„Czemu ty
się, zła godzino,
z
niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a
więc musisz minąć.
Miniesz – a
więc to jest piękne.”
~W.
Szymborska
Dwa lata później.
Piękny sokół wędrowny szybował wysoko po nieboskłonie nad budynkami,
sunąc w przestworzach niczym strzała. Ten ptak był znany ze swojej szybkości i
precyzyjności – zawsze docierał we właściwe miejsce w porażającym czasie.
Jednak był również bardzo rzadki i trudny do poskromienia. Każda Wioska Ninja
posiadała zaledwie jednego przedstawiciela tego gatunku, a używany był on jedynie
przy kryzysowych, nie czerpiących zwłoki sytuacjach, jak stan wojny.
Ale ten sokół był inny. Opierzony całkowicie na czarno, a
nie jak w przypadku jego kolegów na biało z centkami na podbrzuszu i wewnętrznej
części skrzydeł. Był też nieco mniejszy, co jedynie działało na jego korzyść –
mógł latać jeszcze szybciej i szybciej.
Ptak zniżył nieco lotu, dostrzegając swój cel. Wśród budynków z
jasnego, piaskowego kamienia, jeden szczególnie odznaczał się swoimi pokaźnymi
gabarytami i okrągłą kopułą, i to do niego właśnie zmierzał. Złożył skrzydła z
precyzją, kierując dziób ku dole i spadając z niesamowitą szybkością. W kilka
sekund później wylądował na oknie budynku Kazekage, tuż przed końcem rozpościerając szeroko skrzydła i siadając lekko. Zaskrzeczał cicho, by zwrócić na siebie
uwagę siedzącego przy olbrzymim biurku, czerwonowłosego chłopaka.
Gaara, oderwawszy się od czytania raportu o stanie finansowym Suny,
spojrzał w stronę okna. Uśmiech natychmiast zawitał mu na twarzy, kiedy wzrok odnalazł siedzącego na parapecie sokoła Naruto. Przyjaciel
zawsze nadużywał zdolności zwierzęcia, wysyłając go do niego z czystko
koleżeńskimi wiadomościami, żeby się czymś pochwalić, lub najzwyczajniej w
świecie, aby utrzymać ich przyjaźń przy życiu.
Podszedł do okna i sprawnie odwiązał umieszczony przy nóżce ptaka
rulonik papieru. Ku jego zdziwieniu jednak sokół nie czekał, aż przeczyta
wiadomość i na nią odpowie, jak to zazwyczaj robił, a czym prędzej odleciał w
drogę powrotną do Konohy.
Naruto nie chce mojej
odpowiedzi?, zdziwił się w myślach, zaniepokojony. Uzumaki niemal zawsze
oczekiwał jak najszybszego odzewu z jego strony. A niepokój wzmocnił się, gdy
tylko ponownie zerknął na rulonik. Na zwiniętej kartce papieru widniał zły omen
w postaci czarnego laku z pieczęcią Hokage. Żałoba?
Złożył ręce do Pieczęci Otwarcia, w myślach wypowiadając hiraku. W chwilę później lak rozkruszył
się w czarny pył i niesiony przez pustynny wiatr, opadł delikatnie na podłogę.
~*~
Cholera!, jęknęłam w
myślach, przeciągając się na krześle by rozluźnić zbolałe mięśnie. Zastygłam
jak stara baba od tego ciągłego siedzenia przy biurku i marzyłam już tylko o
miękkim łóżeczku, na które nie mogłam sobie jeszcze pozwolić. Nie po to
przybyłam do Suny żeby odpoczywać, a aby pomóc Kankuro w badaniach nad składem
i skuteczną odtrutką na truciznę, którą ten odnalazł ostatnio w ruinach
laboratorium Sasoriego. Pracowaliśmy nad tym już od dwóch miesięcy, a
pozytywnych wyników jak nie było, tak nie ma. Zdołaliśmy zaledwie
zidentyfikować dziesięć z siedemnastu wykrytych składników substancji, jednak
nadal nie mogliśmy stwierdzić, jakie minerały odtruwcze mogłyby nam pomóc w
sformułowaniu prawidłowej receptury na lekarstwo. Te siedem składników… To one
były kluczowe w rozwiązaniu zagadki, ale jak na złość ich skład chemiczny
nie zgadzał się z żadnym nam znanym. Od dwóch dni wertowałam grube księgi
Biblioteki Suny na temat wszelakich trucizn, lekarstw, czy zwykłych chemicznych
i medycznych podręczników starej daty, tyle że jak dotąd udało mi się wysnuć tylko mglistą teorię o możliwości uczestnictwa w substancji chackry
Sasoriego, jaka zmieniałaby łańcuch cząsteczkowy danego składnika. Była ona zaledwie zalążkiem, mogącym pomóc nam znalezieniu odtrutki, czekała
nas jeszcze długa droga do sukcesu.
Ziewnęłam zmęczona, podpierając ciężką głowę na ręce. Brak snu
poprzedniej nocy dawał mi już nieźle w kość, a ciągłe czytanie lub
przeprowadzanie eksperymentów w skupieniu, powodowało pulsujący ból w głowie.
Byłam wyczerpana i zdawałam sobie doskonale sprawę, że powinnam już dać sobie
spokój i nieco odpocząć, ale nie potrafiłam. Zostało mi zaledwie sto stron „Chemii
truciznowej” autorstwa Szanownej Chiyo i nie chciałam przerywać przed końcem –
to ta książka jak na razie była najbardziej obfita w przydatne informacje, a
każde kolejne zdanie powiększało mój szacunek do babuni. Jej wiedza i
doświadczenie równała się z wiedzą samej Tsunade-sama, a może nawet i ją
przerastała, co sprawiało, że zapisane słowa były jeszcze bardziej nieocenione.
Sięgnęłam ręką do stojącego na
biurku kubka, odchylając go jednym palcem w moja stronę. Tak jak się
spodziewałam, nie było w nim już nawet kropelki życiodajnej kawy, co
przywitałam z niemałym grymasem na twarzy. Niechętnie wstałam, a czując ostry
ból w plecach, jęknęłam załamana.
Sto stron. Sto stron i mocna
kawa. Mocna kawa, mocna kawa da mi siłę i dam radę. Dam radę. – przekonywałam
samą siebie w myślach, podchodząc do małego kominka ulokowanego w ścianie. Nie
służył on tyle do ogrzania pomieszczenia - chociaż noce na pustyni potrafiły być
naprawdę chłodne i uciążliwe - co do podgrzania wody w rondelku. Przykucnęłam,
zawieszając przygotowany wcześniej rondelek z wodą na haczyku w ściance kominka
i zwiększyłam ogień, dokładając kawałek drewna. Natychmiast się roziskrzył, a
płomień na chwilę zasłonił kociołek. Przetarłam oczy, w spokoju przypatrując
się ogniu i czekając aż woda zacznie bulgotać. Dałam mojemu mózgowi przez moment odpocząć od
trudnych sformułowań i wzorów związków chemicznych, które go dręczyły i
poddałam się niemyśleniu.
Ogień. Wola ognia. Wioska…
tęsknię za Konohą.
Westchnęłam akurat w momencie, kiedy drzwi do mojego gabinetu rozwarły
się. Wyrwana z rozmyślań, zmęczonym wzrokiem zerknęłam na przybysza,
spodziewając się Kankuro z nowymi wynikami, bądź Temari z jakimś posiłkiem, lecz ku mojemu zdumieniu skromne progi odwiedził sam Kazekage.
- Gaara – mruknęłam niepewnie. Powoli podniosłam się z kucek, gdy w
tym samym czasie przyjaciel zamknął za sobą drzwi, spoglądając na mnie
zagubionym wzrokiem. Od razu zauważyłam, że coś go gryzło; lazurowe oczy
przepełnione były smutkiem i współczuciem. Zamarłam, domyślając się, że nie
przyszedł z koleżeńską wizytą, a wiadomością i nie byłam pewna, czy chciałam
wiedzieć, jaką. – Co jest?
Gaara zbliżył się, opiekuńczym gestem kładąc swoje dłonie na
moich szczupłych, przykrytych kremową narzutą ramionach. Otworzył usta i chyba
chciał coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili się wycofał. Westchnął, a ja
miałam wrażenie jakby w ten sposób chciał zrzucić z siebie ciążące na nim
brzemię.
- Może powinnaś usiąść – zaczął, próbując przekonać mnie błagalnym
wzrokiem do przyjęcia propozycji.
Nie sprzeciwiałam się, a nawet chętnie przystałam, czując jak
zmęczenie i niepokój ciaśniej mnie opatulają. Obróciłam się, kierując do
krzesła przy biurku, a Gaara podążał za mną, nadal trzymając rękę na moim
ramieniu. Usiadłam, spoglądając na No Sabaku, który starannie unikał kontaktu wzrokowego, z udawanym
zaciekawieniem wertując kartki książki Chiyo.
- Jakieś postępy? – rzucił jakby nieobecny. Wiedziałam, że nic a nic ta sprawa go nie obchodziła, bo już zlecając
mi i Kankuro to zadanie, zastrzegł, że nie zamierza się w to mieszać.
- Nikłe, ale zawsze coś – odparłam beznamiętnie. Ucisk w sercu
wzmacniał się z każdą kolejną sekundą oczekiwania, byłam niespokojna.
No co jest?
Gaara przykucnął nagle na jednym kolanie tuż przede mną, co mnie
niemało zszokowało i skrępowało. To nie wypadało, żeby Kazekage klękał przed zwykłym medykiem,
nawet jeśli był jej przyjacielem!
- Gaara, przestań – zaczęłam, próbując go podnieść, jednakże ten tylko schwycił moje dłonie w swoje. – To wygląda jakbyś chciał mi się oświadczyć –
skarciłam go, chichocząc niezręcznie.
- Nie tym powinnaś się teraz martwić – uspokoił przygnębionym
tonem. Jego mądre, smutne oczy spojrzały na mnie rozumnie, sprawiając, że niepokój jeszcze się pogłębił. Gaara…
- Twój mistrz… Kakashi-sensei oddał życie w walce o dobro innych. – Zamarłam, a
bolesny ucisk zamienił się w istną ranę. – Przykro mi.
Przez chwilę pod wpływem szoku zabrakło mi tchu i właściwie dopiero
gdy zaczerpnęłam powietrza z głośnym jękiem, doszły do mnie słowa Gaary.
Kakashi-sensei… nie żyje?
Poczułam, jak w ciągu jednej sekundy uleciały ze mnie wszystkie pozytywne uczucia. Cała nadzieja i spokój ducha. Wszystkie
myśli zacieśniły się do tej jednej, wbijającej nieprzyjemnie w świadomość: go już nie ma.
Drżałam. Spoglądałam na Gaarę w otępieniu, nie wiedząc co ze sobą
zrobić. Dopiero gdy moje oczy zaszły mgłą, uzmysłowiłam sobie, że łzy spływały po policzkach, a nawet gorzej. Rozpłakałam się jak małe dziecko, ledwie
potrafiąc złapać oddech i chowając twarz w dłoniach. Nie potrafiłam w to
uwierzyć, nie chciałam…
Śmierć w świecie shinobi była czymś naturalnym, czymś na porządku dziennym. Siedem lat temu, podczas czwartej
wielkiej wojny, każdy z nas stracił wiele. Każdy poczuł co to za uczucie, kiedy bliska osoba umierała na twoich oczach. Poznał ten ból, którego nie dało się
wymazać czasem – codziennie promieniował równie silnie, rzadko kiedy
przygasając na marne chwile. Nieustanne krzyki, miliony rannych i zabitych,
wszędzie krew… A gdzieś w tym wszystkim ja – dziewczyna próbująca ogarnąć ten
chaos i panoszącą się na polu bitwy Śmierć.
Jiraiya-sensei, Tsunade-sensei, Asuma-sensei, Shikaku, Inoichi, Neji –
oni wszyscy odeszli, broniąc tego, co kochali: Konohę, swoje rodziny, przyjaciół
oraz towarzyszy broni. Oddali życie, by kolejnym pokoleniom żyło się lepiej,
żeby na świecie w końcu zapanował p o k
ó j. I co dostali w zamian? Kolejnego
kompana u swojego boku.
Cmentarz był przepełniony. Pomiędzy nagrobkami nie można było znaleźć
nawet skrawka wolnego miejsca, a żałobników dało się zobaczyć nawet na
wzgórzach nieopodal. Każdy chciał pożegnać Kakashiego Hatake, znanego również
jako Kopiujący Ninja lub Syn Białego Kła Konohy. Najwięksi wojownicy z
wszystkich wiosek przyszli towarzyszyć mu w jego ostatniej wędrówce, wszyscy
Kage oraz Lordowie Feudalni. Oddział ANBU stał na baczność, oddzielając
zgromadzonych przy miejscu pochowku najbliższych przyjaciół senseia od reszty
tłumu. Nawet nie miałam pojęcia, że nasz mistrz był tak szanowaną i uwielbianą
osobą.
Od początku pogrzebu niebo spowijały ciemne, ciężkie chmury, które teraz
rozświetlił blask błyskawicy, po kilku sekundach częstując nas mocnym grzmotem.
Na mój policzek skapnęła pierwsza, nieśmiała kropla wody, której z każdą
kolejną minutą przybywało przyjaciół. Nawet Matka Natura i Przodkowie
postanowili zapłakać nad naszą stratą, obdarzając pierwszą ulewą tego roku.
Ale to dobrze, pomyślałam.
Przynajmniej każdy uroni szczere łzy bez skrępowania.
Spojrzałam na Naruto, dobrze się trzymał. Widziałam jak zaciskał szczęki, żeby opanować emocje, ale był silny. Otaczał łkającą Hinatę troskliwym
ramieniem – ona zawsze miała słabe nerwy w takich sytuacjach, wiecznie zbyt
wrażliwa. Zupełnie jak Ino, która kurczowo uczepiła się łokcia Choujiego,
wylewając przy tym tony łez wraz z puszystym przyjacielem. Jedynie Shikamaru z
Temari starali się utrzymać maski opanowania i powagi, jednak widziałam, jak
mocno ściskają swoje dłonie, przesyłając sobie nawzajem siłę i pocieszenie. Oboje
byli silni, bo oboje wiele przeszli.
Czterej członków ANBU podeszło do zamkniętej trumny, chwytając ją za
cztery rogi i unosząc w górę. Cieszyłam się, że ciało nie zostało odsłonięte –
nie dałabym rady spojrzeć w bladą twarz mistrza i uścisnąć jego lodowatą dłoń.
Już przy pogrzebie Tsunade-sensei udało mi się to zrobić tylko i wyłącznie przy
wsparciu i pomocy Naruto, i było to najgorsze doświadczenie mojego życia.
Podobno medyk powinien być odporny na śmierć, przywyknąć do niej i śmiało
patrzeć jej w oczy. Ale to nie prawda. Nie, jeśli chodziło o najbliższych. Nikt
nie był na tyle silny, by przejść obok tego obojętnie, bez ogromnego bólu w
sercu, żalu i hektolitrów łez. N i k t.
ANBU odstawiło trumnę przy miejscu pochowku, po chwili chwytając za
liny, by opuścić ją w głąb dziury. Ciało mistrza powoli znikało z widoku, w
końcu zupełnie niknąc przy akompaniamencie deszczu i szlochów. Ja nie płakałam…
jeszcze. Ale to było tylko kwestią czasu, minut czy odpowiedniego bodźca.
Zawsze tak było. Człowiek starał się być silnym i wytrzymać jak najdłużej w pozornej
obojętności, by w końcu pęknąć i wydać z siebie najgłośniejszy tłumiony szloch,
na jaki go stać. Wstydliwy, krępujący, ale jak wyzwalający.
Nadeszła chwila zakopania trumny, jednak jeszcze zanim to, najbliżsi
powinni rzucić pierwsi garść ziemi, jako ostatnie pożegnanie. Problem w tym, że
nikt nie chciał być tym pierwszym. Tym, który rozpocznie żałobny taniec
przychodów i odchodów, który pierwszy uklęknie przed Śmiercią i zegnie się po
piach.
- Przyjacielu… - Przed szereg wystąpił Guy-sensei. By uczcić śmierć
przyjaciela, zrzucił z siebie zielony kostium, wdziewając czarne szaty, które
podkreślały jego żałość. Wyglądał jak wrak człowieka, swój własny cień, który
zgubił drogę do ciała… Jakby jego ciałem był Hatake. – Walczyliśmy ze sobą
osiemset dziewięćdziesiąt trzy razy. – Schylił się, biorąc w rękę garść ziemi,
następnie podchodząc do skraju grobu. – Ja wygrałem czterysta czterdzieści
sześć razy, ty czterysta czterdzieści siedem razy. – Zważył w dłoni ciężki od
deszczu piach, wpatrując się w niego z rozpaczą. – Nie. Ty wygrałeś czterysta
czterdzieści osiem razy… - Rzucił piach, a głos przy kolejnych słowach zadrżał
mu jękliwie. - Pierwszy dotarłeś do mety
życia.
I w tamtym momencie i moja tama pękła; spod zaciśniętych oczu
poleciały gorące łzy, a z piersi wydarł się ryk bólu. I nie byłam jedyną. Wraz
z jękiem i odejściem w tłum Maito Guya zawyło wiele osób, w tym i Naruto.
Przymglonym spojrzeniem mogłam dostrzec, jak z całych sił ściskał Hinatę,
szukając w jej dotyku ukojenia i pocieszenia. Shinobi po kolei sięgali po piach
i szybkim rzutem żegnali Hatake, i jedynie ja z Naruto nie potrafiliśmy ruszyć
się z miejsca. To było zbyt trudne. Pożegnać swojego ostatniego mistrza,
ostatniego mentora, który pokazał nam jak żyć. Który codziennie uczył nas bycia
wiernym swoim zasadom i zrobił z nas dorosłych. Bo to przecież od niego się wszystko
zaczęło… To on wszczepił w nas wolę ognia, podarował swoją miłość, cierpliwość i
nas samych sobie na przyjaciół. Tworzył drużynę siódmą, nawet gdy Sasuke z niej
odszedł. Póki on żył i my istnieliśmy jako jedność. A teraz wszystko przeminęło
nieodwracalnie…
Sensei… zbłądziłeś na ścieżce
życia po raz ostatni. Pilnuj, żebyśmy my nie zbłądzili za wcześnie.
W końcu i ja zebrałam się na odwagę, by go pożegnać.
Po godzinie nad grobem zostałam tylko ja z Naruto. Deszcz przestał
już padać, jednak ciemne chmury nadal krążyły nad naszymi głowami, niosąc ze
sobą przestrogę swoich możliwości. Wiedziałam, że powinniśmy się już zbierać,
odwrócić się i ruszyć dalej. Wrócić do normalnego życia, tak jak po każdej
śmierci naszych bliskich. Tyle że perspektywa pustego domu, gdzie myśli mogły
bezkarnie krążyć po mojej głowie, była bardziej przerażająca, niż stanie nad
grobem mistrza wraz z Naruto. Nie chciałam być w tej chwili sama, w pojedynkę
borykać się ze wspomnieniami. Dlatego byłam wdzięczna przyjacielowi, że mnie tu nie zostawił, a tkwił u mojego boku, wspierając uściskiem dłoni. Ten gest dla nas obojga był zarówno niewinny, jak i
przepełniony znaczeniem – wspólnym bólem.
- Nie powinieneś wracać? – spytałam niepewnie. Mój głos zachrypł od
szlochu, beznadziejnej pogody i długiego nieużytku, dlatego odchrząknęłam
cicho. – Hinata się pewnie zaczyna już martwić…
- Spokojnie – przerwał mi, mocniej ściskając moją dłoń. Nie patrzył na
mnie, a na górkę piachu, tworzącą nagrobek, a w jego oczach mogłam dostrzec
smutek i stanowczość. – Ona to rozumie.
Rozumie?
Czyli wychodzi na to, że to ja nie rozumiałam jednej rzeczy. Moją
perspektywą był pusty dom, w którym nikt
by mnie nie dręczył, natomiast Naruto… On miał gorzej. Jego perspektywą była
zamartwiająca się Hinata, która zamęczałaby go troskliwymi spojrzeniami i
obchodziła jak z jajkiem, co tylko pogłębiłoby jego rozpacz. No i miał synka,
przed którym musiałby grać jak zwykle wesołego tatę, który nie miał zmartwień,
kiedy w rzeczywistości miał ich aż nadto. Współczułam mu i rozumiałam – on też
nie chciał wracać. Bo łatwiej było zostać tu, w towarzystwie jednej osoby, w
dodatku takiej, która naprawdę wiedziała, co czuł. I może to było nieco
infantylne, ale świadomość tego, że Naruto dręczyły te same mary, w pewien okrutny sposób pocieszała.
W ten chory, egoistyczny sposób, ale zawsze.
Złośliwy wiatr porwał nieproszenie moje włosy do tańca, na chwilę
ograniczając mi widoczność. Usłyszałam dźwięk pękniętej gałęzi, czyjeś kroki
stąpające po błocie i cichy jęk zdziwienia Naruto, a kiedy ostatnie kosmyki
opadły, niespodziewanie przed sobą ujrzałam
j e g o.
- Sasuke… - wydusił zszokowany Naruto, puszczając nagle moją dłoń.
Zupełnie jakby myślał, że nie miał prawa tego robić przy nim, jakby czuł się od
niego gorszy. Absurd. – Co ty tu
robisz?
Uchiha postąpił kolejne kroki do grobu, stając tuż przy nim. Z początku nie spoglądał na nas, lecz gdy w końcu poniósł chłodny,
wyważony wzrok, najpierw skierował go na Uzumakiego. Przez chwilę mierzyli się
na spojrzenia w nużącej ciszy, a kiedy Sasuke prześlizgnął się czernią swoich
oczu na moje oblicze, ciało ogarnęło znane mi już ciepło. Uczucie i
wspomnienia sprzed dwóch lat napłynęły do mnie wielką falą, jednak nie dałam
tego po sobie poznać. Chociaż serce wyrywało się do przodu z tęsknoty, to ciało twardo tkwiło w jednym miejscu, wraz z dumą gotowe na pierwszy
szturm wrogich bodźców.
- Był również moim senseiem – odparł beznamiętnie, klękając. Ku mojemu
zdziwieniu, chwycił w dłoń garść błotnistej ziemi i lekkim gestem, wyciągając
przed siebie rękę, rzucił ją na pochówek. – Niezależnie od tego, po której
stronie stałem, zawsze go szanowałem. Zarówno jako mistrza, przeciwnika, jak i
przyjaciela.
Prychnęłam cicho, niedowierzając w jego słowa. Jak śmiał wygadywać takie
bzdury nad grobem Kakashiego-sensei!? Szacunek? Uchiha i szacunek? Przecież on
od zawsze wszystkimi pomiatał, uważał ludzi za gorszych od siebie, nieważne
jaką rangę posiadali. Miał w głębokim poważaniu słowa innych, zawsze kierował się jedynie zemstą i z dumą nosił osławione krwią nazwisko. Używał
techniki mistrza do uczynienia krzywdy przyjaciołom, swoim kompanom. Sprzeciwił
się jego przekonaniom i stał się najgorszym śmieciem, złamał zasady shinobi i
opuścił wioskę. Stał się nukeninem. W taki sposób, do cholery, okazywał mu ten pieprzony szacunek!?
- Szacunek? – zadrwiłam, a Sasuke obrzucił mnie niezrozumiałym
spojrzeniem, cały czas kucając. – Mistrz i przyjaciel? Szkoda, że mówisz to
dopiero nad jego grobem, zamiast prosto w twarz.
Nie spodziewałam się, że Uchiha się zawstydzi, spuści zakłopotany
głowę czy chociażby odwróci wzrok. Zdawałam sobie sprawę, że takiemu draniowi,
gburowi, który przejmował się jedynie własnym losem, nie zdołam uprzykrzyć
życia zwykłą szczerością. Nie oczekiwałam skruszenia, bo to nie byłoby w jego
stylu. Tak po prostu przyznać się do błędu? O nie, przecież to nie ten typ
człowieka. I chociaż pełne pewności siebie spojrzenie i tajemniczy uśmiech mnie
nie zaskoczyły, to już jego odpowiedź jak najbardziej tak.
- To, że wy o tym nie wiedzieliście, nie znaczy, że nigdy mu tego nie
powiedziałem. – Wstał z kucek, a ten irytujący mnie uśmiech nie schodził mu z
twarzy. Jak on śmiał, uśmiechać się w takim dniu!? – Nie każde moje spotkanie
ze znajomymi z przeszłości zostało udokumentowane w księgach Konohy – dodał, a
moje ciało znowu ogarnęło to okropne ciepło na wspomnienie naszego potajemnego
spotkania. Tu musiałam mu przyznać rację – nie mogłam osądzać, że nigdy nie
wyznał tego Kakashiemu. Przecież równie dobrze mógł się z nim spotkać w dzień
przed, lub po spotkaniu ze mną. Niemniej, do błędu przyznawać się nie
zamierzałam.
- Więc skoro go tak szanowałeś, dlaczego nie pojawiłeś się na
pogrzebie? – Naruto niemal wyrwał mi te słowa z ust, jednak cieszyłam się, że to
on je wypowiedział. Chociaż mimo wszystko jego wrogie nastawienie do Uchihy
zbiło mnie nieco z pantałyku. Czyżby i on pogodził się z tą bolesną prawdą?
Że Sasuke nigdy już nie wróci…
- Przychodząc wzbudziłbym niepotrzebne zamieszanie. Wolałem usunąć się
w cień i z ukrycia obserwować ceremonię.
A więc był tu cały czas. Niespodziewanie
zamiast pochwalić jego postępowanie, zaczęłam wstydzić się własnych łez.
Przecież już tak wiele razy obiecywałam sobie, że nigdy więcej ich nie zobaczy i jak dotąd każda z obietnic zostawała złamana. Nie płacz – te dwa słowa powtarzałam jak mantrę niemal codziennie,
gdy wspomnienie znienawidzonego ukochanego dręczyło mój umysł w snach, czy na
jawie.
Dlaczego wciąż i wciąż nie potrafiłam się od niego uwolnić? Nawet kiedy
pragnienie by to zrobić było tak wielkie…
- I tak cieszę się, że tu jesteś, Sasuke – głos Naruto wyrwał mnie z
rozmyślań. Zerknęłam na niego nierozumnie, widząc tak nagłą zmianę w
nastawieniu przyjaciela. Jego oczy błyszczały, wręcz lśniły niczym od łez,
jednak wypełnione nadzieją.
Czyli jednak nie zrozumiał, nie
pogodził się z prawdą. Wciąż wierzył, że potrafi spełnić złożoną lata temu obietnicę.
- Stawiam sake, u mnie w domu – zaproponował raźnie, klepiąc mnie po
ramieniu.
Co!?, krzyknęłam w myślach,
zupełnie nie rozumiejąc zachowania Uzumakiego.
- Ale, Naruto… Przecież Hinata… - zaczęłam oponować, jednak mój wywód
został szybko przerwany:
- Hinata rozumie – odparł spokojnie, próbując stłumić moje wątpliwości
błękitem swoich tęczówek.
Nie mogłam im nie zaufać. Wiedziałam, jak Naruto pragnął napić się ze
swoim przyjacielem i najnormalniej w świecie cieszyć się, że ma go przy sobie w
tak trudnej dla nas obojga chwili.
- Powspominamy – dodał z powagą podszytą radością, na chwile ściskając
moje ramię nieco mocniej, by następnie szybko je puścić. Nie byłam pewna, ale
chyba w ten sposób chciał mi przekazać, jak bardzo mu na tym zależało.
- Nie martw się, Haruno, nie spijemy cię za mocno – zadrwił ze mnie
Uchiha. Oczywiście natychmiast odkryłam ukryty podtekst, nie będąc z tego
zadowolona.
Drań.
Oczywiście tak jak Uchiha obiecał, tak nie dotrzymał słowa. A jakże!
Wraz z Naruto chyba jakoś telepatycznie ustalili między sobą, że spiją mnie w
trzy dupy, bo jak na złość co chwilę wznosili toasty. A to za drużynę siódmą, a
to znowu za spotkanie, czy za pamięć o mistrzu. Wielokrotnie oponowałam, że nie przystawało tak się schlać w dzień pogrzebu, jednak ta dwójka miała zupełnie
inną teorię.
- W ten sposób uczcimy jego pamięć. Kakashi-sensei nie chciałby,
żebyśmy opłakiwali go o suchym pysku – tłumaczył Naruto, pijanym palcem
grożąc mojej nie aż tak pijanej jak jego twarzy. – Może ty go od tej strony nie
znałaś, ale ja wielokrotnie umawiałem się z nim na sake. Skubany miał mocny
łeb! Zawsze zostawiał mnie śpiącego na krześle w barze. – Zaśmiał się z udawaną
złością, następnie uśmiechając zadziornie. – Ale potem się scwaniłem i
zapraszałem go już tylko do domu. Wiecie, tu przynajmniej Hinata mnie ratowała.
Naruto zagrzmiał śmiechem, a ja nie mogłam się oprzeć by do niego nie dołączyć.
Ba! Nawet Sasuke nam zawtórował, a mnie znowu poraziła dziwność tej sytuacji;
chyba nigdy nie mogłabym się przyzwyczaić do widoku roześmianego Uchihy. Do
niego tylko pasowała ta zimna, uwodzicielska maska drania i basta!
- Tu się zgodzę, bo nawet mnie przepił – dorzucił Sasuke, chwytając
butelkę sake i rozlewając jej resztki na trzy kieliszki. Mieliśmy dość
imponujący wynik: butelka w godzinę. Uniósł kieliszek, natychmiast pochłaniając
jego zawartość. – A z nas trojga to chyba mam najmocniejszy błędnik.
- Nawet mi nie przypominaj – jęknął Uzumaki, również opróżniając
szkło. – Nie zapomnę ci tego, jak mnie zostawiłeś wtedy w Sunie w tym barze. I
jeszcze z tą dziwką! Dopiero jak się rozpłakałem, to przyznała się, że jej
zapłaciłeś, żeby powiedziała mi, że się przespaliśmy. I to nie jest śmieszne!
Wiesz jak się bałem, że zdradziłem Hinatę, ty draniu!?
Parsknęłam śmiechem w kieliszek, który właśnie przykładałam do ust, co
skończyło się rozproszeniem części jego zawartości na mojej buzi. Nie ukrywając
rozbawienia, przetarłam usta dłonią.
- Nie mogłem odpuścić sobie tak idealnej chwili, by zrobić idiotę z
Hokage. Powinieneś się cieszyć, młotku, że nie zamówiłem ci męskiej dziwki, bo
i to mi przeszło przez głowę – dorzucił groźnie przez rozbawienie, mierzwiąc
sobie włosy. Na moje nieszczęście taki roztrzepany i lekko podchmielony
wyglądał jeszcze przystojniej.
- To ty powinieneś się cieszyć, że cię wtedy do Konohy nie
zaciągnąłem! Wystarczyło dać znać Gaarze, a Patrole Suny by cię zgarnęły.
Poniekąd nadal jesteś nukeninem…
- Proszę cię – prychnął, okręcając w palcach kieliszek. – Te pachołki
z Suny nie dałyby sobie ze mną rady, a Gaara o ile dobrze pamiętam miał jakieś
weselicho, z którego ty zwiałeś.
- Czyli to tam zniknąłeś na weselu Shikamaru i Temari! – ocknęłam się,
dokładnie przypominając sobie tamten dzień. Ze znajomymi stawialiśmy zakłady, co
też mogło się stać z naszym Szanownym Hokage. Jęknęłam zawiedziona. – Cholera,
czyli jednak Kiba był najbliżej. A z Hinatą obstawiałam, że zbłądziłeś na jakąś
ławkę i na niej usnąłeś.
- A co ten debil obstawiał? – zainteresował się, a na samą myśl o
Inuzuce zaśmiałam się chytrze.
- Że wylądowałeś w jakiejś
melinie, czy w rowie i upaprałeś swój honor. A od dziwki i baru do meliny już
niedaleko.
Sasuke pokiwał głową z rozumnym uśmiechem, natomiast Uzumaki jedynie
prychnął zirytowany, burcząc przy tym:
- Ten pies to nigdy we mnie nie wierzył…
Czyli nie tylko ja miałam
chwilowe przygody z Uchihą.
- Świetnie! – krzyknęłam, uderzając dłonią w stół z udawaną złością. –
Czyli wychodzi na to, że tylko ja nie wiedziałam, że Sasuke spotykał się po
kątach ze znajomymi z wioski. – Obrzuciłam ich obojga poważnym spojrzeniem nie
znoszącym sprzeciwu, po czym dodałam: - Przyznać się, o ilu waszych randkach
nie wiem i od kiedy nie interesują was kobiety?
Naruto na moje słowa prawie spadł z krzesła, na którym się bujał, w
ostatniej chwili łapiąc na nim równowagę, chwytając się stołu i krzycząc
oburzone „Sakurciaaa!”. Cóż, pijany zawsze miał szczęście. Sasuke natomiast jedynie
lekko się zaśmiał, z wyższością wpatrując się we mnie głębokim spojrzeniem i
pochylając nad stołem, rzekł poważnie:
- Wiesz, Haruno, nie wiem jak ten młotek, ale ja od co najmniej dwóch
lat deklaruję się na hetero i mam na to – odchrząknął, perfidnie uśmiechając
się uwodzicielsko i mierząc mnie tym spojrzeniem – twarde dowody, którym
nawet ty nie zaprzeczysz.
Och, moje ciało natychmiast na to zareagowało przyspieszonym biciem
serca i tym przyjemnym uściskiem w podbrzuszu! Znane uczucie pożądania znowu
chciało mną zawładnąć, jednak nagle w mojej podświadomości zalśnił wielki napis
głoszący: Sakura, ogarnij się!; który mnie skutecznie ocucił.
- Ja też mam na to twarde dowody! Mam syna, do cholery! – zakrzyknął
oburzony Naruto, sprawiając tym samym, że oboje z Uchihą oderwaliśmy od siebie
spojrzenia, śmiejąc głośno z przyjaciela.
- A tak w ogóle – dodał, gdy już się uspokoiliśmy, wyciągając spod
stołu kolejną butelkę sake – skoro ja się kilka razy spotkałem z Sasuke, to ty
pewnie też na niego wpadłaś, co, Sakurcia? – Uniósł zadziornie brwi,
polewając każdemu kolejkę. – To mocno mu dałaś w pysk?
W pysk? Nie jestem tyranem, do
cholery!, pomyślałam, trzepiąc Naruto w głowę. Co on sobie myślał!
- Ałaaa! – zajęczał, pocierając sobie włosy ręką, w której trzymał
butelkę i niemal nie wylewając na głowę sake. Szybko jednak ból mu
przeszedł, bo z iskierką w oku skierował się do Sasuke: - To jak, mocno ci
dała?
- Dała? – zagaił mój ukochany, a we mnie krew zawrzała. Czy to ja już przez
alkohol miałam obsesję, czy Uchiha specjalnie starał się we wszystko włożyć
podtekst?! – Dała mi…
- Uchiha! – warknęłam ostrzegawczo, na co jedynie uśmiechnął się
enigmatycznie.
-…kilka klapsów.
- ŻE CO, DRANIU!? – od razu zareagowałam na ten absurd, waląc otwartą
dłonią w stół. Nie pamiętam żadnych klapsów!
- Eeee, to dobrze miałeś, mi zawsze daje tylko w głowę. Tobie zawsze
przysługiwały jakieś głupie przywileje… – mruknął urażony Uzumaki, szybko
przystawiając do ust kieliszek i go opróżniając na pociechę, a ja miałam ochotę
ponownie mu przywalić. Mimo
wszystko cieszyłam się, że mój przyjaciel nigdy nie miał zdolności do
kojarzenia faktów, i że tym razem również ich nie skojarzył. Jak zazwyczaj
alkohol był moim wrogiem, tak tym razem mogłam spokojnie uznać go za sprzymierzeńca, bo
dzięki niemu umysł Naruto działał jeszcze wolniej.
- Nigdy w życiu nie dałam nikomu klapsa, idioci! – zaprzeczyłam raźno,
następnie poczynając grozić Sasuke pięścią. – Wypluj to, Uchiha!
Nie wypluł. Jedynie cwany, mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie
szarmancki uśmiech, wypełzł na jego oblicze. Podniósł kieliszek na wysokość
mojej twarzy, przystawiając mi go niemal do nosa i z wyższością pouczył mnie:
- Pij, Haruno. Kakashi-sensei mi kiedyś powiedział, że chciałby cię
zobaczyć pijaną, spełnij pośmiertnie jego życzenie.
Sam sobie pij, durniu. Nie
upijesz mnie drugi raz! - zawalczyłam o swoje w myślach, jednak jak to
zwykle przy alkoholu bywało, rączki i tak zadziałały same. Druga butelka sake
poszła w ruch!
W ciszy przemierzaliśmy pogrążone w ciemności uliczki Konohy już od
dobrych dwudziestu minut, a orzeźwiające, delikatnie chłodnawe i przepełnione
wilgocią po deszczu powietrze powoli mnie otrzeźwiało. Często klęłam na siebie
za wynajęcie domu znajdującego się tak daleko od posesji Naruto i centrum
wioski, jednak dziś gratulowałam sobie za to w myślach. Ten spacer pomógł
naprawić się mojemu błędnikowi i dzięki niemu teraz wiedziałam, gdzie była góra
i dół, a nawet szłam prosto! A alkohol powoli wyparowywał z krwiobiegu, wprawiając moje
ramiona w lekkie drżenie i oczyszczając zapity umysł.
- Myślisz, że Naruto będzie zły? – zagaiłam, kiedy wraz z Sasuke
wkroczyliśmy w moją dzielnicę, a cisza wydała się zbyt przytłaczająca.
- Za zostawienie go śpiącego na krześle? – Przytaknęłam, bacznie obserwując twarz Uchihy. Ze smutkiem musiałam stwierdzić, że w blasku księżyca diabeł
wyglądał nawet przystojniej, niż z dwudniowym zarostem. I zapewne gdyby
tajemniczy uśmiech nie zbłąkał się na jego ustach, nigdy nie zgadłabym, że ten
drań wypił tyle samo, albo nawet więcej kieliszków sake niż ja. Nie fair. – Nie. Zawsze go tak
zostawiam.
Wzruszył ramionami.
Wzruszył ramionami.
- No i Hinata go pewnie w końcu zgarnie do łóżka – pociągnęłam, jednak
Sasuke nie odpowiedział.
A cisza, która na powrót między nami zapadła, była niesamowicie męcząca. Nie dlatego, że Uchiha krępował mnie swoją obecnością. Do tego już przywykłam - do twardej postawy i małomównej natury. Przywykłam nawet do jego nieobecności! Jednak istniała jedna rzecz, do której nie przywykłam, a która zbliżała się nieubłagalnie; z każdym krokiem byliśmy bliżej ponownego rozstania.
A cisza, która na powrót między nami zapadła, była niesamowicie męcząca. Nie dlatego, że Uchiha krępował mnie swoją obecnością. Do tego już przywykłam - do twardej postawy i małomównej natury. Przywykłam nawet do jego nieobecności! Jednak istniała jedna rzecz, do której nie przywykłam, a która zbliżała się nieubłagalnie; z każdym krokiem byliśmy bliżej ponownego rozstania.
Dwadzieścia kroków i Sasuke znowu stanie naprzeciw mnie i niczym
bezduszny cyborg, odwróci się na pięcie. Dziewiętnaście kroków i ponownie
poczuję bolesny ucisk w sercu. Osiemnaście kroków i spuszczę wzrok.
Siedemnaście kroków i zagryzę dolną wargę w akcie bezsilności. Szesnaście
kroków i wlepię bezradny wzrok w jego plecy. Piętnaście kroków i znów sobie
uświadomię, jak bardzo go kocham. Czternaście kroków i zacisnę powieki.
Trzynaście kroków i znów będę walczyć ze łzami. Dwanaście kroków i wygram.
Jedenaście kroków i stłumię w sobie krzyk: wróć! Dziesięć kroków i zrozumiem, że to bez sensu. Dziewięć kroków i przeklnę jego
imię. Osiem kroków i zacisnę pięści. Siedem kroków i znów sobie uświadomię, jak
bardzo go nienawidzę. Sześć kroków i rzucę ostatnie spojrzenie w jego kierunku.
Pięć kroków i sama się od niego odwrócę. Cztery kroki i nacisnę klamkę drzwi.
Trzy kroki i znów zawalczę ze łzami, tym razem przegrywając. Dwa kroki i szepnę
do siebie: nie płacz. Jeden krok i
ponownie sobie uświadomię, jak bardzo go kocham, nienawidząc…
I moment pożegnania nadszedł.
Stanęłam na drewnianym podwyższeniu przy wejściu do mojego domu, mając
nadzieję, że jednak Sasuke przerwie tą dręczącą ciszę. Wlepiałam wzrok w stopy, pragnąc, by czas nagle stanął, albo aby Uchiha zrozumiał i
usłyszał moje nieme wołanie – bezskutecznie. Wsłuchując się w burczące w stawku
nieopodal żaby, próbowałam naprędce wymyślić jakiś temat do rozmowy, by w akcie
desperacji zatrzymać go jeszcze chwilkę dłużej, jeszcze sekundę…
I po co? Idiotko, po co ty się w
to ciągle pakujesz!?
Znowu byłam rozdarta. Tak jak dwa lata temu, jak pięć lat temu… jak za
każdym razem, gdy go spotykałam. No właśnie, dlaczego się zawsze w to pakowałam? W
ten labirynt uczuć, który mnie dusił, przytłaczał, bo korytarze były za ciasne, a
ja mam klaustrofobię. Dlaczego nie potrafiłam sobie odpuścić tej głupiej gry
pozorów? Tylko co tak właściwie ja pozorowałam? Że go kocham, czy nienawidzę?
Chyba oba na raz… To dlatego to wszystko zawsze tak wychodziło. Moje serce
ostatkami sił walczyło z rozumem i dumą, i jakimś cudem wiele razy udawało mu
się wygrać. Ono wojowało, chociaż nie miało siły, chociaż wiedziało, że to bez sensu. I
zawsze przegrywało, chociaż w pewien sposób też wygrywało. Ostatnio wygrało –
upojną noc, która niejednokrotnie nawiedzała mnie w snach. Ale przegrało też –
bo przecież i tak odszedł. I tym razem będzie tak samo…
Sasuke drgnął, a ja uświadomiłam sobie, że zbyt długo milczałam.
Poderwałam głowę, a widząc, jak mój ukochany otwiera usta, by coś powiedzieć, w
panice wypaliłam:
- To dziwne, że mamy tak bezchmurną noc, chociaż jeszcze na pogrzebie
padało. – Spojrzałam w niebo i od razu ugryzłam się w język, gdy zobaczyłam na
nim kilka potężniejszych chmur.
Cholera, Sakura! Pogoda!? Serio,
na nic lepszego cię nie stać? - robiłam sobie wyrzuty w myślach.
- To znaczy – znowu podjęłam, gdy Sasuke wydał się jeszcze trawić moją
wyrwaną z kontekstu wypowiedź. – Zamierzasz od razu wyruszyć w podróż?
Przytaknął, taksując mnie wzrokiem, którego nie potrafiłam rozgryźć –
mieszanka zaciekawienia i… smutku?
- Poza murami Konohy zahaczę o jakiś motel na nockę – dodał,
wzruszając ramionami i ku mojemu przerażeniu, odwracając. Nie myśląc wiele, a
właściwie prawie wcale, mocno chwyciłam nadgarstek Sasuke, zatrzymując go.
- Zostań – wydusiłam, napotykając lekko zdziwione spojrzenie
ukochanego. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak rozpaczliwie to zabrzmiało,
więc czym prędzej się zreflektowałam: - Znaczy… wejdź na herbatę. Mam wolną
kanapę, to możesz prze… przenocować u mnie.
Zaśmiał się.
- Haruno – Zbliżając się do mnie na krok, tak, że nasze twarze
znajdowały się w zdecydowanie za małej odległości, uśmiechnął się sardonicznie.
– Kochankowi nie proponuje się herbaty i kanapy, zapamiętaj.
Nawet nie zdążyłam zareagować na jego słowa, kiedy poczułam na ustach
ten odurzający dotyk jego warg. Już po chwili Sasuke pogłębił pocałunek,
napierając delikatnie, acz stanowczo na moje ciało i jedną ręką głaszcząc policzek. Poddałam się temu cudownemu uczuciu otępienia, które owładnęło mnie
od środka, aż po koniuszki palców – to znowu się działo, znowu mnie otumanił
jedynie dotykiem. Dotykiem chłodnych dłoni, szorstkich warg. Dotykiem, który
dla niego nie znaczył absolutnie n i c.
Odepchnęłam go delikatnie, opierając rękę na jego torsie.
- Dzisiaj nie jestem aż tak pijana – wyrzuciłam mu, spoglądając w
czarne czeluścia tęczówek. Już zdążyłam zapomnieć, jaką posiadały moc
hipnotyzowania i aż zadrżałam, gdy znowu wpadłam w ich sidła.
- Ostatnio mówiłaś, że nie muszę cię upijać, by cię uwieść – wyszeptał
w moje usta, z tym uwodzicielskim, szelmowskim uśmiechem, który zmiękczał i
otępiał moją świadomość.
Uwieść. A więc tak można ładnie
nazwać niezobowiązujący seks?
Sasuke znów na mnie naparł, wpijając w moje usta. Postępował krok za
krokiem, zmuszając tym samym do cofania się, aż w końcu moje plecy uderzyły w drzwi
wejściowe. Wciąż mnie całując, nacisnął klamkę i wpadliśmy nieporadnie do
środka, lądując na najbliższej ścianie, a towarzyszył nam przy tym trzask drzwi.
Na chwilę się odsunął, dając mi wytchnienie na złapanie oddechu i wiedziałam,
że teraz to ja muszę przejąć inicjatywę i zaprowadzić nasze podniecone ciała do
sypialni. Tak też zrobiłam, ponownie łącząc obce sobie usta w namiętnym pocałunku i
chwytając Uchihę mocno za koszulę oraz ciągnąc za sobą.
Już nie było odwrotu; za bardzo pragnęłam jego dotyku i za bardzo nie chciałam być dzisiejszej nocy sama. Nie planowałam tego, jednak z pewnością siebie godną zawodowej dziwki, wepchnęłam nasze ciała do kuchni, a potem do mojego pokoju, zahaczając przy tym o różnorakie meble i finalnie popychając Uchihę na łóżko. Wylądował na nim ciężko, niezgrabnie i całkowicie nie w stylu dumnego klanu Uchiha, jednak wciąż z seksownością wartą Sasuke. I ledwie zdążyłam zauważyć na jego twarzy delikatne zdziwienie wymieszane z satysfakcją i pożądaniem, kiedy pociągnął mnie za rękę, usadawiając na swoim kroczu.
Już nie było odwrotu; za bardzo pragnęłam jego dotyku i za bardzo nie chciałam być dzisiejszej nocy sama. Nie planowałam tego, jednak z pewnością siebie godną zawodowej dziwki, wepchnęłam nasze ciała do kuchni, a potem do mojego pokoju, zahaczając przy tym o różnorakie meble i finalnie popychając Uchihę na łóżko. Wylądował na nim ciężko, niezgrabnie i całkowicie nie w stylu dumnego klanu Uchiha, jednak wciąż z seksownością wartą Sasuke. I ledwie zdążyłam zauważyć na jego twarzy delikatne zdziwienie wymieszane z satysfakcją i pożądaniem, kiedy pociągnął mnie za rękę, usadawiając na swoim kroczu.
Od tego momentu wszystko działo się jeszcze szybciej. Nie potrafiłam
się skupić na niczym innym, jak słodkich, szorstkich ustach Sasuke i jego
gorących dłoniach, które sprawnie pozbawiały mnie poszczególnych części garderoby z niesamowitą wprawą, i które błądziły po moim rozpalonym ciele. To
było takie przyjemne – uczucie podniecenia, które obezwładniało świadomość
i kazało jej siedzieć cicho w kącie, podczas gdy pożądanie robiło swoje. Pchało
mnie w ramiona tego drania, którego serce ośmieliło się pokochać, i które
jak głupie teraz pracowało na najwyższych obrotach.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy znalazłam się pod Sasuke. Ba!
Oddając się przyjemnościom, nie zdawałam sobie sprawy, że zdążyłam już go
rozebrać, a jego nagie ciało przylegało szczelnie do mojego, w każdej chwili
gotowe do finalnej akcji. I wtedy się zaczęło – taniec dwóch ciał i dusz, jakie postanowiły się zjednoczyć i przeżyć ze sobą Niebo. Popaść w otchłań emocji,
rozkoszy i grzesznego aktu miłości, który nie miał prawa istnienia…
Śpisz tak spokojnie. Księżycowe
światło wpada przez okno do pomieszczenia, rozświetlając Twoją śpiącą, bladą
twarz, która jest nadzwyczaj spokojna i miła w wyglądzie. To do Ciebie nie
pasuje – ten spokój. Bo Ty zawsze jesteś chłodny. Nie okazujesz swoich uczuć,
bo… Właśnie, dlaczego tego nie robisz? Boisz się czegoś? A może odtrącenia? To
takie głupie z Twojej strony. Powinieneś wiedzieć, że ja Cię nigdy nie odtrącę.
Wciąż Cię kocham, chociaż nieustannie mnie ranisz. Dlaczego to robisz? Nie możesz po
prostu poddać się życiu, zamiast ciągle z nim walczyć? Wszystko byłoby
prostsze, gdybyś nigdy nie odszedł z wioski. Ale Ty to zrobiłeś, nawet
niejednokrotnie i znowu to zrobisz. Już za kilka godzin obudzisz się, zbierzesz
swoje rzeczy i znikniesz jak jakaś zjawa. Rozpłyniesz się w powietrzu na kolejne lata, a po jakimś
czasie przybędziesz znikąd. I tak będzie w kółko, bo Twoje życie jest
jedynie pieprzonym kręgiem przywitań i pożegnań. Sprawiasz, że moje życie też
wciąż się toczy według tego rytmu – i za to Cię nienawidzę. Bo jesteś zwykłym
draniem, który wykorzystuje swoją przyjaciółkę z drużyny. Mamisz ją, by się
zabawić, bo wiesz, że ona Ci ulegnie. Że ja Ci ulegnę. Nawet nie przyjmujesz do
wiadomości, że mogłoby być inaczej. Zawsze jesteś pewny siebie i zimny, Twoje
opanowanie wprawia ludzi w zakłopotanie i wywołuje u nich strach. Na mnie
działa trochę inaczej – obezwładniasz mnie samą swoją obecnością.
Śpisz tak spokojnie. Czasami
myślę, że jesteś moim narkotykiem, a lata w których Ciebie nie ma blisko, są
moim odwykiem. Miło jest myśleć o tym w taki sposób; to ułatwia radzenie sobie
ze smutną prawdą. A prawdą jest, że jestem w Ciebie ślepo zapatrzona, mimo że
wcale tego nie chcę. Zawsze sobie powtarzam, że już się z Ciebie wyleczyłam i w
pewnym sensie jest to prawdą – wtedy, kiedy to myślę, na tamtą jedyną chwilę.
Bo gdy tylko pojawiasz się ponownie, wszystko upada. Cała moja obrona, moje
przeświadczenie o odbyciu sukcesywnego odwyku – wszystko pada. Zaledwie jeden Twój
dotyk sprawia, że nałóg się odnawia. Wiem, że to śmieszne. Wiem, że Ty
uważasz to za śmieszne, a mnie za żałosną. Wiem, że traktujesz mnie jak
zabawkę, jak dziewczynę do wykorzystania i porzucenia. P o g o d z i ł a m s i ę
z tym fenomenem.
Śpisz tak spokojnie. Kosmyk
włosów opada Ci na twarz, więc delikatnie, tak, by tylko nie dotknąć twojej
cery, odsłaniam go. Palce mnie świerzbią, by jednak musnąć Twój policzek, ale
się powstrzymuję. Nie chcę Cię obudzić, gdy śpisz tak spokojnie. Bo ta chwila jest
idealna. Mogę Cię obserwować w ciszy, nie zważając na nic. Nie będąc narażona
na Twój wykpiewczy śmiech i dumny wzrok. Uwolniona od niepewności, która
pojawia się za każdym razem, kiedy na mnie spoglądasz. Co wtedy sobie myślisz?
Czy gdy patrzysz na mnie, widzisz moje uczucia, czy je odwzajemniasz?
Chciałabym wierzyć, że tak, ale Twoje zachowanie temu zaprzecza. Powiedz
coś, otwórz się na mnie. Chcę wiedzieć na czym stoję, chociaż zdaję sobie
sprawę, że to pewnie bardzo cienki lód, który załamie się prędzej niż myślę.
Daj mi jakąś nadzieję, albo zburz ją nieodwracalnie, proszę… Pomóż mi Ciebie
znienawidzić, a w zamian ja pomogę Ci pokochać mnie. Ale taki układ Cię nie
zadowala, prawda? Wolisz mnie dusić w swojej obojętności i mojej miłości, bo
jest Ci to na rękę.
Śpisz tak spokojnie…
Odejdź. Proszę, odejdź, bym
znowu mogła zacząć odwyk. Wbrew pozorom jest on całkiem przyjemny. Właściwie
jest on moim ratunkiem. Więc odejdź jak najszybciej. Ja też chcę spać
spokojnie…
Podniosłam się z łóżka, a sprężyny zajęczały cichutko, nie budząc przy
tym Sasuke. Na palcach podeszłam do szafy, uprzednio podnosząc z podłogi i
zakładając moje majteczki. Rozsunąwszy bambusowe drzwiczki, z najniższej półki
wyciągnęłam szarą, męską koszulkę i zaciągnęłam ją przez głowę. Szybkim
aczkolwiek ostrożnym i bezszelestnym krokiem przeszłam do kuchni, jeszcze w
progu zerkając na uśpionego Uchihę.
Śpi tak spokojnie…
Zstępując z podwyższenia sypialni w kuchnię, natychmiast
przydreptałam do okna, uchylając je na kilkanaście centymetrów. Chłodne,
wilgotne powietrze owiało moje rozgrzane ciało, wpadając w głąb pomieszczenia.
Z ulotnym uśmiechem zapaliłam światło nad okapem, biorąc do ręki leżące na nim
zapałki i paczkę papierosów. Postępując dwa kroki, usiadłam na drewnianym
krześle, plecami opierając się o ścianę, a nogi podciągając do siebie i stopami
zapierając o kant mebla. Otworzywszy kartonowe wieczko pudełka, z
niezadowoleniem przyjęłam do wiadomości widok dwóch fajek w środku.
Teraz i poranek, pomyślałam,
wyciągając jedno cudeńko i wkładając je miedzy wargi. Zapałka kilkakrotnie nie
chciała się odpalić, dlatego dopiero po paru próbach udało mi się wzniecić
ogień i zaognić upragnionego papierosa. Gdy przyjemnie drażniący dym wdarł się
do mojego gardła, z pogardą odrzuciłam pudełeczka na stół, rozluźniając się na
krześle. Czułam, jakby wraz z dymem nikotynowym uciekającym z moich płuc,
odeszła również część moich problemów i ból po stracie senseia. Ten nałóg,
który skrzętnie ukrywałam przed bliskimi już nieraz ratował mnie w stresowych,
trudnych sytuacjach, z jakimi najzwyczajniej w świecie sobie nie radziłam.
Podobno zwykłe wdechy i wydechy często pomagają opanować silne emocje, ale w
moim przypadku nie do końca. Owszem, wdechy i wydechy były pomocne, ale jedynie w
połączeniu z upragnioną nikotyną, która przyjemnie ukajała nerwy.
- Sakura – usłyszałam chłodny baryton, zabarwiony nutką zdziwienia. Ze
spokojem spojrzałam na stojącego w progu przybysza w granatowych bokserkach i nie
zwróciwszy większej uwagi na nagi tors, z obojętnością skiepowałam papierosa do
stojącego na stole kubka z resztkami kawy. – Nie wiedziałem, że palisz.
- Bo i za dużo rzeczy o mnie nie wiesz, Uchiha – rzuciłam, ponownie
wciągając w płuca dym, a przy wydechu ciągnąc: - I zapewne wielu się nie
dowiesz.
- Uważasz, że cię nie znam? – ciągnął dalej, gdy ja nie
przestawałam w oddawaniu się nałogom. Obu – paleniu i cierpieniu z miłości do
niego.
- Wiem, że mnie nie znasz. – Uśmiechnęłam się ironicznie. – Dwie noce
i kilka rozmów za bachora nie czynią cię znawcą mojej osoby.
Sasuke zszedł z podwyższenia, podchodząc do i z nonszalancją opierając
się o kuchenkę.
- Znam twoje ciało – zadrwił, taksując moje nagie nogi wygłodniałym
wzrokiem.
- Czyli najmniej ważną część – odparłam sucho, ostentacyjnie
gasząc papierosa, wrzuciwszy go do samotnego kubka i wstając z krzesła.
Zmysłowym krokiem, tak by sprawić pozory zainteresowania Uchihą, podeszłam do
niego, opierając dłonie i cały ciężar
ciała na jego nagiej klatce piersiowej. Znany mi dreszcz przyjemności przebiegł
przez palce, następnie rozprzestrzeniając po całym ciele, jednak zignorowałam go,
wspinając się na palce i pochylając do ucha Sasuke.
- Kanapa jest w salonie. Ufam, że dasz radę sam ją rozłożyć – szepnęłam i spojrzałam w skonsternowane czarne tęczówki, po czym z powagą dodałam: - A jak wstanę ma cię tu nie być.
- Kanapa jest w salonie. Ufam, że dasz radę sam ją rozłożyć – szepnęłam i spojrzałam w skonsternowane czarne tęczówki, po czym z powagą dodałam: - A jak wstanę ma cię tu nie być.
Ręką zgasiłam światło nad okapem, natychmiast odchodząc do sypialni, dlatego
nie dane mi było zobaczyć twarzy Sasuke. A szkoda, bo widok jego urażonej dumy
wypisany na twarzy z pewnością by mnie rozbawił.
I tak oto rozpoczął się mój
odwyk.
Od Autorki: No to właśnie oddałam Wam 13str. Worda! I jak wrażenia? Osobiście ten rozdział pisało mi się całkiem dobrze, szczególnie scenę z drużyną siódmą xd Natomiast mordęgą był dla mnie akt miłości Sasuke i Sakury, z resztą tak jak ostatnio. Chociaż był tego też plus - naprawdę się przy tym fragmencie uśmiałam. Serio. Jak ktoś jeszcze nie próbował swoich sił w scenach seksu, to polecam, bo mi osobiście każde napisane zdanie daje fale głupawki, więc... zabawa przednia! :)
Ogólnie rzecz ujmując: smutno i trochę nudno. Ale muszę Was rozczarować, bo w takim klimacie raczej będzie cała historia. We wszystkich dziecięciu rozdziałach raczej nie będzie za dużo śmiechu, a najbliższe dwa to będą nudne jak flaki z olejem. Uch, mam szczerą nadzieję, że ktoś przez nie przebrnie! (i że sama nie stracę zapału xd)
No i na koniec, dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Niestety zdaję sobie sprawę, że pewnie część osób i tak się wysypie podczas trwania opowiadania (tak, jestem dość zdystansowana jeśli chodzi o nowych czytelników, jednak małe doświadczenie w świecie blogowym mam), jednak mimo wszystko miło się je czytało i myślało "A może jednak coś potrafię, może komuś serio się podoba...". I chociaż nie odpisuję na każdy komentarz, to każdy raduje moje samotne serducho i poprawia samopoczucie <3
Następny rozdział na pewno nie tak prędko, bo mam zapracowane plany na najbliższe dwa miesiące, ale zobaczymy - może się coś urodzi po drodze :)
Pozdrawiam!
Przez ostatnie tygodnie szkoły wypadłam trochę ze środowiska blogowego, dlatego nie jestem pewna, czy potrafię pisać jeszcze odpowiednio długie i treściwe komentarze. Cóż, zaraz zobaczymy.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że na Twojego bloga wpadłam przypadkiem, z uwagi na ciekawą nazwę Twojego nicku. Dziwne, ale tak. Pierwsze wrażenie było jak najbardziej na plus - ładny, ciemny szablon, ogólny ład i porządek. Rozejrzałam się trochę i, muszę przyznać, naprawdę urzekły mnie wymyślone przez Ciebie nazwy rozdziałów. Nie ufam sobie w znajomości angielskiego, jednak wydaje mi się, że rozumiem ich znaczenie w stu procentach.
Chwilę później zabrałam się za rozdział pierwszy. Pozostawiłam tak krótki, wręcz żałosny komentarz, ale to raczej z braku czasu, ponieważ przebywam obecnie u dziadków, a tutaj każdy czegoś chce. ^_^' Dopowiem więc kilka zdań.
Naprawdę, spodobał mi się pomysł na fabułę opowiadania. Nie wyobraźiłabym sobie lepiej relacji, jaka wytworzyć mogłaby się pomiędzy haruno i Uchihą. Sakura naprawdę go kochała,a przez ciągłe cierpienie, naprawdę musiała znienawidzieć. No i sasuke - niby nadal ten sam zimny drań, ale jest w nim coś... Ludzkiego. Bardziej ludzkiego, niż w anime. Widać wyraźnie, że bohaterowie dorośli, ich osobowości zmieniły się tak, jak musiały - uważam, że świetnie to zaznaczyłaś. A opisy emocji, uczuć i przemyśleń wprawiają mnie w zachwyt. O tak, ja to MUSZĘ czytać. :)
Teraz skupmy się wreszcie na rozdziale II, ponieważ to jego zawartość powinnam tu komentować.
Podoba mi się to, w jaki sposób zaczęłaś rozdział. Wyraźnie zaznaczyłaś, co Sakura robi w Sunie. Dokładny opis rozpracowywania odtrutki jest świetny, widać, że skupiasz się na tym, co piszesz i przykładasz uwagę do każdego faktu (na przykład korespondencja pomiędzy Naruto i Gaarą). Bardzo to cenię!
Śmierć Kakashiego. Jako wielka fanka tej postaci mogłabym pisać tu rzeczy typu "buuu, jak mogłaś?!", jednak nie zrobię tego. Śmierć Kopiującego Ninji to bardzo dobry pomysł. To zdarzenie nie tylko spowodowało pojawienie się Uchihy, może także być wyjściowe dla rozwoju fabuły. To dobrze, kiedy autor otwiera sobie takie furtki. ;)
Opis spotkania przyjaciół po latach, ich zachowanie, rozmowa, podteksty Sasuke - Boże, jakie to wszystko jest klimatyczne i przywołuje na myśl wspomnienia z pierwszej serii anime, kiedy istniała jeszcze stara, dobra dróżyna siódma! To strasznie nostalgiczne.
Podoba mi się, że nie pozostawiłaś pozostałych postaci samych sobie, a wyraźnie zaznaczyłaś, co przez te lata podziało się w ich życiach - naruto i Hinata mają synka, Temari i Inozuka wzięli ślub... Super.
Podoba mi się sytuacja, w której sakura odkrywa, że Sasuke spotykał się z pozostałymi przyjaciółmi. "Nie zapomnę ci tego, jak mnie zostawiłeś wtedy w Sunie w tym barze. I jeszcze z tą dziwką! Dopiero jak się rozpłakałem, to przyznała się, że jej zapłaciłeś, żeby powiedziała mi, że się przespaliśmy. I to nie jest śmieszne! Wiesz jak się bałem, że zdradziłem Hinatę, ty draniu!?" - roześmiałam się szczerze, czytając te słowa. To takie naturalne, idealnie przypisane do charakterów tych postaci. ^^ Biedny, pokrzywdzony naruto i wyrafinowany Sasuke. xD
"- Haruno – Zbliżając się do mnie na krok, tak, że nasze twarze znajdowały się w zdecydowanie za małej odległości, uśmiechnął się sardonicznie. – kochankowi nie proponuje się herbaty i kanapy, zapamiętaj." - ja również zapamiętam, ponieważ śmiałam się przez dłuższą chwilę. Tak cholernie dobrze oddajesz każde zachowanie postaci... To jest porywające.
Na koniec dodam jeszcze, że zakończyłaś rozdział wprost wyśmienicie. Twarda, nieugięta Sakura, która rzeczywiście posłała Uchihę na kanapę. Bezcenne. xD Tak idealnie oddajesz słowami relacje pomiędzy postaciami, pozazdrościć.
Czekam z cierpliwością na nowy rozdział. ;D
Mój nick? Hahaha! Taki zwyczajnie banalny i byle jaki, że aż intrygujący xd Fajnie, cieszę się, że sprawdza się jako reklama mojej osoby!
UsuńCo do mojej dokładności, to tak. Raczej staram się mieć sensowną fabułę, a pomysł z odtrutką wpadł mi niespodziewanie do głowy, ale wyszedł. Bo co innego taki medyk może robić w Sunie? Na początku miała po prostu mieć zastępstwo za jakiegoś lekarza, ale uznałam to za banał i wtedy sobie przypomniałam, jak na początku Shippuudena Sakura leczyła Kankuro z trucizny i o! mam pomysł :D Fajnie, że zwracasz na takie coś uwagę :)
Ekhem, a Temari wyszła za mąż za SHIKAMARU NARĘ, a nie za Inuzukę xd
Ach, i od razu napiszę, że zamierzam odwiedzić Twojego bloga, jak tylko skończę oglądać FMAB, czyli pewnie nie tak prędko, no ale... I masz fory, bo będzie to mój pierwszy blog o tej tematyce, zaskocz mnie!
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)
Za Inuzukę... Boże, jaka ja głupia jestem, chodziło mi o Shikamaru. xD To pewnie przez późną godzinę, wybacz. ;)
UsuńCieszę się, że zamierzasz odwiedzić mojego bloga, modlę się w duchu, aby Cię nie rozczarować. ^^'
Hej :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy uwierzysz, ale płakałam czytając... W sumie to u mnie normalne, zwłaszcza jak jest coś smutnego (tak jak tu). Jak Guy wygłosił pożegnalne słowa, normalnie i we mnie coś pękło...
Twojego stylu pisania komentowała nie będę, bo już wiesz, że bardzo go lubię^^
ShikaTema ogólnie bardziej do Ciebie pasuje (a tu już nawet ślub mieli - akcja dalsza od tej w pierwszym blogu xdd).
Charakter Sasuke troszkę mnie zadziwia. Może to wpływ mangi i anime tak działa, ale jakoś mi po prostu nie leży np. uznawanie Kakashi'ego za przyjaciela, albo jak poszli na sake... Zbyt piękne to się wydaje. Nawet w scenach z SasuSaku (w pełni)poznajemy INNEGO Sasuke. Nie znaczy to jednak, że jest on zły (czy coś). Różni się od oryginału. Jednak świadomość, że akcja dzieje się później od tej w mandze, pozwala na uznanie tego jako możliwą rzeczywistość (chodzi o to, że mimo odmiennej postawy można wyobrazić sobie, że Sasuke taki właśnie będzie).
W ogóle ładne rodzinki porobiłaś - nie dość, że Shikamaru i Temari to jeszcze Naruto z Hinatką^^
Wiesz (tak na zakończenie) wcale nudne to to nie jest... Czyta się przyjemnie i (co dla mnie jest szokiem) 13 str Worda zleciało mi szybko ;) Pamiętam, jak mówiłaś, że średnia notka to około 3 str (samym początku Twojej kariery), a teraz 13?! Uwierz mi, gdyby było nudne - nie przebrnęłabym przez to xdd
Pozdrawiam :D I życzę dalszej weny^^
Bo ShikaTema to moja miłość życia! <3 I właściwie o wiele lepiej się czuję pisząc o nich, niż o SasuSaku, bo... no tu mi się jeszcze trudno wczuć w te postacie. A najgorzej właśnie z Sasuke, bo zdaję sobie sprawę, że jego charakter się różni od tego w mandze, a to właśnie dlatego, że nie lubię tej postaci i jej nie znam xd Także cieszę się, że to zauważyłaś, jednak mnie trochę znasz po tylu latach, haha!
UsuńRozpłakałaś się? Przepraszam, nie chciałam... ;*
No, dziękuję za komentarz, bo Twojej opinii się w sumie nie spodziewałam, bardziej relacji na gg XD
Pozdrawiam <3
Ahh, co za cudny poranek *___*
OdpowiedzUsuńNie dość że zaraz powinien wyjść nowy chapter, to jeszcze dane było mi przeczytać kolejny wspaniały rozdział tutaj ;)Woho xD 13 stron? Dużo ;D Przyznam że po raz klejny czytało się rozdział z płynnością i lekkością, nawet ceremonię pogrzebu Kakashiego.
Ahh, ten lot jastrzębia jaki opisałaś na samym początku, był tak idealny że aż zaczęłam się zastanawiać jak tak można było to napisać z taką lekkością. Dosłownie jakbym dostała skrzydeł i leciała tuż obok niego. I Gaara również się ukazał ;) Widzę że z Naruto tworzą zazwyczaj pocztę pantoflową haha ;D No ale cóż, Naruciak to Naruciak ;D
Byłam tak przejęta śmiercią Kakashiego, że dopiero pod koniec całej ceremonii, uświadomiłam sobie że prawdopodobnie Sasuke także się pokaże. W końcu kiedyś to był i jego sensei. Przyznam również że nie spodziewałam się tej jakże bezpośredniej propozycji ze strony Naruto, by drużyna siódma się ze sobą napiła. I to jego ciągłe powtarzanie że Hinatka rozumie wszystko - boskie ;D
No cóż, dowiedzieliśmy się dużo ciekawych rzeczy o Sasuke w tym rozdziale, a mianowicie że pomimo swego odejścia i spotkania z Sakurą dwa lata temu, również z Naruto i Kakashim było dane mu się spotkać niejednokrotnie. I prawdę mówiąc, to jest takie prawdziwe że gdyby rzeczywiście wydarzenia z mangi by się tak potoczyły, to wcale bym się nie zdziwiła właśnie takim tokiem wydarzeń.
Oh, że Naruciak nie domyślił się że pomiędzy tą dwójką przy ostatnim razie doszło do czegoś więcej niż tylko do zwykłej rozmowy, zwłaszcza gdy Sasuke wspomniał o tych klapsach ;D Chociaż może i się domyślił ;D Zresztą nie ważne, i tak zaskoczyła mnie Saska słowa wtedy ;D Jakby rzeczywiście chciał powtórzyć igraszki z Sakurą.
AA!! Poprosiłaby został *__* znaczy się na noc, przynajmniej tylko dobrze ;D Ale w rezultacie ponownie wylądowali ze sobą w łóżku. I spokojnie nie tylko ty dostajesz głupawki piszą właśnie te sceny ;D Ja popadam w istną faze 'śmieszka' nie mogąc przestać się śmiać i szczerzyć do monitora jak do sera ;D
Ale przyznam że końcówka mnie zaskoczyła. Sądziłam że ponownie to Sasuke ją opuści z rana, a tak to sama go poprosiła o odejście, nie pomijając wzmianki że dalszą część nocy spędzi sam na kanapie. Oh i czemu się nie odwróciła? Czemu nie spojrzała w te jego zdziwione kare tęczówki? Z pewność widok urażonej dumy Sasuke, by ją rozbawił. Ale no cóż, odwyk rzeczywiście trzeba rozpocząć, pytanie tylko na jak długo? A może jednak nie odejdzie do końca? Hmmm... tyle pytań jeszcze pozostało że hoho! ;)
No ale nic, nie pozostaje mi nic innego jak z ogromną niecierpliwością czekać na kolejny rozdział, ale wiem że wyrwam ;) BA! Wiem że moja i pewnie innych czytelników niecierpliwość zostaną wynagrodze, w postaci cudownego rozdziału ;)
Pozdrawiam ;* I życzę weny, a także byś nie przemęczyła się zbytnio przez te dwa miesiące ;)
Bye, bye ;*
No też bym chciała się nie przemęczyć za bardzo, ale to raczej nie będzie możliwe - bez pracy nie ma kołaczy! A ja chcę sobie zarobić na nowego laptopa...
UsuńDOKŁADNIE! Jak głupi do sera, siedzi człowiek i tylko zaciesza z każdego zdania, jak jakiś debil XD Cieszę się, że nie jestem jedyna!
I wiesz, Naruto nigdy nie był bystrzakiem, a przy sake to wyobrażam go sobie jeszcze bardziej niekumatego, nieogarniętego, więc może zabawa słowna nie jest na jego poziomie xd A klapsy wyszły nieplanowanie i właściwie miałam duże obawy przed tym, jak tą scenę odbierzecie (pomijając fakt, że sama miałam przy niej niezły ubaw xd).
No cóż, dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)
No więc... przez Twojego bloga jednak sobie nie poczytałam, haha xD To znaczy przeczytałam kilka stron ale stwierdziłam, że to się nie umywa do tego co przeczytałam tutaj. Zresztą w ogóle nasuwa mi się takie drobne spostrzeżenie, że blogowi pisarze - np. Ty - lepiej piszą niż Ci, co niegdyś wydali książke. Zauważ jaki ubogi słownik jest w książkach, autor nie patyczkuje się z przedstawieniem świata, sucho określa fakty i to od twojej wyobraźni zależy czy się wczujesz, a jak wchodze na bloga - Twojego, Odei, lub innych wybitnych pisarzy mam wrażenie, że jest to poziom wyżej. Zawarte są uczucia, gry słowne, metafory - generalnie hard level. Może to dlatego, że ci wcześniejsi pisarze nie mieli możiwości blogowania? Nie kształcili się przez ileś tam lat z krytykującymi czytelnikami. Może po prostu napisali książke - i to wszystko. Czyli prawdopodobnie mamy większe szanse zostać lepszymi pisarzami i wydać coś o niebo lepszego. Taka luźna nagonka xD
OdpowiedzUsuńA wracając do Twojego rozdziału. Jestem nim zachwycona i przekonałaś mnie nim do swojej historii - pomimo iż SS jest fuj, i sama Sakura w sobie mnie drażni, to tutaj... byłam w stanie ja polubić. Lubię postacie które cierpią, a tutaj jest tyle cierpienia, że jestem w stanie jej współczuć i rozumieć.
Oczywiście moment pogrzebu mną wstrząsnął. Pisałam Ci zresztą na gadu. Przemoga Guy'a chyba każdego wzruszyła nie tylko mnie i Sakure, jednak ja zwracam uwagę na sam opis tego zdarzenia - to jak bardzo przypomina realia, jak bardzo niektóre słowa przypomniały mi to co ja odczuwałam stojąc przed trumną - bardzo uczuciowe. Scena jako tako u Naruto nie była moją ulubioną, raczej potraktowałam ją jako taki zapychacz bo generalnie nic się nie działo tylko takie lanie wody, że kiedyś Naruto i Sasuke też się spotkali tak jak Sakura, oczywiście jej przerażenie, że zaraz wszystko wyjdzie na jaw było genialne ;D Jednakże bardzo podoba mi się akcja która rozegrałaś z samym pojawieniem się Sasuke - nie dość, że oryginalnie, z sensem, to jeszcze to zdanie Uchihy, że to, że oni o czymś nie wiedzą nie znaczy, że nigdy Kakasiowi nie powiedział - przypomniała mi się ta scena w ANime kiedy razem trenowali a Kakashi nauczył go chidori - nie pamiętam jej dokładnie, no ale sądze, że było to kuluminacyjne w ich relacji.
Uwielbiam oddawania charakterów postaci w Twoim wykonaniu, nawet drobne wspomnienie o Shikamaru i Temari jest przepełnione cechami tych postaci.
A co do dalszej części...
Znowu była erotic scena! Mówisz że się uśmiałas? Ja tam widze fajną scenkę, fajnie opisaną i raczej jestem rozmażona niż rozbawiona - ale to chyba dobrze? ;D Dałaś taki krótki fragment, chyba przemyślenia Sakury jak sądze? gdzie rozmysla ona, że tak spokojnie śpi i bije się z własnymi myślami - bardzo naturalne. Ogólnie! Zabieg z tymi krokami był świetny "Dwanaście kroków i znów popłyną mi łzy" tu się zdziwiłam, ale trochę za dużo tych kroków po bo chwili zmęczyły, więc takie rzeczy dodawaj cześciej ale w krótszych odcinkach - taka moja tylko rada, ale bardzo fajnie wyszło.
Ostatnia scena... Sakura która potrafi być silna i sie oprzeć, heeee? Ciekawe na jak długo no i oczywiście sądząc po opowiadaniu Sasuke nie zniknie na rano. Pewnie zrobi jej tym na złość xD No i generalnie jestem jeszcze bardziej ciekawa dlaczego on zostanie ;D Jak to wytłumaczy.
Charakter Sasuke - bezbłędny!
Charakter Naruto - wiesz dobrze, jak podbiłaś mnie tym sokołem z pierwszej sceny, taka drobna rzecz a zobacz jakie skutki!
Oczywiście oznajmiam wszem i wobec, że 13 stron na tym blogu to jak pies napłakał. Tyle w temacie!
Rozdział oceniam na 5! I nie mów, że nudne... nie wszystko musi się zalewać krwią! Niektóre blogi kuszą tym, że akcja jest spokojniejsza - mnie się tam to podoba i ani przez chwilę nie byłam znudzona. XD
Jeeej, te Twoje komentarze to zawsze sprawią, że się rozpływam *q* Lepiej niż zawodowi pisarze? No w sumie w pewnym sensie mogłabym się zgodzić z tym brakiem dokładnych opisów uczuć i zabawy słownej. Częściej spotyka się książki napisane ładnym stylem, który jedynie przedstawia nam ciekawą fabułę, niż pozwala zawiązać więź z bohaterem, chociaż zdarzają się też perełki. I racja, że oni nie mieli takiej cudownej możliwości kształtowania się na blogach. Kiedyś to przyjmowali do druku wszystko, co miało genialną fabułę, a styl "SIE PODREPERUJE I LUDZIE KUPIĄ!" - tak mi się wydaje. I kto wie, może jak coś wymyślimy ciekawego to i nam uda się zaistnieć, chociaż ja do tego pomysłu podchodzę raczej sceptycznie XD
UsuńCo do pojawienia się Sasuke, to cieszę się, że przypomniała Ci się ta scena z pierwszej serii, bo w sumie jak pisałam tą scenę, to też ją sobie przypomniałam i na niej trochę bazowałam xd No bo przecież nikt nie wie, co wtedy się stało, możliwe, że Sasuke z Kakashim zawiązali wtedy jakąś większą więź. No i w pierwszej scenie na tym blogu, gdy Sasuke ponownie odszedł po wojnie, opisałam, jak Naruto stracił nadzieję, więc tak jakby też zapał do sprowadzenia Sasuke do wioski. Dlatego takie spotkania potajemne z przyjaciółmi Sasuke wydało mi się całkiem na miejscu i możliwe xd A skoro już Sakure spotkał, to czemu Kakashiego i Naruto też nie?
Z zabiegu z krokami też jestem zadowolona, chociaż może rzeczywiście go trochę nadużyłam ^^" następnym razem bardziej to przemyślę, dziękuję za radę ;*
Sasuke zostanie? Kłóciłabym sie xd
A Ty sama mogłabyś te 13str napisać i w końcu opublikować, bo stęskniłam się za FIND-WATER! :D
Nie wiem czy to przez starą brokułę którą zjadłam, a może przez to, że byłam tak zadowolona z mojego mięsa, że wylałam tłuszcz, który miał służyć polaniu ziemniaków... czytam jeszcze raz O,o lol? Hahaha xD
OdpowiedzUsuńHahahahahahaha xd Chyba masz dziś za dobry humor, kochanie! Żeby takie zwierzenia publicznie.............. <3
UsuńOjej... zamurowało mnie. Jak ty to robisz? To było takie piękne. Szczególnie ta scena z krokami. Aż mnie ciarki przeszły jak Sasuke pocałował Sakure, rozmarzyłam się. Kocham tego bloga. Przepraszam, że tak krótko ale na razie nie mam czasu nawet dla swojego bloga :'(
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i weny :)
Och rany rany. Taaaak wiem, że jesteś zielona w sprawach miłosnych! A przynajmniej ciągle przyjmuje to do wiadomości xD Ale kochana, nie sprawiasz wrażenia wiarygodnej takimi rozdziałami.
OdpowiedzUsuńBiedny Kakashi. Całą siłą woli próbowałam się powstrzymać od zerknięcia w dół w trakcie czytania i dowiedzenia się kto umarł.. aż musiałam zasłonić monitor telefonem.. xD Ale kilka linijek przed tą upragnioną informacją popatrzyłam.. i się wydało! ;c
Tak w sumie jak myślę sobie o zakończeniu tej historii to nie widzę happy endu. Nie wiem jak ty sobie to wyobrażasz i nie chcę zmieniać twoich planów, ale jeśli by to ode mnie zależało, to jednak zatopiłabym Sakurę ostatecznie w tym smutku. Tak to po prostu pasuje do klimatu opowiadania, a poza tym ten twój Sasuke popijający sobie rano herbatkę i zagryzający kanapką z serem? xD
Moment z Gaiem.. aż sama miała ochotę się rozryczeć i ledwo się powstrzymałam
'Sensei… zbłądziłeś na ścieżce życia po raz ostatni. Pilnuj, żebyśmy my nie zbłądzili za wcześnie' Aaaach no i to zdanie.. cudowne
Chociaż i tak całkowicie powalił mnie ten akapit z odliczaniem kroków (tak tak jeszcze się nie zakochałaś!) cholernie przepięknie napisany
Pozdrawiam, buziaki ;3
Mogę Ci przysiąc na moją wielką miłość do Shikamaru, że jeszcze się w życiu nie zakochałam! A właśnie... kocham Shikamaru, więc może jednak można mnie uznać za niewiarygodną xd Tak czy inaczej, cieszę się, że nie widać mojego niedoświadczenia, to dla mnie wielki komplement ^^
UsuńSasuke z herbatą i kanapką z serem? Eeeee, nieeeee! To nie pasuje do tego gbura! A wystarczy spojrzeć na tytuły rozdziałów, żeby domyślić się jakie będzie zakończenie xd I ja też tak czasami mam, że zasłaniam sobie ekran albo kartkę książki, żeby nie dowiedzieć się czegoś za wcześnie, haha XD
Dziękuję, że jesteś i całuję również ;***
Tak patrzę na wcześniejsze komentarze i szczena mi opada. Mam nadzieję chusteczko, że wybaczysz mi rozmiar mojej wypowiedzi. Naprawdę musiałabym już wypisywać jakieś bzdury, żeby napisać tak wiele... ale może kiedyś mi się uda? Kto wie.
OdpowiedzUsuńChylę czoła, nawet baaardzo nisko, bo cudownie piszesz ( och jak tego zazdroszczę ^^ - i na pewno zaglądnę jeszcze na drugiego bloga ) jak i cudownie oddajesz sytuację Sakury, stosunek Sasuke do niej i Naruto, jak i uczucia im towarzyszące.
Co do treści cóż, próbowałaś wycisnąć ze mnie łzy, ale dzielnie z tym walczyłam. Pogrzeb Hatake był tak pięknie opisany jak i odczucia Sakury, że aż moje oczęta się zaszkliły. To było po prostu fenomenalne!
Cóż Sasuke, nadal jest draniem i nie oszukujmy się zawsze nim będzie. Nie przepadam za nim w m&a, ale tutaj, w twoim opowiadaniu... Po prostu nie idzie go nie lubić ;D Ten jego cięty język i hasło, że Sakura dawała mu klapsy w tyłek zbija całkowicie z tropu! Aż uśmiech pojawiał się na twarzy czytając o tej zapitej w trzy dupy trójce przyjaciół ;D
Co do sytuacji ehmem... tych bardziej lubieżnych - mimo, że się na nich nie znam - były one świetnie napisane, aż się wierzyć nie chce, że było to dla ciebie mordęgą. Jednym słowem mogę opisać ten rozdział : CUD.
Naprawdę jestem zauroczona klimatem tego opowiadania, jak i twoim stylem. Jest to po prostu niebo dla takiej dziewczyny jak ja ^^.
A i dziękuję za poinformowanie na gg ;)
No nic, czekam na kolejny rozdział - bardzo wiernie będę czekać, gdyż normalnie jestem zachwycona *.*
Pozdrawiam i WENY! ;)
A nie przejmuj się tymi komentarzami powyżej! Dwie koleżanki dopiero poznaję, więc dużo o nich powiedzieć nie mogę, ale Mitshie to akurat ma tak zawsze i jej nie pobijesz xd BA! Ten komentarz chyba nawet mogę zaliczyć do tych krótszych ;p Poza tym, Twój również jest przyzwoitej długości! :)
UsuńI tyyyyleeee ciepłych słów mi napisałaś *q* no ja się rozpływam przy takich czytelnikach, dziękuję! Ja na lubieżnych scenach też się nie znam, ale cieszę się, że jednak dobrze mi wyszła, bo pisałam ją z 2h, a ubaw miałam po pachy ^^ I tak, Sasuke to drań, za którym ja również nie przepadam, więc cieszę się, że u mnie go nieco polubiłaś - bo ja też XD (taka skromna, taka skromna... xd)
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! ;*
Jaaaki genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam tytuł i opis tego sokoła, który odleciał nie czekając na odpowiedź, to już się bałam, że mi Naruto zabiłaś i że się zapłaczę na śmierć. A potem, jak się dowiedziałam, że to Kakashi, to aż wstałam i poszłam po chusteczki. I na scenie jego pogrzebu się przydały. Słowa Gai'a były piękne, jejku, jak on musi cierpieć.
I potem ten Sasuke... Powiem szczerze, że zdziwiłam się, że widywał się też z Naruto i Kakashim, chociaż z drugiej strony to ma sens. On bądź co bądź jest do nich niemożliwie przywiązany, chociaż może zaprzeczać ile chce. Ta scena u Naruto w domu mnie autentycznie rozwaliła. Jeszcze nie zdążyłam zupełnie oczu uspokoić a już się śmiałam na wszystkich podtekstach Sasuke, Sakurze, która próbuję sobie przypomnieć czy były jakieś klapsy czy nie , Naruto i Sasuke rozmawiający o "twardych dowodach"... No cudo po prostu! Taki team 7 po latach, po wojnie, po pożegnaniach i po straci mistrza. Zabrakło mi tutaj jednak trochę dłuższej rozmowy z Kakashim, ale potem, jak to przemyślałam(bo rozdział przeczytałam rano, ale nie miałam czasu skomentować) to doszłam do wniosku, ze to zupełnie do Uchihy nie pasuje.
A samo SasuSaku... Znowu takie emocjonalne i zmysłowe. Narracja Sakury wychodzi ci świetnie, tak łatwo jest się w nią wczuć. No i ten zabieg z liczeniem kroków był świetny, gdzieś tam przy szóstym aż mi serce mocniej zabiło jak to się skończy. I serio ciężko mi uwierzyć, że się śmiałaś, jak pisałaś tę scenę seksu, bo po raz drugi wyszła ci genialnie.
A potem... Zostałam kompletnie zaskoczona tym zachowaniem Sakury. Jakoś tak, nie spodziewałam się, że jednak zdobędzie się na taką obojętność, ale przypomniały mi się jej słowa z pierwszego rozdziału(który notabene znam chyba na pamięć), że coś w niej umarło. I ta scena była takim jakby odzwierciedleniem tych snów. Chociaż nie obraziłabym się, gdyby Sasuke na złość został do rana.
A! Zapomniałabym o najważniejszym! Ślub Temari i Shikamaru! Yaaay! Aż się na głos zaśmiałam i psa obudziłam!
Uwielbiam tę historię... Jest taka klimatyczna i chociaż czuje, że źle się skończy, to chcę ją czytać i czytać. I z każdym rozdziałem, nieważne czy tutaj czy na troublesome zakochuje się w twoim stylu coraz bardziej.
Pozdrawiam!
"I z każdym rozdziałem, nieważne czy tutaj czy na troublesome zakochuje się w twoim stylu coraz bardziej." ---> serio? *.* dziękuję! <3 <3 <3
UsuńCo do spotkań Sasuke z Naruto i Kakashim, to to bardziej przypadkowe spotkania, jak w przypadku Sakury, nieplanowane - bo sam z siebie to Sasek raczej nie zaprosiłby kumpla na sake xd I cieszę się, że rozbawiły Cię podteksty, haha :)
Widzę, że kroki robią furorę - miło! ^^ I wyobraź sobie, że tak, pisząc scenę seksu naprawdę się uśmiałam. Sama spróbuj, to się dowiesz jakie to przezabawne uczucie i mi uwierzysz ;p
I co Wy macie z tym "Sasuke na złość zostanie do rana"! Nie potrafię pojąć waszego rozumowania, ale okej xd I tak, musiałam wcisnąć ShikaTema <3
Dziękuję, że jesteś i pozdrawiam! ;***
Nie wiem co napisać, naprawdę. Podczas czytania towarzyszyło mi tyle uczuć, na początku smutek związany ze śmiercią Kakashi'ego, później zdziwienie, gdy pojawił się Uchiha, rozbawienie po imprezie u VI Hokage. A później już tylko zachwyt. Co do pisania o seksie, masz 200% racje, kiedyś próbowałam, wyśmiewałam się z siebie myśląc 'kur*a co ja pisze, ja pieprze, nie to oni mają się pieprzyć' :D
OdpowiedzUsuńCiekawią mnie dalsze losy, szkoda, że rozdział ukazuje się raz na miesiąc, ale warto czekać, naprawdę.
Życzę Ci abyś znalazła i wenę i czas bo wydaje mi się że wiele osób z niecierpliwością będzie czekać ;)
Pozdrowionka :*
'Kur*a, co ja pisze, ja pieprze, nie, to oni mają się pieprzyć' <--- DOKŁADNIE TO SOBIE MYŚLAŁAM XD
UsuńNo niestety, raz w miesiącu to i tak będzie dobry wynik xd Mam jeszcze drugiego bloga, na którym też czekają na nowy rozdział, a ze smutkiem muszę przyznać, że moje tempo pisania nie jest zniewalająco szybkie ;p Także miło mi, że mam czytelników, ale jeszcze milej będzie, jak cierpliwie wyczekacie następnej notki :)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Na początku chcę wspomnieć, że dziękuję ci bardzo za powiadomienie mnie o nowym rozdziale. :3 Na przyszłość jednak wolałabym, gdybyś powiadamiała mnie w zakładce spam, ale nic nie szkodzi. ;D
OdpowiedzUsuńA teraz przejdę do notki.. I cóż by tu... Powiem szczerze, że dokładnie jak było i za pierwszym razem, po przeczytaniu twojego rozdziału zakochuję się w nim bezgranicznie i popadam w wielkie kompleksy. ;D Dziewczyno, nie wiem jak ty to robisz, ale to co piszesz jest zajebiste. Pięknie oddajesz uczucia Sakury.
Jejku, jak mi szkoda Kakashi'ego, ale tak jak napisałaś, śmierć w świecie shinobi to chleb powszedni.
Kiedy pojawił się pan Uchiha byłam bardzo zaskoczona. Nie spodziewałam się go w takim momencie, ale to bardzo dobrze, kiedy opowiadanie jest nie do przewidzenia.
Denerwuje mnie fakt, że Sasuke traktuje Sakurę bardziej przedmiotowo, ale w końcu taki jego urok. Mam cichą nadzieję, że w przyszłych rozdziałach coś się zmieni, i uwodzenie nie będzie już tylko uwodzeniem. ( boże, jakie beznadziejne zdanie... )
Bardzo podobał mi się ostatni fragment, Sakura pokazała się z silnej i odważnej strony, a takie bohaterki uwielbiam. Więcej takich scen poproszę! ;D
Cóż, czekam z niecierpliwością na następny rozdział, mam nadzieję, że pomimo planów na najbliższy czas znajdziesz chodź chwilkę dla tego opowiadania. :3
Pozdrawiam serdecznie.
:)
OdpowiedzUsuńEch… zdołowałaś mnie tym pogrzebem. Nie myślałam, ze czytanie o tym może być takie smutne. Niemniej jednak, to tylko świadczy o tym, że wyszło Ci to bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńNo dobra! Przede wszystkim, przepraszam, że komentuję dopiero teraz. Musisz wiedzieć jednak, że przeczytałam rozdział zaraz po tym, jak otrzymałam od Ciebie powiadomienie. Mam jednak ostatnio trochę roboty, więc gdy włączam komputer(zwykle nocą) jestem już tak zmęczona, ze padam na twarz.
No, ale co ja tam się będę tłumaczyć i jakieś wymówki tutaj wciskać xD
Ciężko powiedzieć, czy rozdział był gorszy, czy lepszy niż poprzedni. Nie no, gorszy na pewno nie był, oba były wprost genialne. Kurczę, wyleciało mi z głowy, co chciałam napisać ;/ Niemniej jednak, kocham Twój styl! Masz mi kiedyś wydać jakąś książkę, albo się pogniewamy!
Scena w Sunie… Gaara jak to Gaara, wydał mi się takie opiekuńczy i w ogóle. Moment, gdy ptak odleciał, nie ciekawszy na odpowiedź, wywołał swego rodzaju niepokój.
To, gdy przyszedł powiedzieć o tym, nic niespodziewającej się Sakurze… ech… znów mi smutno.
Swoją drogą, byłam pewna, że inaczej to wymyślisz. Nie mam pojęcia czemu, ale zaskoczył mnie fakt, że Kakashi zginął w walce xD Nie wiem, może myślałam, że on ze starości umrze xD
Sam pogrzeb sobie daruję… Chociaż nie! Wspomnę tylko, ze spodobał mi się moment z Guy’em. Uwielbiam ich przyjaźń i tę rywalizację.
Spotkanie z Sasuke…
Fajnie, ze Naruto i Sakura od początku nie zareagowali na wizytę Saska z uśmiecham i entuzjazmem. Moment, gdy Naruto puścił rękę Sakury, bo niby ma do niej mniejsze prawo był świetny. Polubiłam przez to bardziej Naruto.
Zaskoczyły mnie słowa Saska. Darzył mistrza szacunkiem, jako nauczyciela i przyjaciela. Dziwne, ale nawet dopasowały mi się do Uchihy i całej sytuacji.
Libacja… Biedna Hinata. Potem te zwłoki zapitego męża, musiała pewnie do łóżka taszczyć xD
Chyba moja ulubiona scena. Na pewno! To jak wspominali. Wesele Shikamaru i Temari. Swoją drogą, podobało mi się, gdy ta dwójka trzymała się za rączki na pogrzebie i byli tacy twardzi. Urocze.
Kiba! Mój Kiba i te jego teorie i wiara w Hokage ;*
No i epickie moment. „Dała mi” xD Rozwaliłaś mnie tym. Aż widziałam czerwoną ze złości i zażenowania twarz Sakury. Genius! „Dała mi… kilka klapsów” Sasek to jednak potrafi. Całe szczęście, że Naruto taki nie kumaty.
Sasuke i Sakura wracający do domu… To jak liczyla kroki było takie… dobijające. Wiedziała, że za chwilę będzie musiała się z nim pożegnać i chciała ten moment opóźnić. To, jak jej powiedział o tym kochanku było takie… hipnotyzujące wręcz^^” Ten głos Uchihy musiał brzmień wyjątkowo magnetycznie. No i potem scena, przy której, jak sama napisałaś miałaś ubaw po pachy. Sama też wystrzegam się takich scen. Wychodzą mi one bardzo niewinnie. Niemniej jednak, piszę teraz ten mały romansik, to kto wie, czy też się nie pokuszę xD
Sakura palaczka. Ja to do kawy wolę przegryźć coś słodkiego i zawsze mnie zniechęcało, gdy ktoś palił do tego cudnego napoju papieroska. Tuż to zabija cały aromat!
Ale wracam do notki… Końcówka, gdy Sasuke rozmawiał z Sakurą. Zdziwiła mnie i to bardzo. Nie spodziewałam się taki słów po Sakurze. Nawet trochę czuję do niej żal, chociaż wcale jej się nie dziwię. Nie chce go widzieć, gdy się obudzi. Jestem strasznie ciekawa, jak to się dalej potoczy.
Mam więc nadzieję, że uda Ci się napisać rozdział, jak najszybciej!
WENY I POZDRAWIAM! ;**
Nareszcie dane było mi przeczytać ten rozdział. Udało mi się za niego zabrać i wiesz co ? Podobał mi się i w cale nie był nudny :) Nie sądziłam, że uśmiercisz Kakashi'ego ale najwyraźniej miałaś powód :) Od razu widać, że śmierć potrafi jednoczyć ludzi. Dzięki temu Sasuke pojawił się w wiosce i.... upił z przyjaciółmi z drużyny 7-ej xD Aż dostałam wizji. gdy czytałam te fragmenty, haha. Dowiedzieliśmy się też trochę o ich przeszłości. Jak się okazuje, Uchiha miewał kontakty z Naruto oraz Sakurą a nawet Kakashi'm i być może z innymi mieszkańcami Konohy. Alkohol doprowadził do różnych zwierzeń trójki przyjaciół. Oczywiście Naruto nie kojarzył kilku faktów, które padły z ust Sasuke. Jak to na Uzumakiegop przystało xD
OdpowiedzUsuńOczywiście ta noc nie mogła przebiec inaczej jak spędzenie Uchihy i Haruno razem... Znów upojna noc. Aż dziwię się, że jeszcze nic z tego nie wynikło :P Ooo i zaskoczyłaś mnie tym papierosem. Sakura pali ? Fee :P Nawet Sasuke się zdziwił. Hehe zdanie o kanapie było fajne ale jak dla mnie to Sakura smutnie zakończyła ich rozmowę " Gdy się obudzę, ma Cię tu nie być". A co jeśli Uchiha postanowił tym razem zostać na zawsze w wiosce ? Hmm... Ciekawe jaką miał minę na słowa Haruno... No nic, czekam na kolejny rozdzialik :D :D Pozdrawiam serdecznie i życzę udanych wakacji :)
W sumie to dawno przeczytałam ten rozdział i kiedy to robiłam odkryłam tego bloga, tak po prawdzie poprzez Myszke. Bardzo ciekawym sposobem pociągnęłaś akcje mangi i Kisiel mógłby zaczerpnąć od ciebie pomysł, ale niestety "Naruto" opiera się na innej koncepcji opartej na sile marzeń, przyjaźni, dążeniu do celu. Rozdział mi się bardzo podoba. Postacie i charaktery, które stworzyłaś są po prostu boskie, trafiłaś, że tak "powiem" w mój gust, a przyznam szczerze, że ciężko tego dokonać. Osobowość Sakury i Sasuke, który zaczyna okazywać emocje. Ciekawa jestem ich losów. Czekam na next i życzę dużo weny ;)
OdpowiedzUsuńOhayo!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszyściutko i jestem zachwycona.. Nie, zachwycona to mało powiedziane. Hmm.. oszołomiona! Tak, oszołomiona.
Kocham parę SasuSaku, dlatego też odwiedziłam tego bloga. Zaczęłam więc czytać..
Muszę przyznać, że Twój styl bardzo mi się podoba. Opisy.. zakochałam się w nich totalnie. *,*
Pomysł na fabułę również ciekawy i chyba zaczynam mieć pewne domysły, które dotyczą tytułu bloga. xd
Kakashi zmarł.. nie powiem, że mnie to zasmuciło, bo miałam nadzieję, że odegra jakąś rolę w tym opowiadaniu.
Cały czas zastanawiam się, dlaczego Sasuke zawsze pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. ;> xD
Naruto.. cóż, jakoś bardzo się nie zmienił.
Natomiast Sakura.. nie spodziewałam się, że będzie pić z kolegami i pomalutku zamieniać się w swoją własną mistrzynię. xd Niby stała się twardsza, ale nadal ulega urokowi Uchihy. Kurde, co on takiego w sobie ma? Ja osobiście też go uwielbiam, w sumie nawet nie wiem dlaczego. Imponuje mi.
Tekst pisany kursywą w tym rozdziale rzucił mnie na kolana! Boże, kobieto! Ile ja bym dała, żeby tak pisać.. Achhh.
Haha, Sakura i tekst "Kanapa jest w salonie." <3
Wiem, że piszę chaotycznie i w ogóle nie ma w mojej wypowiedzi jakiegoś sensu, no ale trudno. xd Wiedz, że będę czytać kolejne rozdziały, które mają nieziemskie tytuły.
Może i niedługo nadrobię Twojego drugiego bloga - ShikaTema. ^^
A, no i zapomniałabym! >.< Śliczny szablon :)
Pozdrawiam cieplutko i z niecierpliwością czekam na kolejną notkę! :D
Co z tego, że chaotycznie! Ważne, że pozostawiłaś po sobie znak, bo to dla mnie się najbardziej liczy :) Dziękuję za wszystkie zachwyty, ciepłe słowa i pochwałę szablonu - gdyż jestem z niego niebotycznie dumna xd
UsuńCo takiego ma w sobie Sasuke? Przyznam szczerze, że nie wiem, bo moje serce skradł Shikamaru <3 To, że piszę SasuSaku jest, uwierz mi, dla mnie samej ogromnym zaskoczeniem i właściwie wynikiem przypadku i chwili słabości xd Niemniej, cieszę się, że w opowiadaniu lubują się oddani fani tej pary ^^ A rozdział3 ma na razie 1str w wordzie....
Również pozdrawiam! :)
Przypadkiem natknęłam się na twojego bloga i kiedy przeczytałam pierwsza notkę poczułam że muszę więcej!!
OdpowiedzUsuńNapisze tylko tyle ,że ludzie którzy mają swoją inna idealną parę nie SasuSaku zazwyczaj piszą w bardziej niezwykły sposób.
Nie zapraszam cie do mnie bo mój blog w porównaniu z twoim to masakra na kółkach.
Zachęcam do założenia Facebooka tam można w łatwy sposób powiadamiać o notkach , a jak założysz od razu mnie zaproś lub chociaż daj znać że założyłaś !!
https://www.facebook.com/pages/Red-Murder-Yoake-Ni/
Wiem, że nie od tego powinnam zacząć swój komentarz, ale muszę to zrobić, ponieważ nie wytrzymam do końca - NaruHina jest taka urocza! Nawet jeżeli to były małe wzmianki to tak strasznie się z nich cieszyłam i w myślach sama naszkicowałam sobie obraz ich synka! W dodatku Naruto był 'miszczem' pijaństwa xD Naprawdę wspólne picie drużyny 7 wyszło świetnie, a z tymi klapsami i podtekstami typu 'dała', naprawdę się uśmiałam! Przechodząc do dalszej części, czyli chyba najważniejszej od której należało zacząć [ale ja to jestem JA] Taka byłam ciekawa kogo uśmierciłam. Pierwsza myśl ; Sasuke!? Chociaż to by było dziwne... xD I w drugim rozdziale zakończenie opowiadania! Dziękujemy państwu! Dobra, jednak nie żyje Kakashi. Dla mnie i tak najlepszym mistrzem był Asuma [przez to głupie SAO zaczyna mi się mylić!] ale jestem w stanie wyobrazić sobie ból drużyny 7. Pożegnanie Gaia było mistrzowskie z wyliczaniem wygranych. Poruszył mnie to, naprawdę. Czemu sceny łóżkowe Cię bawią? xD To są bardzo poważne sprawy moja droga. Ty przynajmniej nie robisz jak Grant[mistrz fabuły eva], gdzie ucina w połowie i wali takie zdanie, ze ja muszę się domyślać czy coś zaszło czy nie. To jest irytujące. Ah, planujesz teraz co rozdział stosunek? xD Bo mi się to coraz bardziej podoba. Ciekawi mnie jak to wszystko się skończy. Czuję między Twoim SasuSaku chemię, naprawdę czuję. A to dobrze, bo moje skamieniałe serce nieco to wszystko porusza. Tekst z kanapą również miażdży! Khem... nie noo, jak mogłaś. Palenie jest przeznaczone tylko dla Shikamaru! Jak mogłaś również jej dać posmakować tego zaszczytu? Zraniłaś mnie xD
OdpowiedzUsuńShikaTema, ShikaTema wszędzie! xD
Jak mogli zostawić upitego Naruto!? Dobrze, że nie pozbawili go ubrań, bo wtedy Hinatka miałaby dużo więcej roboty xD
Co jeszcze? Masz świetny styl i ostatnio coś naprawdę dużo Sakur... poza tym, misja póki co Ci wychodzi, bo już oglądam amv o SasuSaku! Przynajmniej te które mi moje łaskawe YT załaduje, jeżeli w ogóle wejdzie. Czyli ogólnie, dajesz radę z misją ! ;D Oczekuj po naprawie komputera mase nowych przebojów xD
Pozdrawiam i czekam na cd!
Nie kłam. Tu wcale nie jest nudno.
OdpowiedzUsuńTu jest magia. Magia, magia everywhere *.*
Pogrzeb Kakshiego rozwalił mnie na łopatki. Płakała razem z bohaterami. Mam nadzieję, że nie zdarzy się to na serio w Naruto, bo nie wiem jak przeżyję :( scena z drużyną siódmą była wisienką na torcie :D tak myślałam, że coś się wydarzy jeszcze na końcu, bo tak słodko być nie mogło :D uwielbiam takie klimaty, więc mnie to na 100% nie nudzi :D z ogromną chęcią będę czytać Twojego bloga :D
OdpowiedzUsuńJak obiecałam tak zaczynam pisać mój komentarz :)
OdpowiedzUsuńWpadłam na Twojego bloga o ShikaTema z zamiarem rozpoczęcia tamtej historii, ale jak już Ci wcześniej pisałam, weszłam sobie w spis treści i zobaczyłam, że masz tam jednopartówki, więc rozpoczęłam od nich. I skomentowałam, a ty mi napisałaś, że prowadzisz dalszy ciąg partówki SasuSaku, a ja wtedy popadłam w taki zachwyt, że nie mogę tego wyrazić. Jednak miałam wtedy jedno postanowienie (nadal je mam, ale git). Wciąż mam blogi, które muszę nadrobić, więc obiecałam sobie, że na razie żadnych więcej nie zacznę. Bo nie.
Tylko, że ja nie mogłam zapomnieć o tej jednopartówce, więc sobie stwierdziłam, że w ten niedzielny poranek coś tam zacznę, choć kilka zdań... no i przeczytałam cały rozdział na jednym tchu jak na razie. Więc może przejdę do niego?
Podobają mi się opisy. A raczej to, że nadajesz uczucia nawet pogodzie, która przecież ich nie ma. Założę się, że tysiące razy słyszałaś, że w oddawaniu emocji jesteś tak profesjonalna, że tylko pozazdrościć. Znów miałam oczy pełne łez na pogrzebie Kakashiego, a już szczególnie po tym, co powiedział Gai. Matko, te słowa, które wypowiedział były tak smutne i piękne zarazem. W jakichś komentarzach przeczytałam Twoją odpowiedź, w której mówiłaś, że nigdy się tak naprawdę nie zakochałaś, czy coś w tym stylu. To, że wydaje się to wprost niemożliwe, biorąc pod uwagę te wszystkie opisy uczuć, już wiesz. Ale wydaje mi się, że stratę jednak kiedyś odczułaś i nie mam tu namyśli śmierci ulubionego bohatera jakiejś historii. Wszystko było tak autentycznie napisane, że kurcze, przejął mnie ten smutek, rozpacz. Och, matko. Tak się rozpisuje o tym pogrzebie, a przecież nie na nim się wcale skończyło!
Naprawdę nie spodziewałam się Sasuke na pogrzebie Kakashiego. Byłam bardzo ciekawa jak to wszystko rozgrywasz, bo przecież tamto pierwsze pożegnanie Sasuke i Sakury miało być tym ostatnim. Ale śmierć sensei'a zawsze może być powodem do ponownego spotkania ;)
Hah, oskarżenie pijanej Sakury <3 Sasuke i Naruto chodzą na potajemne randki, a później te wymowne teksty Sasuke, że jest w stu procentach hetero i ma na to solidne dowody. O matko! <3
Wiedziałam, wiedziałam, że do czegoś jednak dojdzie między nim a Sakurą, że nie pójdzie sobie tak po prostu. Oczywiście zrobiłby to, gdyby ona go nie złapała za nadgarstek, burak jeden. Tylko, wbrew mojej radości, to raczej nie wróży dobrze dla Sakury. Gdyby nie spędziła kolejnej nocy z Sasuke to może łatwiej byłoby jej zapomnieć. Myślałabym inaczej, ale nie jestem pewna, czy mogę oczekiwać tutaj Happy Endu, więc jestem ostrożna xd
Zdziwiła mnie Sakura, która wygoniła go na kanapę i powiedziała, że rano nie chce go już widzieć. Sama go zatrzymała w końcu. Choć to pewnie lepiej niż patrzenie jak on odchodzi. Znowu. Dobra, bo ja się tu rozpisuje no, a nauka czeka.
Naprawdę chciałabym od razu przeczytać kolejny rozdział, ale kurcze no nie mogę ;________; Tak nad tym ubolewam. Ciekawe, czy zdążę skomentować wszystkie rozdziały, przed tym jak ty skończysz to opowiadanie? Mam szczerą nadzieję, że tak, ale się zobaczy xd
Pozdrawiam!
Jestem w niebie czytając to powiadanie !
OdpowiedzUsuń