją upitą twarz – idę do siebie!
Wypięłam dumnie pierś.
Wypięłam dumnie pierś.
Sasuke
zaśmiał się dźwięcznie (do diaska, jak on pięknie się śmiał!), aż w moim brzuchu motyle poderwały się do lotu.
Uśmiechnęłam się szerzej - jeśli wierzyć, że to w ogóle możliwe - i
zachybotałam na boki. Obserwowałam z rozmarzonym wzrokiem (choć oczy były
zwężone pod wpływem alkoholu, niczym u kobry) Sasuke, delektując tym cudownym
dźwiękiem jego śmiechu i widokiem rozradowanej twarzy.
Sakura!
Cholera, weź się w garść!, pomyślałam. Przecież się z niego wyleczyłam…
A przynajmniej tak sądziłam.
A przynajmniej tak sądziłam.
-
Oczywiście, pani doktor – zaczął, niespodziewanie stając naprzeciw mnie. Był to
dla mnie tak niespodziewany widok, że niemal się nie przewróciłam. Silne ramię
Sasuke jednakże sprawnie oplotło moją talię, chroniąc przed haniebnym upadkiem.
– Ale ja jednak bym radził pozostać tutaj – mruknął, a nasze ciała były
niemiłosiernie blisko siebie.
Moje serce
znowu wystartowało w maratonie. Głupie! Czy nie widziało, że już nie miało
siły? Że niemal padało z wycieńczenia? A jednak, dalej biegło i biegło, i biegło…
A oddech Sasuke był taki ciepły. A oczy tak hipnotyzujące. A usta tak
magnetyzujące… A moje motyle tak głupie i naiwne!
O, na
wszystkich byłych Hokage!
Kiedy usta
Sasuke zetknęły się z moimi, aż jęknęłam z rozkoszy. Były takie ciepłe i
miękkie! Zapalczywie wbijały się w moje. Nasze języki niespodziewanie również
się odnalazły i poszły w tan. A ja nie wiedziałam już co się dzieje. Emocje we mnie
buzowały. Na zmianę chciałam go odepchnąć i przycisnąć do siebie bliżej. Byłam
rozdarta. Te uparte motyle szalały, a mięśnie podbrzusza ściskały tak bardzo
przyjemnie. Zaciskałam dłonie na jego ramionach, wpijając w nie palce. Nagle
poczułam jak spadam w tył, a już po chwili leżałam na tym ogromnym łóżku
Uchihy, na którym tak bardzo nie chciałam się znaleźć. Nie chciałam? Błąd!
Przecież od początku tylko tego chciałam!
Oddawałam
chaotyczne pocałunki Sasuke, w głowie mając tylko jedną myśl: Kocham cię. Słowa
te jednak nie mogły wydostać się na zewnątrz z dwóch prostych powodów: dumy i
faktu, że moje usta były zajęte zgoła czymś innym. Przez chwilę nawet
pomyślałam, że to tylko był jakiś pijacki sen. Ale nie był! A ta chwila
wytchnienia, którą podarował mi Sasuke, była tego potwierdzeniem.
- Nie
musiałeś mnie upijać, żeby mnie uwieść – wydyszałam półprzytomna.
- Wiem –
zaśmiał się. Spojrzałam w jego czarne tęczówki, w których ku mojemu zdumieniu,
ujrzałam… istną radość. – Ale musiałem siebie upić, żeby mieć odwagę cię
uwieść.
Nie zdążyłam
się nawet zaśmiać, a nasze usta znów połączył namiętny taniec. A ciało
chyżo się do tego dostosowało. Czułam, jak dłonie Sasuke niecierpliwie
przesuwały się po moich udach, brnąc w górę. Odpiął kaburę, następnie
zabierając się za zamek szortnicy. Poszło mu to nadzwyczaj szybko i w
niedługim czasie zostałam pozbawiona również spodenek. Z kamizelką jednak miał
już nieco większy problem, co zaskutkowało przerwaniem pocałunku. Niemal
jęknęłam z rozczarowania, powstrzymując się pozostałością dumy i opanowania.
Kiedy on trudził się z zamkiem kamizelki, ja bez problemu pozbyłam się jego
odzienia, więcej czasu poświęcając jedynie szerokiemu pasowi. Wkrótce oboje
byliśmy nadzy.
Alkohol
jakby całkowicie ze mnie uleciał. Co prawda nadal kręciło mi się w głowie,
jednak nie było to spowodowane sake. To nadmiar uczuć zmącił wszystko i z
ledwością rozróżniałam górę od dołu. Widziałam i czułam tylko Sasuke. Jego
dłonie na całym moim ciele. Jego pocałunki na każdym centymetrze skóry.
Jego oddech drażniący każdą komórkę mojego ciała. W końcu czułam jego całego i
było to najwspanialsze uczucie, jakie kiedykolwiek w życiu przeżyłam. Szczyt
wszystkiego, z którego powoli spadałam w błogie odprężenie i spokój ducha.
Podniosłam
ciężkie powieki. Głowa mnie lekko bolała, jednak nie przejęłam się tym. Przed
oczami, jak flashbacki zaczęły mi przelatywać obrazy z wczorajszej nocy. To
było takie dziwne! Leżeć na piersi Sasuke, wtulać się w niego i mieć w głowie,
te wszystkie myśli. Czułam się zupełnie nieswojo i chyba nawet było mi… Wstyd?
Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, byłam taka zagubiona… Wyrzucałam
sobie, że się tak upiłam, że dałam ponieść emocjom. Ale z drugiej strony… Czy
rzeczywiście tego żałowałam?
Poruszyłam
się niespokojnie, odkrywając przy okazji, że jakimś cudem miałam na sobie
bieliznę. Nie pamiętałam, żebym ją wkładała, jednak w rzeczywistości całkiem
niewiele pamiętałam z ubiegłej nocy.
Oprócz tej najważniejszej chwili, reszta była przykryta jakby mgłą.
- Nie śpisz?
– usłyszałam chłodny głos Sasuke. Wzdrygnęłam się. To nie był już ten miły,
uwodzicielski ton z wieczora.
- Mhhm –
mruknęłam, nie mając odwagi nic więcej wykrztusić, czy nawet na niego spojrzeć.
Wolałam dalej przyciskać policzek do jego torsu i odkładać zmierzenie z
prawdą na później.
- Sakura –
zaczął po chwili – kochasz mnie?
Serce zabiło
mi szybciej. Zaskoczył mnie.
Czy Cię kocham? Naiwne pytanie, kochanie.
Ale czy na pewno chcesz znać na nie
odpowiedź?
- Nie,
Sasuke. Ja cię nienawidzę – odparłam hardo.
Poczułam,
jak mięśnie Uchihy naprężają się. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Oczywiście
– prychnął. Jego wyprany z uczuć śmiech odbił się echem w mojej głowie. – I dlatego się ze mną przespałaś, tak? To
dlatego nadal leżysz przy mnie w połowie naga?
- Musnął nosem moje lewe ucho, a ciepłym oddechem owiał policzek.
Drażniło, to tak przyjemnie drażniło. - Skoro to nie miłość, to wychodzi na to, że
Sakura Haruno jest dziwką.
Dziwką? Nie,
Sasuke, to ty jesteś dziwką, nie ja. Jesteś męską dziwką, wykorzystywaną przez
nienawiść i dumę.
- Nie,
Sasuke. – Odkleiłam się od jego ciała, nagle czując przypływ odwagi i siadając
naprzeciw niego po turecku. Splotłam ze sobą palce naszych dłoni; nie
protestował. – Kiedy wczoraj spotkałam cię w barze, kochałam cię. Kiedy mnie
całowałeś, kochałam cię. Kiedy się kochaliśmy – Uśmiechnęłam się na wspomnienie
dreszczy przyjemności. – kochałam cię.
Sasuke
patrzył nierozumnym spojrzeniem. Czarne tęczówki przeszywały mnie na
wskroś, chcąc odkryć tajemnice usłyszanych słów.
Spokojnie,
kochany, zaraz wszystko się wyjaśni.
- Ale teraz
cię nienawidzę – zaczęłam chłodno. Podtrzymywałam kontakt wzrokowy; mojej
uwadze nie uszło zdziwione przymrużenie oczu przez Sasuke. Tak, nienawidzę cię,
Uchiha. – Tak samo jak nienawidziłam cię, gdy odchodziłeś z wioski siedem lat
temu. I po czwartej wojnie. Za każdym razem, gdy odwracałeś się ode mnie, od
nas… zaczynałam cię nienawidzić.
Milczał,
obserwując mnie uważnie. Nawet nie mrugnął, a ja nie potrafiłam odczytać jego
emocji.
Czy moje
słowa Cię przejęły?
Czy Twoje
serce krwawi, jak moje?
Czy żałujesz
swoich czynów?
Wróć.
Nie
rozłączając naszych dłoni, usiadłam
okrakiem na Sasuke. Bezwiednie podkulił nogi, dając mi oparcie.
Ścisnęłam mocniej jego dłoń, jednocześnie pochylając się w jego stronę. Nasze
twarze dzieliły milimetry, a oddechy zlewały się w jeden. Miałam przymknięte powieki, ale
czułam magnetyzm między nami, czułam, jak jego usta zbliżały się do moich.
Ale nie pozwoliłam im się spotkać. Zsunęłam głowę w bok, mijając się z
ponętnymi wargami Sasuke.
- Nienawidzę
cię – szepnęłam mu do ucha – bo za chwilę znowu odejdziesz. Zostawisz mnie na
kolejne dni, miesiące, lata… albo już nigdy nie wrócisz.
Ciężko było
mi złapać oddech, cała drżałam od emocji. Chciałam się rozpłakać, ale
jednocześnie wiedziałam, że nie mogę tego zrobić przy nim. Zbyt wiele razy
widział mnie w tym wydaniu.
- Sakura…
Nie wiem co
chciał powiedzieć. Nie obchodziło mnie to. Jednym szybkim ruchem zeszłam z
łóżka, uciekając do łazienki. Gdy zamknęłam jej drzwi, podeszłam do umywalki,
opierając się o nią rękoma. Chwilę wpatrywałam się w ceramiczne dno, łapiąc
głębokie oddechy. Potem spojrzałam w lustro.
Oczy
czerwone od wzbierających się w nich łez, a zarazem bardziej soczyście zielone
niż kiedykolwiek wcześniej. Usta drżące i nabrzmiałe. Włosy w nieładzie.
Policzki czerwone… jednak wciąż suche. Łzy tym razem przegrały walkę z dumą.
Wzięłam
długi, gorący prysznic. Cieszyłam się kojącą wodą, która w tak delikatny sposób
obejmowała moje ciało. Pomagała zmyć z siebie cudowne chwile, które przyniosły
tak wiele wyrzutów sumienia.
Czy dobrze
zrobiłam?, pytałam wciąż siebie. A odpowiedź zmieniała się za każdym razem.
Dobrze.
Przecież przez te kilka minut, kilka najwspanialszych minut mojego życia… byłam
szczęśliwa. Nigdy wcześniej nie czułam się lepiej. Ta euforia, jaka mnie
opanowała w momencie zjednoczenia, to było coś niesamowitego.
Źle.
Przecież Sasuke nic do mnie nie czuł. Dla niego to była po prosu świetna zabawa,
dobry seks. Wykorzystał mnie, a świadomość tego bolała.
Dobrze.
Przecież spełniło się moje największe marzenie! Ja, Sakura Haruno, kochałam się
z Sasuke Uchihą. Tyle razy o tym śniłam, że realność tego zdarzenia wydawała mi
się aż… nierealna. Chciałam trwać w tym marazmie, nigdy z niego nie wyswobadzać.
Jednak prawda w oczy kole.
Źle.
Przecież on i tak o d e j d z i e.
Wchodząc do
pokoju, owinięta szczelnie ręcznikiem, ujrzałam Sasuke siedzącego na łóżku w
pełnym ubiorze. Jego katana leżała grzecznie na pościeli obok właściciela,
lśniąc niebezpiecznie w blasku lampy. Gdy usłyszał kroki, zwrócił się w
moją stronę. Jego twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych uczuć. Spokój,
zdecydowanie, chłód, opanowanie. Zero litości, zero miłości, zero wrażliwości.
Jak ja mogę go kochać?
Jak ja mogę go kochać?
- Niedługo
wyruszam – rzekł twardo, sięgając po swą broń i na niej skupiając wzrok.
Miękko
stąpając, przemierzyłam pokój, zbierając wszystkie swoje ciuchy. Nie
odpowiedziałam. Bezceremonialnie zrzuciłam z siebie ręcznik, stając za plecami
Uchihy w samej bieliźnie. Powoli zaczęłam ubierać poszczególne części
garderoby. Spodenki, szortnicę, kamizelkę. Przy ostatniej wymienionej rzeczy
poczułam na sobie jego wzrok, palił mnie w plecy. Drżącymi palcami zapięłam
zamek, następnie odwracając ku podglądaczowi.
Sasuke podniósł się
z materaca, podpierając katanę o skraj łóżka. Powolnym krokiem dotarł do mnie,
stając zaledwie w kilkucentymetrowym odstępie. Musiałam zadrzeć głowę, by
spojrzeć mu w oczy, lecz widok był tego wart. Zmieszany Uchiha – to właśnie
zobaczyłam.
- Dziękuję –
wyszeptał, całując mnie delikatnie w usta.
To było tak
niespodziewane i czułe, że znowu przez
myśl przeszło mi słowo sen.
Pogłębiłam
pocałunek, wygłodniała jego dotyku. Skróciłam dzielącą nas odległość do zera,
napierając na niego swym ciałem. Dłonie wpiłam w jego włosy, a Sasuke ręce
bynajmniej nie były dłużne, oplatając mnie w tali. Błądził w górę i w dół mego
kręgosłupa, kurczowo trzymając blisko siebie. Ze zdziwieniem zdałam sobie
sprawę, że on pragnął mnie w tak samym stopniu, jak ja jego. To było chore. Ten
dziki, namiętny pocałunek był chory. A najbardziej chora byłam ja, bo tego nie
przerwałam.
Gdy w końcu
przestrzeń między naszymi ustami zwiększyła się do jakiś trzech centymetrów,
poczułam się otępiała. Oboje oddychaliśmy ciężko, spragnieni powietrza i siebie.
Nogi miałam jak z waty i zapewne gdyby nie silne ramiona Sasuke, upadłabym na
podłogę w jak najmniej zgrabny sposób. Ale on był przy mnie. A siła tych dwóch
słów poraziła moje serce, niemal zabiegając je szybkim biciem na śmierć. P r z y
m n i e .
- Dziękujesz
mi za dobry seks? – spytałam drżącym głosem, bojąc się odpowiedzi.
Zdrowy
rozsądek podpowiadał mi tylko jedną odpowiedź: tak. Jednak serce, ten głupi,
niewdzięczny i nieposłuszny narząd żył oddzielnym życiem i twierdził zupełnie
inaczej, niż rozsądek. Ono krzyczało: nie! A słowa Sasuke były dla mnie
ukojeniem i rozwiązaniem sporów:
- Nie –
zaśmiał się. – Chociaż rzeczywiście był dobry.
Również się
zaśmiałam, jednak mniej pewnie niż on. Wciąż byłam uwięziona w niewiedzy,
rozdarciu i w jego ramionach.
- Więc za
co?
Długo
milczał, skanując całą moją twarz; usta, nos, oczy - tu zatrzymał się na o wiele
dłużej. Wpatrywał się we mnie, jakby chciał zobaczyć moją duszę. Lub odpowiedź
na pytanie, które przecież ja zadałam.
- Za to
samo, za co dziękowałem ci siedem lat temu.
Puścił mnie,
natychmiast się odwracając i odchodząc. Chwycił swoją katanę i zawiesił przez
ramię. Znów był zabójcą i zdrajcą, którego każdy znał. A zarazem człowiekiem,
jakiego ja nie znałam.
- Czekam na
zewnątrz – rzucił przez plecy, ściągając z wieszaka przy wyjściu swój czarny
płaszcz.
Wyszedł.
Ponownie zostawił mnie samą, zagubioną i bez odpowiedzi.
Padało.
Niebo zasłały ciemne, niemal czarne cumulonimbusy, które szczelnie
zakrywały nocne gwiazdy. Mój płaszcz był już prawie całkowicie przemoknięty,
natomiast kaptur mokry, jak szczur spod rynny. Szliśmy z Sasuke przez pogrążony
w mroku las, a jedyne co byłam w stanie zobaczyć, to zarys jego sylwetki, która niemal całkowicie wtapiała się w otoczenie; i moje zabłocone buty. Kiedy
dodać do całej sytuacji kompletny mętlik w głowie, pytania bez odpowiedzi i
świadomość, że wraz z końcem kniei na powrót znienawidzę ukochaną osobę,
rachunek był prosty – całkowita beznadzieja. Jednak to było nic, w porównaniu
do tego, jaka żałosna byłam ja.
Ostatni
wieczór był jak spełnienie moich marzeń.
Marzeń, które nigdy nie miały się spełnić.
Dlaczego?
Dlaczego byłam tak lekkomyślna i dałam się ponieść emocjom? Myślałam, że się
zmieniłam, że dawna Sakura już nie istniała. Że przepadła wraz z dniem, gdy
mężczyzna idący przede mną próbował mnie zabić. Bo przecież tak było!
Znienawidziłam go, tak naprawdę znienawidziłam, całym sercem, całym rozumem,
całym ciałem, całą sobą. Każda komórka istniejąca we mnie drwiła z uczucia,
które kiedyś owładnęło moim ciałem, tą głupią miłością. W tamtym czasie liczył
się tylko trening, stawanie silniejszą i pomoc Naruto.
Zrezygnowałam z Sasuke i schowałam
wspomnienia o nim gdzieś głęboko, w najciemniejszym zakątku mojej
podświadomości, gdzie powoli wykrwawiał się w zapomnieniu i nicości.
A jednak,
kiedy pojawił się wtedy w barze. Kiedy wymruczał moje imię. Kiedy mnie na nowo
omamił. Kiedy gładził i pieścił moje ciało i zmysły. Kiedy po raz kolejny mi
dziękował. Znów rozpalił ten ogień miłości. Uciekł z więzienia
podświadomości i przeszłości, i rozgościł się w teraźniejszości. A ja nie
potrafiłam go zatrzymać.
- Sakura –
jego szorstki głos wyrwał mnie z zadumy.
Skupiłam na
Sasuke wzrok, a kiedy zobaczyłam, gdzie jesteśmy, już wiedziałam, czemu się
do mnie zwracał. Przystanęliśmy na skraju lasu, przed nami rozciągało się
jedynie pole skąpane w mroku. Wzdłuż linii drzew ciągnęła się piaszczysta -
choć w tej chwili błotnista – droga towarowa. Deszcz nadal siekał
niemiłosiernie, jakby swoim bytem chciał nas pospieszyć do rozstania i znalezienia osobnych
schronów przed nim. Drań.
- Czyli to
już – zaczęłam, odnajdując jego głęboko czarne tęczówki, jak zwykle zimne i
niewzruszone. – To koniec naszej przygody.
Nie
przytaknął. Stalowym spojrzeniem przewiercał mnie na wylot, jakby chciał
zatrzymać w pamięci właśnie ten moment. Portret kobiety – przemoczonej,
przemarzniętej i przepełnionej głupią nadzieją. I cały czas milczał, kiedy ja
pragnęłam wykrzyczeć mu w twarz, by nie odchodził po raz kolejny, żeby wrócił
ze mną do Konohy. Był oazą spokoju, podczas gdy we mnie szalała burza z ulewą
większą niż ta, która nas gromiła. Burza uczuć i zwątpienia w słuszność swoich
myśli i zachowań.
- Nic nie
powiesz? – wyrzuciłam z siebie z drwiną.
Cała drżałam,
nie tyle z chłodu, co z tłumionych emocji. Starałam się, tak cholernie mocno
staram się sprawiać wrażenie, jakby mi nie zależało. Chciałam zimitować bladą maskę obojętności Sasuke, lecz niestety, gdzieś przy procesie kopiowania
popełniłam błąd. Podróbka wyszła nadzwyczaj marna; oczy roziskrzone nadzieją,
czoło zmarszczone miast gładkie, a usta drżące – nie w drwiącym uśmiechu, ale z bólu.
- Sasuke…
- Dziękuję.
Znowu to
samo. To pieprzone d z i ę k u j ę - niewytłumaczone, nieodkryte, nieistotne. Zacisnęłam pięści, boleśnie wbijając
paznokcie w skórę.
- Za co -
wydusiłam ze ściśniętym gardłem. Łzy zaczęły bezkarnie spływać po moich
policzkach, a ja łudziłam się, że Uchiha tego nie zauważył przez deszcz. – Za co mi, cholera, tak ciągle dziękujesz,
draniu?!
Ledwie
zdążyłam to wykrzyczeć, a już czułam na ustach jego smak. Całował mnie
inaczej niż wcześniej, bardziej zażarcie i brutalnie. Przyciskał do siebie tak
blisko, jakby nigdy nie miał zamiaru puścić. Jakby postanowił zostać na zawsze,
a ostatnie dwa dni rzeczywiście coś znaczyły, jakby mnie kochał.
A ja czułam się, jakby to była prawda. Moje ciało reagowało na to wszystko, jakby było prawdą. Mięśnie podbrzusza ścisnęły się przyjemnie, a serce zabiło mocno niczym dzwon. Nie potrafiłam złapać oddechu zaaferowana tymi wygłodniałymi pocałunkami.
A ja czułam się, jakby to była prawda. Moje ciało reagowało na to wszystko, jakby było prawdą. Mięśnie podbrzusza ścisnęły się przyjemnie, a serce zabiło mocno niczym dzwon. Nie potrafiłam złapać oddechu zaaferowana tymi wygłodniałymi pocałunkami.
I nagle
wszystko zniknęło. Ciepło Sasuke oddaliło się ode mnie, usta były pieszczone
już tylko przez deszcz. Spadające krople grały smutną melodię, która przyniosła
mi ostatnie słowa kochanka: za miłość. A
gdy otworzyłam oczy, jego już nie było.
- Za miłość?
– wyszeptałam w szoku. Dopiero w tamtej chwili dotarło do mnie znaczenie tych
dwóch słów, sens tego wszystkiego. Wtedy nieznane ciepło zaczęło panoszyć się w
moim ciele, mając swoje epicentrum w sercu. Tam był czysty ogień.
Spojrzałam w
czarne czeluścia lasu, a ogromny płomień przygasł.
Sasuke Uchiha nigdy nie mówił o swoich
uczuciach, pomyślałam. I wtedy uświadomiłam sobie, czym była spowodowana jego
chwilowa słabość. Te dwa słowa nie były jedynie głupim wyznaniem, ale czymś
zgoła innym i gorszym – pożegnaniem.
Zadrżałam z zimna i rozczarowania, a żar w sercu całkowicie wygasł,
zostawiając po sobie jedynie marny popiół.
Coś we mnie umarło. Nie do końca byłam pewna co: nadzieja, miłość,
nienawiść? Jednak z pewnością jedno z nich… albo wszystkie. Czułam się pusta.
Od Autorki: Witam wszystkich w moich skromnych, blogowych progach ^^ Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek założę bloga o tematyce SasuSaku, ale to chyba dobrze, że zaskakuję nawet samą siebie. Ogólnie to ten rozdział początkowo był jedynie o-s., którego opublikowałam na moim drugim blogu. Jednakże kiedy jedna z moich czytelniczej (tak, Odea, o Ciebie chodzi) napisała mi, że chciałaby wiedzieć, jak dalej potoczyłaby się ta historia, moja wyobraźnia zaczęła mocno pracować. No i wymyśliłam! Teraz pozostaje mi już tylko spisać, co mi tam w głowie siedzi ;)
Mam nadzieję, że kogoś udało mi się zainteresować tym rozdziałem. Ogólnie rzecz ujmując - na SasuSaku się nie znam, bo w moim sercu siedzi ShikaTema, ale postaram sie jak mogę, żeby nie zepsuć tej pary w swoim opowiadaniu :)
Pozdrawiam!
Hah! No mnie zainteresowałaś na pewno!
OdpowiedzUsuńNie będę się nad fabułą znowu rozpisywać, chociaż nie oparłam się i przeczytałam ponownie tego one-shota/rozdział i znów tak samo mi się spodobał.
Z wielką niecierpliwością czekam więc na II rozdział, bo zapowiadałaś mi go już jakiś czas temu, więc czekam dosyć długo xD
No i życzę duuużo weny na tę historię i nie mniej na ShikaTema, rzecz jasna ;)
O rany przeczytałam jeszcze raz.. i jeszcze raz umarłam. Niesamowite i przepiękne.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się cieszę, że postanowiłaś kontynuować tą historię, a jednocześnie zastanawiam się w jaki sposób to zrobisz!
Pozdrawiam, buziaki ;3
Ja jestem w siódmym niebie po tym rozdziale!
OdpowiedzUsuńI aż potrzebuję chwilę przerwy by odzyskać oddech po nim, a więc... kilkadziesiąt minut później:
Nadal nie mogę ochłonąć! To było takie, takie... piękne, cudowne, brakuje mi słów, by móc wyrazić opinię na temat tego dzieła sztuki - gdyż to określenie najbardziej pasuje do tego rozdziału.
W podstronie o Autorce przeczytałam że najchętniej chciałabyś usłyszeć krytykę, ale tu nawet nie ma co krytykować!
Po prostu zakochałam się na zabój w tym opowiadaniu, że nawet nie potrafię ułożyć konstruktywnego komentarza tylko paplam co mi ślina na język przyniesie.
Już nie potrafię doczekać się kolejnego rozdziału, ale wiem że mogę sobie troche poczekać, co? ;D Ale nie szkodzi, bo do tego rozdziału i pewnie w późniejszej dacie do całego opowiadania będę wracać często.
No nic, poczekam, poczekam ale wierz mi dawno nikt swoim opowiadaniem tak bardzo nie poruszył mi serca, które łopocze cały czas.
To jest istny ideał!
Pozdrawiam! ;*
Jaaaaaaaaaaaaaak bardzo mi miło! Cieszę się, że ten rozdział się podoba i za nazwanie do ideałem! Łał no, nie spodziewałam się tego <3
UsuńNad rozdziałem 2 już pracuję i chciałabym go skończyć do niedzieli, ale nie wiem jak mi to wyjdzie :) Wszyscy nałożyli teraz na mnie taką presję swoimi cudownymi komentarzami, że musze się naprawdę postarać, żeby utrzymać poziom, haha xd
Dzięki za komentarz i pozdrawiam! :D
A proszę bardzo! ;)A właśnie, pozwoliłam sobie zareklamować twojego bloga na swoim fb page, bo jestem zdania że ludzie muszą to przeczytać i basta! xD Nadal utwierdzam się że to jest istny ideał i zamierzam trzymać się tego stwierdzenia! ;)
UsuńI po co mówiłaś? xD Teraz na dupie nie usiedze! haha ;D
Reklama? O boziu, jak ja mam Ci za to podziękować, haha! Nawet nie wiesz jak mi jest z tego powodu miło, no normalnie mam ochotę Cię wycałować! :DDDDDDDDD
UsuńA to całuj ;P
UsuńAA! spełniasz marzenia:)) Jedna z najlepszych partówek jakie czytałam staje się opowiadaniem, mam nadzieje, że wena Ci będzie jak najczęściej sprzyjać, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńLubię spełniać marzenia ^^
UsuńTalent wyczuwam, niesamowity talent. Wszystko w tym rozdziale było takie, takie... niesamowite. W pewnych momentach zaczynało brakować mi tchu.
OdpowiedzUsuńNaprawdę, tyle miałam ci do napisania, ale po prostu nie umiem tego obrać w słowa.
Życzę ci dużo, dużo weny, mam nadzieję że następny rozdział szybko się pojawi
Pozdrawiam :*
[mynameisnobodyyy.blogspot.com]
Dziekuje Miku-chan, ze to polecilas, bo doprawdy jest genialne! Czapki z glow serio, caly tekst przy tak szerokim rozbudowaniu, jest niesamowicie spojny i zaskakujacy. A gdy skonczylam czytac uswiadomilam sobie, ze z pewnoscia moglaby to by byc rowniez partowka z otwartym zakonczeniem, aczkolwiek ciesze sie ze tak nie jest i jestem bardzo zaintrygowana jak potocza sie dalej losy bohaterki, bo mi samej ciezko jest sie domyslic :-o podziwiam Cie za pomysl, stylistyke, styl, dlugosc notki i ogolnie rzecz biorac ZA WSZYSTKO! Pozdrawiam, wyczekuje kolejnego rozdzialu i duuuuuuzo weny na te wakacje zycze;-) hayley
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i bardzo cieszę się,że chcesz pisać dalej,bo to naprawdę wielki talent! Tak przyjemnie mi się to czytało,że nie chciałabym przestawać.
OdpowiedzUsuńA ja się nie będę powtarzać. Powiem tylko, że za drugim razem ten rozdział podobał mi się jeszcze bardziej, a nie sądziłam, że to możliwe.
OdpowiedzUsuńDobrze, że posłuchałaś koleżanki, bo to opowiadanie naprawdę jest bardzo dobre i wciągające :) Musiałam czytać na dwa razy, bo tak mnie wciągnęło ale oczy zaczęły płatać figla. To co przeczytałam, było takie inne ... Najpierw spotkanie drużyny 7, potem znowu rozstanie a następnie przypadkowe spotkanie Sakury z Sasuke. Wspólne picie Sake a potem upojna noc i poranne pocałunku, ostatecznie pożegnanie na rozdrożu dróg oraz niezrozumiałe słowa podziękowania, które Sasuke użył 7 lat temu a także teraz, rozbijając tym samym twardą barierę, budowaną przez Sakurę. Naprawdę się spisałaś i mimo, że fascynuje Cię inny paring, tutaj pokazałaś co potrafisz :D Jestem zafascynowana :D Gratulację i z cierpliwością czekam na jeszcze :D Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńPS. Przy okazji zapraszam do mnie :) www.losy-sakury-i-sasuke.blog.onet.pl bądź www.nowy-czas-nowe-zycie-by-mysia.blog.onet pl albo www.ss-mysia-chan.blogspot.com
PS.2 Zapomniałam się podpisać ^^" To z wrażenia, jakie wywarła na mnie ta historia :) ==> Myszka <==
OdpowiedzUsuńBędę stałym gościem! Niech tylko się wezmę za siebie i to przeczytam xD
OdpowiedzUsuńW sumie postanowiłam tu zajrzeć i jak zaczęłam czytać, coś mi świtało, że już gdzieś to czytałam. A to twój o-s, który był naprawdę dobry ( i który mnie zauroczył, gdyż idealnie opisałaś sytuację i wcieliłaś się w postać sakury )Jak już pisałam na twoim drugim blogu, jest po porostu przepiękny. Fajnie, że jednak postanowiłaś zrobić z tego opowiadanie.
OdpowiedzUsuńHuh, boże ile ja się zabieram, żeby przeczytać twoje drugie opowiadanie... Ale już niedługo wakacje i mam nadzieję, że w końcu się zmobilizuję :D
No nic, pozdrawiam i weny! ;)
Oooo, Sasame! Ale miło widzieć Cię tutaj, i że zbierasz się do przeczytania TL! Faajnie ^^
UsuńNo tak, każdy się cieszy, a ja np. coraz bardziej zaczynam się bać tej kontynuacji xd bo co jeśli wszystko i zepsuję i zniknie ten "urok", który miał o-s? :< No ale karty już zostały rozdane, więc trzeba grać!
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*
Czytanie w narracji pierwszoosobowej, mając Sakure za główną bohaterkę jest... naprawdę dziwnym uczuciem. Dobrze jednak, że już po chwili poczułam, że to Ty pisałaś i wszystko przeszło. Bo jak Ty piszesz to wiadomo, że będzie klimatycznie, nie-sztucznie i oddasz charaktery postaci. Czy się zawiodłam? Oczywiście, że nie. Jak zwykle :) Chociaż gdy rzuciła się Naruto w objęcia, nóż sam mi się w kieszeni otworzył, ale rozumiem - przyjacielski uścisk, wygrana wojna. OK, rozumiem. Nawet mi to aż tak bardzo nie przeszkadza, bo gdyby tego nie zrobiła, znowu byłoby dziwnie. Podeszłaby do nich i stałaby jak kłoda, patrząc się na jednego to na drugiego...? Ja mam osobiście nadal takie mniemanie, że Sasuke zasługuje co najmniej na dożywocie, gdyby chciał wrócić do wioski. Dobrze, że u Ciebie ma ambitne plany iść dalej swoją własną drogą, bo przynajmniej przeżyje. Znowu spierniczy, ale będzie żył. xD
OdpowiedzUsuńSerio? Fazuje. Dziwne przeznaczenie spotkania Sasuke akurat w tym obleśnym barze, luźna rozmowa, słownik Sakury i później propozycja wynajęcia pokoju. Ja na miejscu Sakury też bym poszła. xD Sasuke się wydawał taki inny, chociaż nadal to był Sasuke. Jak ci się to udało? O.o Haha, sukinkot chce ją upić a później wykorzystać seksulanie zgadłam? (czytam część - komentuje - czytam część - komentuje). Dajesz Sasuke! Dobra no, to było chamskie ale Perełka fazuje i mi się to podoba, dlatego... Dajesz Sasuke!
Dobra, wreszcie sprawdzę w słowniku co to znaczy to enigmatycznie, bo ja też nie wiem, a do tej pory mi się nie chciało sprawdzać. Dobra, już wiem. Ei, dobra... to nie są żarty. Lubię twoją Sakurę! I lubię Twoje SasuSaku. Po pierwszym rozdziale wypełniłaś już swoją misję? Tak nie może być. Ale to chyba dlatego, że przeszłaś do konkretów xD A scena na łóżku mi się tak strasznie podobała, że aż przeczytałam ją dwa razy. Wszystko mi się tutaj podobało! Końcowa scena również powala na kolana. Brawo!!
Ogólnie... taki klimacior, że aż mnie miażdży. Bardzo dobrze, że planujesz to kontynuować. Jestem naprawdę ciekawa i pozytywnie nastawiona. Czekam na rozdział 2 z n i e c i e r p l i w o ś c i ą!
Życzę dużo weny na obydwa blogi :)
Ooooo, widzę, że komuś dobrze idzie nadrabianie blogów! Ze sporym opóźnieniem (licząc od o-s), ale w końcu przeczytałaś! :D
UsuńI serio? Już po pierwszym rozdziale wypełniłam misję? A myślałam, że będę musiała wojować o Twoje zadowolenie! Ach, jak miło, presja trochę zeszła :D Teraz byle nie zepsuć xd
I nie martw się, żadnego NaruSaku tutaj nie szykuję, więc schowaj ten nóż! Bo tu tylko jako przyjaciele :)
Sasuke, ale nie jak Sasuke? Przyznam się, że jego postać jest dla mnie bardzo trudna i boję się, że go źle oddam, więc stąd może się wzięło to twoje dziwne wrażenie :)
Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam <3
Rozdział dłuugi i na prawdę świetny. Przez ciebie nabawię się kompleksów. :P
OdpowiedzUsuńPowtarzam to w wielu przypadkach, ale nie przepadam za parą SasuSaku... Na szczęście jednak postanowiłam przeczytać rozdział i powiem szczerze, że się w nim zakochałam. Nawet nie przeszkadza mi fakt, że to własnie Sakura jest główną bohaterką tego opowiadania, bo piszesz niesamowicie. Emocje jakie chciałaś oddać - no, zrobiłaś to idealnie, każde odczucie Sakury równie mocno odczuwałam ja czytając ten rozdział. Tylko pogratulować, moje marzenie to pisać tak jak ty. :3 Chciałabym, żebyś informowała mnie na bieżąco o nowych notkach na moim blogu: sasuke-i-erin.blog.pl Byłabym wdzięczna. Życzę ci dużo weny i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Ps. Z wielką przyjemnością dodałam twojego bloga do linków. :3
Dziękuję za dodanie do linków i za wszystkie miłe słowa :* I wiesz co? Jeszcze rok temu również byłam przeciwna temu paringowi, mogę nawet z ręką na sercu powiedzieć, że go nie lubiłam xd Ale jeden blog zmienił moje nastawienie do SasuSaku, a kilka kolejnych sprawiło, że nawet go polubiłam :D Mam nadzieję, że Ty też się nieco przekonasz.
UsuńPozdrawiam! :)
piekny szablon! i podoba mi się tytuł i oświadczam, że mimo nie cierpię Sasusaku, to przeczytam Cię jak tylko ogarnę syf w mojej szafie...
OdpowiedzUsuńxoxo!
Nie, jednak nie mogłam tego przeżyć. Za dużo Sasuke... :D Doszłam do... nawet nie połowy, więc wyrażę opinię na temat tego fragmentu przez który przebrnęłam. Strasznie podoba mi się Twoja Sakura, idealnie przedstawiony Naruto i zarost Sasuke (ale tylko dlatego, że kocham facetów z zarostem, a nie Sasuke) Hmmm, dalej. Obrazek na samym początku, jak Uzumaki obejmuje Uchihę - awwwww <3 I jeszcze bluzgająca Sakura! Cudo! Generalnie rzecz biorąc to podoba mi się jak piszesz, ale niestety to Sasusaku. Mimo to, życzę weny i dużej dużej dużej i jeszcze większej ilości czytelników. I weny!
OdpowiedzUsuńxoxo
[daraku-tenshi.blogspot.com]
Dziękuję! Zdaję sobie sprawę, że nie każdy lubi Sasuke. Właściwie sama za nim nie przepadam, ale tak jakoś wyszło, że zaczęłam tą historię ;p W moim sercu siedzi Shikamaru Nara i chyba już nigdy z niego nie wyjdzie, bo jest moją jedyną, wielką miłością <3 Także tego... wiesz, bo ja mam jeszcze drugiego bloga i tam też jest ładny szablon xd
UsuńNo nic, mimo że nie zostaniesz ze mną na dłużej, to i tak jestem Ci wdzięczna za opinię! ;*
Pozdrawiam! :)
Ależ pięknie to opisałaś! Chociaż trochę dziwnie czytać o Sasuke w takiej łagodniejszej odsłonie, chwilami zdawał się taki słodki, niepewny, wręcz jakby onieśmielony! A uwielbiam ten paring, więc tym lepiej mi się czytało:) Zauważyłam tez, że bohaterowie u Ciebie spotykają się w tym samym miejscu, co u mnie - w barze, chodź u mnie w zupełnie innych okolicznościach. I jak tak sobie porównałam swój tekst do Twojego to jestem zrozpaczona, jak można tak to wszystko opisywać? czyta się to wszystko u Ciebie tak lekko, tak płynnie, że z checia przeczytałam tekst dwa razy i za drugim był jeszcze lepszy niż za pierwszym! Jak to zrobiłaś!? Pozdrawiam i mam nadzieję, że wana Ci będzie dopisywać!:)
OdpowiedzUsuńNa początek podziękuję, że w ogóle to piszesz. Podoba mi się niezmiernie, idealnie oddajesz uczucia postaci. Naruto - wciąż uparty i dążący do celu. Sakura - trochę naiwna, ale zdecydowana, delikatna, a zarazem silna. Sasuke - zimny drań, ale wciąż posiadający krztynę ciepłego wnętrza...
OdpowiedzUsuńNo i te opisy... Pzebieg wydarzeń... Super! Masz talent do pisania FF i musisz to kontynuować. ;) Dodam Cię do sposów na moim blogu i informuję, że staję się stałą czytelniczką. Jakby co, podam też link do siebie (opowiadanie o FMA B).
www.fma-opowiadanie.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę wielki talent i cudowny styl pisania :) W twoim opowiadaniu jest mój ulubiony typ Sasuke. Zimny drań topiący smutek w alkoholu ale także zwyczajny i ludzki. Pozdrawiam i mam nadzieję,że wszystkie rozdziały będą równie niesamowite.
OdpowiedzUsuńPrzecudowne, prześwietne i przezajebiste.
OdpowiedzUsuńZ wiadomych powodów nie stać mnie dziś na więcej, ale lecę czytać dalej.
Magiczny rozdział :D poruszyłaś taką tematykę i stworzyłaś taką fabułę z którą się jeszcze nie spotkałam :D strasznie podoba mi się w jaki sposób opisujesz emocje Sakury i że nie jest to namiastka, tylko mam wrażenie, jakbyś ty przeżywała coś podobnego, opisywane emocje są bardzo rzeczywiste, trafiające do czytelnika :D
OdpowiedzUsuńEj, dobra. Przybywa osoba, której wyczekiwałaś najbardziej.
OdpowiedzUsuńPffff, te "nie łudź się" wysyłane do Miku na konfie jakoś ubodły mnie w serce, paskudo! No, aż mi się przykro zrobiło, że te obiecanki-cacanki nigdy się nie realizowały. I teraz masz, Chusti. Jestem: groźna, wymagająca i nastawiona na dobre SS.
Co dostałam?
Seksy w pierwszym rozdziale, ahio. Już kiedyś czytałam pierwsze rozdziały Nakanaide, ale dziś stwierdziłam, że skomentuję każdą notkę. Musiałam więc przeczytać od nowa, choć reakcja była taka sama. Na początku myślałam, że to ich spotkanie w barze, owszem, zwieńczy akt miłości, ale Uchiha (z dwudniowym zarostem, ochy i achy <3) nie zbruka swojej opinii drania i pokaże Sakurze, że przydomek ma jak najbardziej adekwatny. Sakurę zrobiłaś silniejszą, zaś Sasuke chyba zmięknął, przynajmniej takie odebrałam wrażenie na końcu rozdziału. Tak, tak... zniknął, mimo wszystko sprawdziło się to, o co podejrzewałam go ja i Sakura, niemniej przed tym zniknięciem było trochę rozkoszy i odważę się stwierdzić, że nawet romantyzmu, oj tak.
Ech, jestem ciekawa, jak też to Chusti rozwinie. Tym bardziej, że to SASUKE UCHIHA, a nie LEŃ. Sasuke trudniejszy do ogarnięcia, hm? B| Teraz rozumiesz ile ja się zawsze nad nim namęczę, żeby wyszło Uchihowo, dumnie i z honorem.
Tag... Dziękuj, przemogłam się i skomentowałam - mimo że się na mnie mścisz - taka dobra jestem, ot co!
Lecę czytać dalej!
I niechże twoja nienawiść wobec Uchihy topnieje dalej ;D
Blago przesłała mi przyjaciółka. Ma to coś w sobie, na pewno nadrobie tę nieodkrytą przeze mnie historię.
OdpowiedzUsuń