“Uśmiechnięci,
wpółobjęci
spróbujemy
szukać zgody
choć
różnimy się od siebie
jak
dwie krople czystej wody.”
~W.Szymborska
Fetor spalonego ciała nie chciał odejść; uparcie
śledził moje poczynania, czekając jedynie na odpowiednią chwilę, by zaatakować.
Najczęściej robił to po nocy, znienacka, kiedy mózg jeszcze nie pracował na
właściwych obrotach i był podatny na urojenia. Nie wiedział jednak, że nabyłam
w ostatnim czasie bardzo przydatną broń - Sasuke Uchiha. Wystarczyło zaledwie
zerknięcie w jego kierunku, żeby w głowie zamigotały kojące słowa: To tylko
urojenia, Sakura. Nie musiał ich nawet wypowiadać. Sama obecność wystarczała.
Ha ha ha. To smutne, że musiałam okłamywać nawet
siebie. Jaka była prawda? Parszywa, okrutna i trudna do przyjęcia przez umysł i
serce.
Sasuke z początku grał rolę mojej tarczy, jednak
tak szybko jak przywdział te wdzianko, tak samo szybko je z siebie zrzucił.
Najwidoczniej stwierdził, iż rola niańki mu nie odpowiadała, albo
najzwyczajniej w świecie go zanudziła, bo z Troskliwego Misia przerodził się we
wroga Gumisiów - ogra Toadie. Z dnia na dzień starał się mniej; czułość malała
wprost proporcjonalnie do wzrostu szorstkości. Natomiast po tygodniu, jego
irytacja moimi urojeniami niemal sięgnęła zenitu.
Zatem od początku…
Fetor spalonego ciała nie chciał odejść; uparcie
śledził moje poczynania, czekając jedynie na odpowiednią chwilę, by zaatakować.
Najczęściej robił to po nocy, znienacka, kiedy mózg jeszcze nie pracował na
właściwych obrotach i był podatny na urojenia. W głowie wciąż powtarzałam
kojące słowa: To tylko urojenia, Sakura, jednak to już nie pomagało.
Wyprowadzona przez Sasuke teza upadła, jak upadał zmęczony życiem staruszek,
któremu Śmierć podstawiła haka pod drewnianą laskę. Obecność mojego ukochanego
już nie wystarczała i nagminnie, stopniowo chyliła się ku całkowitemu zawaleniu
- gwarantowało ono oddalenie się Sasuke ode mnie. Wraz z tym runęła również
moja psychika.
To jednak nie obligowało mnie do zapadnięcia w
sobie, wręcz przeciwnie - musiałam stawić czoła rzeczywistości i wrócić do
pracy. Z początku było to trudne; nie potrafiłam się skupić nawet na
najbanalniejszym raporcie dotyczącym stanu pacjenta, a każdy obchód lub
wezwanie do obserwacji, kończył się bezmyślnym wsłuchiwaniem w słowa asystenta
i przytakiwaniem na jego pomysły. Równie dobrze mogłabym zostać w
domu, a sytuacja w szpitalu nie uległaby nawet najmniejszej zmianie.
Siedząc wygodnie za biurkiem i popijając drugie
śniadanie kawą, nie myślałam o ciężkim przypadku, który ANBU przynieśli nam
godzinę temu, co na pewno zaprzątałoby mi głowę w pierwszej kolejności jeszcze
miesiąc temu. Tę sprawę powierzyłam w ręce Shizune i Ino, nie miałam
wątpliwości, że świetnie sobie poradzą nawet bez mojej pomocy. Dumałam
natomiast nad zachowaniem Sasuke: Dlaczego, jak wszystkich byłych Hokage
kochałam i szanowałam, ten drań po raz kolejny rozdzierał mi serce swoją
obojętnością?!
Przez wczorajszy wieczór, pomyślałam. Fakt, Uchiha już od kilku dni
zachowywał się mniej czule, a jego zainteresowanie “popieprzoną wariatką,
którą musiał niańczyć” diametralnie spadło, lecz nie miałam wątpliwości, że
to właśnie wydarzenie z łazienki przelało brzegi czarki cierpliwości Sasuke. Po
prostu pękł, a złość i frustracja wylały się z niego, kiedy zobaczył jak
krzyczę bez powodu w wannie. To też klarownie potwierdziło, iż moja kondycja
psychiczna pogarszała się z dnia na dzień, chociaż powinno być zupełnie inaczej.
Terapia zazwyczaj leczyła, a nie pogarszała stan pacjenta. Prawda?
Do swądu spalonej ludzkiej tkanki można było
przywyknąć, o ile czuło się go nagminnie. Jasne, w pierwszej chwili zawsze
towarzyszył człowiekowi strach, że wszystko działo się ponownie i wraz z
fetorem powróci fantomowy ból oraz całkowita fiksacja myśli. Przestrach przed
zdemaskowaniem również nie odstępował o krok, podobnie jak przejmujący skurcz w
żołądku i wrażenie, jakbym zaraz miała wyrzygać z siebie wszystkie wątpia,
łącznie z rozdartym i zatrutym trucizną (zwaną w mojej chorej głowie zbrodnią)
sercem. To było normalne. (Jeśli normalnymi można nazwać urojenia.) Anomalią
był dopiero incydent poprzedniego wieczora.
Sasuke trudził się wtedy treningiem w lesie na
tyłach posiadłości, a ja - podkuszona przez nudę i chęć odprężenia po pracy -
zażyłam kąpieli. Do kremowej, osadzonej na metalowych pozłacanych nóżkach i
wyraźnie zniszczonej przez czas wanny, nalałam gorącej wody. Klękając przy
niej, zaczęłam mącić ręką gładkość przezroczystej tafli, rozprowadzając przy
tym waniliowy olejek po całej powierzchni, aż unoszący się wraz z parą wodną
zapach otoczył całą łazienkę. Zrzucając z siebie ubrania, zanurzyłam umęczone
ciało, a gorąc natychmiast rozluźnił mięśnie. Z rozkoszą przymknęłam powieki i
odpłynęłam w stan półświadomości, co jednak nie skończyło się miłym relaksem. W
dzień byłam w stanie kontrolować wszystkie nieproszone myśli, tłumić je i
zamykać w szufladce na mosiężny kluczyk, ale w nocy i w pierwszych minutach po
niej, kiedy mózg nadal owiewała mgiełką snu, było to cholernie trudne, a nawet
niewykonalne. Wtedy pojawiały się urojenia, wielkie i silne, a takie materie
nie mieściły się w mojej małej szufladce, i jak na prawdziwy pech przystało,
nie posiadałam większej. Jakie było tego następstwo? Szalona Sakura.
Dlatego też mogłam się spodziewać, że po
otworzeniu oczu, gdy woda już zupełnie oziębła, nie zobaczę zwykłego związku
wodorotlenowego, a coś, co moja psychika uzna za odpowiednie na “dzień
dobry” po krótkiej drzemce. A jednak widok krwawej wanny sprawił, iż
niekontrolowany krzyk uciekł z więzienia gardła, a ja wpadłam w istną panikę. Z
oczami szeroko rozwartymi chwyciłam za jej brzegi i podniosłam się do kucek
podpartych, niedowierzając w widok, jaki prezentował mi zmysł wzroku. To nie
dzieje się naprawdę, Sakura. To tylko urojenia! - krzyczałam w myślach,
lecz to nijak pomagało. Jucha wciąż była równie czerwona, jak na początku i nie
znikała, gdy gorączkowo mrugałam powiekami z nadzieją, że przy którymś razie w
końcu majaki miną. Nie minęły, a pognębiły się, kiedy w toni krwi dojrzałam
przebłysk czegoś jasnego. Wosk - z tą myślą już wiedziałam, że woskiem
tajemnicze coś nie było, a płodem, które przecież sama wycięłam sobie z
macicy. Wahałam się pomiędzy kolejnym wrzaskiem, a wzięciem maleństwa w ręce.
Hamletyzowałam tak dobre dwie minuty, zanim ostatecznie walkę wygrała chęć
ponownego dotknięcia płodu. Ostrożnie, z dłonią niemiłosiernie drżącą i bladą
na tle otaczającego mnie rubinu, wyciągnęłam z krwi (tu wstrząsnął mną odruch
wymiotny, który stłumiłam odrobiną leczniczej chakry) niedorozwinięty kształt
dziecka. Lśnił od spływającej po nim posoki, co już nie tyle napawało mnie
wstrętem, a strachem przemieszanym z uczuciem ściskającym za serce. Zaczęłam
łkać, tuląc maleństwo do twarzy i między szlochami wołając imię Sasuke.
Mój ukochany wbiegł do łazienki spocony i
zziajany, ubrany w swój tradycyjny, czarny strój treningowy. Przez łzy
widziałam konsternację wyrzeźbioną na jego twarzy licznymi zmarszczkami na
czole i pomiędzy brwiami. Wyglądał, jakby zupełnie nie wiedział, dlaczego
krzyczę i go nawołuję. A przecież to było tak cholernie oczywiste! Czego on nie
rozumiał? W końcu stałam w wannie wypełnionej krwią, a w ramionach trzymałam
ten diabelny płód. Czy mógłby zobaczyć coś jeszcze bardzie popieprzonego!? Na
co czekał!? Powinien mnie złapać w swoje ramiona, wyrzucić martwe (właściwie
nawet nie) dziecko do kosza, albo spalić je, jak ja ówcześnie to zrobiłam.
Oczekiwałam, iż będzie mi szeptał do ucha kojące słowa, zapewniał, że wszystko
już w porządku. Że wcale mnie nie nienawidził za pozbawienie go potomka.
Liczyłam, że będzie to Sasuke, którego sobie wyśniłam. Troszczącego się,
rozumiejącego moją psychozę i smarującego te cholerne kanapki masłem, w tej
kurewskiej kuchni!
Co dostałam zamiast tego? Wkurwionego (bo innych
słów już znaleźć nie mogłam na określenie jego stanu) Uchihę spozierającego
mnie wzrokiem godnym najprawdziwszego Diabła.
- Co ty wyprawiasz? - warknął, mrożąc zarówno
krew w ludzkich żyłach, jak i tę, w której stałam.
- Sasuke - wyjąkałam struchlała. Rzuciłam
szybkie spojrzenie na juchę pode mną, następnie na płód, aż w końcu wyciągnęłam
ręce w stronę ukochanego, podając mu woskowy kształt, jak podawałam dziecko po
udanym porodzie szczęśliwym rodzicom. Wymusiłam na ustach marną imitację
uśmiechu, jaki przekreślał grymas rozpaczy. - To ono. Zabierz je, proszę.
Sasuke obdarzył mnie wzrokiem, jaki towarzyszy normalnemu
człowiekowi, kiedy zwiedza psychiatryk.
- Co mam niby od ciebie wziąć?
- Płód - odparłam z oczywistością i poruszyłam
zachęcająco ramionami. - Proszę.
Wtedy przez Uchiha przeleciała cała gama emocji.
W pierwszej chwili miałam wrażenie, że chciał się roześmiać, ot tak wyśmiać
moje słowa i zachowanie. Lecz to szybko przemieniło się w coś zgoła innego -
furię. Wpadł w szał i, nie panując już chyba zupełnie nad swoimi czynami,
doskoczył do mnie, ściskając mocno za nadgarstki. Jęknęłam, nie tylko z bólu,
ale też przejęcia o los małego płodu, który wypadł mi z rąk prosto na zimną
posadzkę pod naporem brutalnego aktu Sasuke. Mimo wszystko to wciąż nie był
koniec szaleństwa ukochanego. Siłą wyciągnął mnie z wanny, a ja, lawirując na
ostatkach kontroli własnego ciała, cudem ominęłam zdeptania jasnego kształtu.
Pozostawiałam jednak koszmarne ślady z krwi za sobą i absorbowało to moją uwagę
bardziej niż nagość, w którą byłam odziana.
- Przestań!- zaprotestowałam, zaciągana na
korytarz. - Daj mi się wytrzeć z tej krwi, do cholery, bo nie zamierzam tego
sprzątać!
Sasuke raptownie się zatrzymał, ponownie
spozierając mnie wzrokiem zarezerwowanym dla wariatów, a jego złość
prawdopodobnie osiągnęła wtedy apogeum.
- Jaką znowu krew!? - ryknął, wyrzucając ramiona
w powietrze i dając tym wolność moim nadgrastkom.
- Z wanny… chyba… - próbowałam wytłumaczyć,
zestrachana jego agresją. Przerwano mi jednak kolejnym brutalnym gestem:
mocarnym pchnięciem w tył. Przylgnęłam plecami do chłodnej, chropowatej ściany,
przyciskana do niej za ramiona przez Sasuke. Siła, której do tego użył była
ogromna, przez co jęknęłam z bólu, kiedy poczułam jak mój kręgosłup wciskał się
w tynk.
- Przestań, pobrudzimy przez ciebie ścianę! -
warknęłam, zirytowana jego absurdalnym zachowaniem i brakiem zrozumienia, na co
ten jedynie mocniej wepchnął mnie w ścianę,
a nie sądziłam, że było to jeszcze możliwe. - To boli, Sasuke!
Wtedy poczułam na swoim policzku dotkliwe pieczenie
i dowiedziałam się, jak ciężką rękę posiadali Uchiha - oto mężczyzna, jakiego
obrałam sobie za osobistą ostoję, bez krępacji wymierzył cios w moją twarz.
Zszokowana nie zareagowałam na czas i nie zdołałam uciec
przed kolejną agresją. Sasuke złapał mnie za przegub ramienia i rzucił o
przeciwległą ścianę, przy której upadłam, zdezorientowana i opuszczona przez
błędnik odpowiadający za utrzymywanie równowagi.
Zlękniona, obserwowałam jak klatka piersiowa
Sasuke unosiła się chaotycznie w głębokich oddechach wściekłości, a w głowie
huczała mi jedna myśl: Dlaczego? Zupełnie nie pojmowałam jego
zachowania, nie potrafiłam dostrzec w nim krzty logiczności. Czy naprawdę
bawiło go rzucanie bezbronną kobietą po ścianach i brudzenie ich posoką? To
świetnie. Szkoda, że we mnie nie gorzała nawet iskra skłonna do śmiechu.
Znienacka wskazał ręką ścianę, na której
zaledwie chwile temu dał mi w twarz.
- Co tu widzisz? - spytał względnie opanowany,
choć głos mimo wszystko przesączony miał oziębłością i furią. Niemal wysyczał
te trzy słowa przez zęby.
Dokładniej otaksowałam wskazane miejsce.
- Krew - odparłam zgodnie z prawdą. Rubinowe
plamki wyraźnie odznaczały się na białej farbie, koląc w oczy i niemalże
błagając mnie o starcie. A ja chciałam je zmyć, usunąć wszelkie ślady zbrodni,
tak samo jak wtedy. Bo w końcu one były jak wyznanie prawdy! Tak jak
wyrzeźbione w skale głowy byłych Hokage głosiły ich sławę, tak te krople
ogłaszały moje bestialstwo.
- Krew? - powtórzył po mnie, lecz dźwięczała w
tym drwina. - Tu nie ma żadnej krwi, Sakura. Ja widzę tu tylko marne ślady po
wodzie - zaakcentował ostatnie słowo.
- Przecież to krew! - obruszyłam się, wstając,
zachęcona do konfrontacji przez zgrzyt osądów. Ale wtedy Sasuke postanowił po
raz kolejny mnie zaskoczyć i nim zdążyłam nawet to zarejestrować, już zaciskał
dłoń na mojej szyi od strony karku i przysuwał twarz do ściany, finalnie
pozostawiając mi od niej odstęp zaledwie kilku centymetrów.
- Nadal widzisz tu krew? - warknął.
- Tak.
- To spójrz jeszcze raz! - Potrząsnął mną na
boki i ponownie nakazał otaksować ścianę czujnym wzrokiem. Nie pojmowałam,
dlaczego tak przystawał przy swoim i bałam się jego zdecydowanie przesadzonej
brutalności. Nigdy wcześniej nie traktował mnie gorzej, niż wtedy, a ja ledwo
trzymałam emocje w kupie, pilnując by nie rozryczeć się przy jego kolejnym
wrzasku. - Co widzisz!?
- Krew - szepnęłam, gdyż wiedziałam, że nie
takiej odpowiedzi oczekiwał. Ale co miałam począć? Kłamać? Nie było w tym
sensu! Chciałam go przekonać do swoich racji, pragnęłam by pomógł mi zatrzeć
ślady i żebyśmy wspólnie spalili płód po raz wtóry. Bo wtedy i waga
przestępstwa by zmalała, prawda?
Sasuke odrzucił moje nagie ciało w tył, a ja
potknęłam się o splątane nogi, upadając. Z przestrachem, to spoglądałam na
wściekłego mężczyznę, w którym nie potrafiłam dostrzec cudownego kochanka
sprzed tygodnia, to na zabrudzoną ścianę, kiedy zmysł wzroku zaczął jakby
zawodzić. Czerwień migała na białym tle - pojawiała się i znikała - tak jak
kształty w pokoju pokazywały się i nikły w ciemności przy każdym zapalaniu i
gaszeniu światła. Musiałam parokrotnie w tempie ekspresowym zamrugać powiekami,
żeby przekonać samą siebie, że nie był to jednorazowy wybryk, a regularny ciąg.
Czułam się jak w słabym horrorze, grając w nim główną rolę, gdzie obraz skakał
na ekranie od udręczonej bohaterki, do nieuchronnie nadciągającego do niej
mordercy. Takie zmiany zawsze zapowiadały gwałtowny zwrot akcji, a w moim
wypadku - nieprzyjemne otrzeźwienie.
- To miga - wymamrotałam. Zachowywałam się jak
obłąkane, zdezorientowane dziecko, wiedziałam to. Dlatego też kolejne
warknięcie Uchihy nawet mnie nie wzruszyło; zaczynałam bowiem rozumieć jego
irytację i złość. Sama goniłam siebie w myślach, kiedy zdrowy rozsądek począł
dobijać się do zabarykadowanych drzwi urojeń, które pozstanowiły zawalczyć
jeszcze o swoje. Obraz krwi nabrał barw, a ja, nie potrafiąc już go znieść,
zacisnęłam jak najmocniej powieki, wybuchając zarazem płaczem. Tego było już za
wiele, chore fantazje pokonały mój kolejny zmysł, bo najwidoczniej samo
powonienie im nie wystarczało - musiały podbić i fortecę wzroku.
Łkając histerycznie, zastanawiałam się, co
upadnie we mnie kolejne? Smak? Nie, to byłoby nielogiczne. Bo jak niby miałoby
się to objawić? Nagle jedząc zwykłe kanapki zaczęłabym czuć w ustach metaliczny
posmak krwi? Bezsens…
Głowa - podpowiedziała mi podświadomość, a ja mimowolnie przyznałam jej
rację. Bez dwóch zdań kolejnym stadium miał być konoszański oddział
psychiatryczny. Wyobrażałam sobie, jak szykują już tam wspaniałą izolatkę dla
osławionej sławą medic-ninja, uczennicy samej Tsunade-sama - Sakury
Haruno.
Tak lekarz zostałby zdegradowany do roli
pacjenta.
- Wariatka. - Dosłyszałam zgorzkniały głos
Sasuke, kiedy w końcu udało mi się zapanować nad oddechem i konwulsjami płaczu.
Uniósłszy przysłonięty łzami wzrok na jego postać, zobaczyłam jak szybkim
krokiem oddalał się w sień domu, ku wyjściu. Paradoksalnie, dopiero wtedy
uznałam nagość za problem i objęłam oziębłe ciało ramionami. Jeszcze kilka razy
rzuciłam szybkie spojrzenie na ścianę, lecz nie dostrzegłam na niej nic, oprócz
lekkich smug po wodzie. Po niemal całkowitym uspokojeniu się postanowiłam
sprawdzić również łazienkę i, co mogłam przewidzieć, na kafelkach wcale nie
leżał płód, a wanna wypełniona była jedynie ostygłą wodą. Nic już nie
rozumiałam, a zdezorienowanie i strach przed myślą, jakobym zatracała się w
szaleństwie, wyduszały ze szmaragdowych tęczówek kolejne łzy. Objęta całkowitą
drętwicą myśli i ruchów, ledwo zdołałam dojść do sypialni i ułożyć się w łóżku.
Nie trudziłam się nawet ubraniem w chociaż majtki i jakąś wymiętą koszulkę.
Tej nocy Sasuke już nie wrócił, a ja w pościeli
dla dwojga poczułam się samotniej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Przygryzłam wargę, rozstrzepując ręką włosy.
Przestrzenność gabinetu niespodziewanie nabrała klaustrofobicznego wymiaru i
zapragnęłam z niego jak najszybciej uciec. Zrzuciłam z siebie lekarski kitel,
odkładając go na krzesło, które jeszcze moment wcześniej zajmowałam, i
wyciągając z szafy czarną, skradzioną bluzę Sasuke opuściłam pokój. Idąc
korytarzem zaczepiło mnie kilku mniej doświadczonych lekarzy i dwie
pielęgniarki, ale nawet nie starałam się nadążyć za ich słowami, które nie
miały dla mnie najmniejszego znaczenia. Dosłownie - nawet nie rozumiałam
poszczególnych fraz, w mojej głowie panował tak nieprzyjemny harmider.
Uciekłam ze szpitala, czując się jak zbiegły z
więzienia. Po prawdzie nawet nim byłam - w końcu próbowałam zwiać z łap
szaleństwa.
Sądziłam, że pustka, która otulała mnie do snu
przez całą noc zdąży się ulotnić z domu Sasuke w ciągu tych kilku, spędzonych w
pracy godzin. Bujda… Cisza się pogłębiła a resztki obecności mojego ukochanego,
skryte pod postacią zapachu jego skóry, perfum i potu, całkowicie wywietrzały.
Z początku obwiniałam siebie i płakałam do kubka
z herbatą na swą beznadziejność, nieczułość Uchihy i generalnie otulałam
wszelkie nieprzychylne i żałosne myśli wątłymi ramionami, przyciskając mocno do
zdruzgotanego serca. Bowiem nie chciałam być sama i przez to - paradoksalnie,
tak jak robił każdy człowiek osamotniony oraz załamany - zakryta po uszy
pościelą oglądałam na kanapie w salonie łzawe romansidło. Towarzystwa
dotrzymywały mi jedynie butelka czerwonego, wytrawnego (by goryczą zapić
gorycz) wina, z której ciągnęłam z gwinta kolejne łyki w bardzo szybkim tempie,
oraz przepocona koszulka Sasuke, jaką ten wrzucił do prania dwa dni temu.
Potem przyszedł strach na tyle paraliżujący, że
zamiast płakać na momencie gdy Raito rzucił Melise i wykrzyczał jej w twarz
swoją nienawiść, a następnie został zamordowany przez zamaskowanego ninja (nie
zdążył nawet przeprosić!), ja tępo wpatrywałam się w ekran, rozmyślając o
kolejnym napadzie szaleństwa. Nie miałam wątpliwości, że przyszłe zwidy-niewidy
dopadną mnie w najmniej spodziewanym momencie, a wtedy nie będzie przy mnie
nikogo do pomocy w wybudzeniu z transu. Co wtedy zrobię? - myślałam,
zgryzając dolną wargę. Oszalejesz zupełnie - odpowiadała Urojona Ja,
dumnie wypinając pierś do przodu.
Wtedy zawrzałam ze złości.
Cholerny drań! Wiedział, jak bardzo
potrzebowałam jego obecności, a mimo wszystko zwiał, uciekł jak ostatni tchórz!
A jaki miał powód? Do diaska, JAKI!? Czyżby uznał, iż niańczenie wariatki,
którą SAM stworzył było uciążliwe? Tak, stworzył - od samych podstaw, już w
dzieciństwie umieścił w mojej głowie podwaliny do tego kim byłam obecnie.
Zawsze, świadomie bądź nie, manipulował moim życiem, nawet znajdując się
kilometry od wioski. Stopniowo, trybik za trybikiem, mieszał mi w głowie swoim
zachowaniem, by na koniec doprowadzić do stanu teraźniejszego - pociągnął za
rękę do właściwego miejsca, wręczył tasak do mięsa i z uśmiechem satysfakcji
patrzył jak dokonuję zbrodni.
I uciekł! UCIEKŁ, UCIEKŁ, UCIEKŁ!
Wściekła do granic możliwości chciałam ostudzić
emocje w ostatnich łykach wina, ale wtenczas ktoś zaczął pukać do drzwi,
chociaż huk temu towarzyszący bardziej świadczył o tym, że ów osoba
bezceremonialnie po prostu waliła w nie z całych sił, jakby w obawie, że nie
usłyszę natarczywego dźwięku. Poziom irytacji jeszcze mi skoczył, pobudzając
ciało do ruchu. Jak oparzona, mściwym krokiem poleciałam do wejścia, a widok
tożsamości nieproszonego gościa natychmiast utemperował moje nerwy.
- Temari? - wyrwało mi się. - Co ty tu robisz?
Przyjaciółka owiała mnie zimnym, skrzącym od
gniewu wzrokiem, który mógłby zabijać.
- Co ja tu robię? Co ty tu robisz, do cholery
ciężkiej! - rozpoczęła swoją tyradę, machając mi przed twarzą rękoma. Kilka
razy o mały włos a trafiłaby mnie w nos! - Przybywam do Konoha w dobrej wierze,
bo Naruto sokołem poinformował mnie o twojej tragedii, przychodzę do twojego
domu i co zastaję? Zalanego w trupa Akihito i pustkę w twojej szafie!
Westchnęła przesadnie, przykładając dwa palce do
nasady nosa. Jak mniemałam, faza “diaboliczna złość” właśnie przeminęła
i postanowiłam to wykorzystać.
- Wejdziesz i mnie wysłuchasz, czy wolisz dalej
krzyczeć w progu?
Temari skapitulowała i wmaszerowała do środka,
przy okazji mrucząc pod nosem przekleństwa na moją osobę i głupotę, którą
uważała za porównywalną z tą Naruto.
- Nie wierzę, że zostawiłaś Akiego dla Uchihy -
skrytykowała mnie, już siedząc na kanapie. - Jak ostatnio byłaś w Sunie
ustaliłyśmy przecież, co masz robić. Trzymanie się planu “Wara od Sasuke!” jest
dla ciebie doprawdy tak ciężkie?
- To nie tak…
- Miałaś utrzymywać za wszelką cenę, że to
dziecko Akihito! A ty co robisz? Jak ostatnia idiotka tuż po poronieniu
uciekłaś do tego dziwkarza!
- Sasuke nie jest dziwkarzem! - poczułam nagle
wielką potrzebę wybronienia mojego ukochanego.
- Tego nie wiesz - zastrzegła No Sabaku, grożąc
mi dodatkowo palcem przed nosem. - Nie wiesz, co robił przez tyle lat, tak samo
jak nie wiesz, czemu, na wszystkich Kage, został nagle w wiosce. Nie ufaj mu,
Sakura, przeklinam cię, nie ufaj mu, do diabła! Mam ci przypomnieć, ile razy
ten drań cię zawiódł?
Nie, nie musisz, pomyślałam, spuszczając bezradnie głowę.
Doskonale wiedziałam, kim był Sasuke. Tak samo jak pamiętałam, dlaczego za
wszelką cenę po wojnie chciałam go znienawidzić.
Tyle że teraz wszystkie kiedyś
przestały być dla mnie ważne. Jedynie nie miałam pojęcia, jak wytłumaczyć to
wszystko Temari. Powiedzieć jej całą prawdę, czy zbyć półsłówkiem? Oszukać,
zaufać? Ale najważniejsze: czy ona zrozumie?
Jeśli nie ona, to nikt.
Nabrałam więcej powietrza w płuca i, by jeszcze
dodać sobie odwagi, za jednym razem dopiłam butelkę wina do końca. Raz się
żyje, eja!
- Obawiam się, że obecnie to Sasuke jest osobą,
której potrzebuję - powiedziałam na wydechu. Wtedy poczułam się też bardzo…
nieprzyjemnie. Taki stan towarzyszył mi do tej pory jedynie przy kłamstwie, w
dodatku jakimś cięższym, a nie wymyślonym na poczekaniu.
Temari prychnęła, opadając bezradnie na obicie
kanapy. Nerwowym gestem rozstrzepała sobie dłonią grzywkę, następnie odsłaniając
czoło i łypiąc na mnie mocno nieprzychylnym spojrzeniem. Wręcz słyszałam te
uciekające z jej głowy, oczerniające moją głupotę myśli - wiedziałam, że
właśnie selekcjonowała naprędce słowa, jakimi mogła mnie postawić na nogi i
doprowadzić do porządku, przy okazji nie wywołując urazu na moim mózgu.
(Oczywiście, gdyż wtedy jeszcze nie znała
prawdy.)
- Posłuchaj - podjęła przyjaciółka, znów
rezygnując z wygód oparcia sofy - rozumiem, że jesteś roztrzęsiona, to
normalne…
- Nie Tem, to nie o to…
- …w końcu poroniłaś, każdy by się podłamał, ale
to nie powód, by pchać się w ramiona…
- Ale daj mi coś powiedzieć!
- Nie przerywaj!
Ugh! Już łatwiej byłoby się kłócić z Ino!
- A właśnie, że będę, bo to moje życie, a ty nie
wiesz wszystkiego, do jasnej anielki! - wybuchłam, wstając zarazem z kanapy.
Mój atak był najwyraźniej dość przekonujący, bo Temari natychmiast ucichła;
mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że siedząc przede mną wyglądała jak
mała, spłoszona myszka. W odniesieniu do niej to określenie można było uznać
niemal za absurdalne, lecz mimo wszystko napuszyłam się lekko z dumy. W końcu
nie na co dzień udawało mi się zamknąć jadaczkę Piaskowej Księżniczce, tym bardziej
podczas sprzeczki.
Przyjaciółka splotła ramiona na piersi w akcie
buntu i z wyzywającym wzrokiem powiedziała:
- W takim razie mów, co masz mówić. Oświeć mnie
w sprawie Uchihy.
Haruno jeden - No Sabaku zero. Ale czy na pewno?
Chodząc w tę i z powrotem wzdłuż wąskiej przerwy między kanapą a kawowym
stolikiem, dobre dwie minuty wydeptywałam w dywanie dziurę. Oczywiście nie
zdołałam przebić się przez gruby materiał, przedwcześnie wyrwana z zadumy przez
warknięcie Temari. Jak zwykle z opóźnieniem uświadomiłam sobie, że jednak nie
byłam absolutnie gotowa do ciężkich zwierzeń, lecz droga odwrotu została
zastąpiona przez kunoichi z Suny - nieustępliwą i uczuloną na wymigi.
- On mnie rozumie, bo wie przez co przechodzę.
Sam tego doświadczył. - Uznałam, że ogólnikowe informacje będą dobre na
początek. Jak naiwnie z mojej strony…
- No nie mów, Uchiha to kobieta? - zadrwiła Tem,
uśmiechając przy tym sardonicznie. Zawtórowałam jej, tyle że z niezręcznym
wydźwiękiem.
- Chciałabym, wtedy cała ta sytuacja byłaby mniej
popieprzona. - To stwierdzenie już wyraźnie zaintrygowało kobietę, która
zmieniła symbolikę wachlarza z esencji kobiecości, na posmak cierpiętniczej
śmierci.
Opowiedziałam Temari wszystko - począwszy od
gróźb Sasuke, poprzez moje sny, wreszcie o zbrodni i kończąc na omamach. Nieraz
widziałam w jej oczach szok, odrazę a nawet nienawiść, którą jednak skrzętnie
starała się tłumić. Nie miałam do niej o to pretensji, zdawałam sobie sprawę
jak całe to wariactwo wyglądało z boku.
Lecz nadal w tym wszystkim najgorszy był głos
przyjaciółki, gdy jeszcze oszołomiona wypowiedziała moje imię. Zawiedziony,
osądzający… Głos kobiety, która pragnęła tego, czego ja pozbyłam się będąc w
amoku bez żadnych skrupułów.
- Sakura - podjęła, kiedy na jej oblicze
ponownie wypłynął spokój i bezkresne opanowanie - to co… zrobiłaś… to jedno,
ale te urojenia… - Obdarzyła mnie modrym spojrzeniem turkusowych oczu. - To nie
żarty i ten drań Uchiha cię z nich nie wyleczy. Tu potrzebny jest specjalista,
inny niż ty, i doskonale o tym wiesz.
- Przestań - rzuciłam ostro. Jeśli zamierzała
mnie wysłać do psychiatryka, to w takim razie ja serdecznie podziękuję za taką
przyjacielską troskę. Poziom złości diametralnie podskoczył w górę, mimo że
jeszcze przed kilkoma sekundami byłam wdzięczna Temari, iż postanowiła nie
tyrać mnie wykładem na temat niehumanitarnej aborcji i bezduszności.
- Co przestań!? - Zerwała się z kanapy,
wyrzucając tym samym ramiona w powietrze. Po chwili opuściła je bezradnie z
głośnym “Ugh!” i po raz kolejny roztrzepała dłonią grzywkę. Nie
potrafiłam już stwierdzić, która z nas była bardziej wytrącona z równowagi - w
końcu obie miałyśmy przednie ku temu powody; ja: o wpisanie na gorącą listę
psychiatryka “Przypadki ciężkie i krytyczne”, Temari: o zamordowanie jej
marzenia i moje dziecinne zachowanie.
- Przestań traktować mnie jak chorą psychicznie.
Nie jestem wariatką!
Po zastanowieniu nagrodę za największy wkurw
roku przyznałam sobie.
- Doprawdy, Sakura!? NIE JESTEŚ WARIATKĄ!? -
krzyknęła, zaciskając pięści jakby zapobiegawczo, by tylko powstrzymać się
przed uderzeniem mnie. - W takim razie kim jesteś? - dodała spokojniej.
Kim jesteś? Kim jestem? KIM…
Cholera!
- Sakurą - wydukałam, a zawtórował mi złośliwy
rechot Temari.
- Imię się zgadza, ale osobowość już nie -
dogryzła, zrywając się do chodu. Najwidoczniej miała już dość mojego widoku.
Gdy była w przejściu na korytarz, postanowiłam ostatkami chęci zawalczyć o
siebie i przyjaźń, która wyraźnie wisiała na cienkim włosku.
- I po co ja to wszystko mówiłam? Myślałam, że
akurat ty zrozumiesz. A nawet jak nie zrozumiesz, to spróbujesz mi pomóc. Że
nie odwrócisz się, myślałam… Że jesteś wystarczająco silna, by to znieść.
Silniejsza ode mnie.
Spojrzała przez ramię, a z wyrazu jej twarzy i
wzroku nie potrafiłam wyczytać nic więcej prócz rozczarowania.
- I chcę ci pomóc, ale cholera, Sakura… Chyba
nie oczekiwałaś, że cię pochwalę i przybiję piątkę? Nie przeceniaj mojej siły.
- Zacisnęła usta w wąską linię. Już miała odejść, lecz powstrzymała się przed
krokiem. - Konoha nie musi się dowiedzieć. Możesz wybrać Szpital Psychiatryczny
w Kiri, podobno mają świetnych psychologów, a Kankuro da ci alibi, będziemy
utrzymywać, że pracujecie nad tą trucizną, Sakura… Zastanów się, proszę. - Ostatnie
słowa wypowiedziała już krocząc korytarzem, by czym prędzej uciec z posiadłości
Uchiha.
A mi do oczu ponownie napłynęły łzy. Coraz
częściej zaczynałam się przekonywać, iż zupełnie straciłam kontrolę nad swoimi
rozchwianymi emocjami. W złości, rozżaleniu i… czymś jeszcze, co rozsierdzało
mnie od środka, zaczęłam walić w furii w kanapę. Kopałam drewniane części i
okładałam pięśćmi miękkie poduszki dopóty, dopóki zabrakło mi oddechu pośród
zziajanych haustów. Wtedy opadłam na podłogę, mocno uderzając o nią kolanami i
płacząc w obicie sofy. A w głowie na zmianę, krążyły mi dwie myśli…
Kim jestem? Nie płacz, nie płacz, nie płacz….
Kim…?
Wari… Sakurą.
Niedługo po wyjściu Temari wzięłam się częściowo
w garść. “Częściowo”, bo jedynym sukcesem, jakim mogłam się pochwalić było
podniesienie tyłka z podłogi i znalezienie w szafce w kuchni butelki sake.
Załzawiona, cudem doczłapałam do sypialni Sasuke, gdzie z pulsującym w gardle
osamotnieniem osądzałam wzrokiem puste kąty. Na dłużej zapatrzyłam się w swoje
odbicie w szklanych drzwiach wychodzących na las. W świetle lampy wyglądałam
jak upiór z podkrążonymi, czerwonymi od płaczu oczami i zapadniętymi
policzkami. Zdecydowanie schudłam, w końcu po “wybryku” mało jadłam.
Byłam zaledwie cieniem dziewczyny sprzed pół roku.
Na swoje własne, pieprzone, życzenie.
Uciekłam wzrokiem od upiornego oblicza
teraźniejszości, odchodząc do szafy. Przed wzięciem pełnego łyka sake,
pociągnęłam nosem i po raz kolejny przetarłam powieki dłonią - piekły mnie od
przełzawienia i podrażnienia od ich ścierania. Nawet nie skrzywiłam się na
mocny smak alkoholu, objęła mnie znieczulica na wszystkie zewnętrzne bodźce.
Jak w transie otworzyłam drewniane drzwiczki i zatopiłam rękę w wiszących
ubraniach. Jeździłam dłonią po miękkich materiałach, na dłużej zatrzymując się
na białym stroju z fioletowym, grubym sznurem, który Sasuke dumnie nosił jako
zdrajca. Zaczęłam rechotać pod nosem, a łzy jeszcze raz uciekły z więzienia
powiek. Ukucnęłam, pociągając za sobą z wieszaka ubranie, i przyciskając je do
mokrych policzków, dalej śmiałam się przez płacz.
- W dupie cię mam, Uchiha - warknęłam, wciskając
strój na dno szafy. Tyle że zamiast płaskiej powierzchni wyczułam metaliczne
wybrzuszenie i bez zastanowienia za nie chwyciłam; było ciężkie. Kiedy
wyciągnęłam je na podłogę, zobaczyłam… wielkie pudło, z okrągłym wyżłobieniem i
cienki, długi patyk zakończony grubszą igłą. - Gramofon? No, no, Uchiha mają
jednak gest…
Szybko zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu
winylowych płyt, których znalazłam kilka sztuk. Nazwy na nich zapisane nic mi
nie mówiły, więc włożyłam do urządzenia pierwszą lepszą, przecierając ją
wcześniej od kurzu. Przesunęłam jeszcze gramofon nieco w lewo, w stronę
gniazdka i podłączyłam do prądu. Rozpracowanie sprzętu nie było trudne, jak
byłam mała tata nieraz puszczał mi muzykę z winyli na dobranoc, a ja bardziej
niż wydobywającym się dźwiękiem, fascynowałam się jeżdżącą po płycie igłą i
wirowaniem krążka.
Pianino i skrzypce rozpoczęły koncert, porywając
mnie na nogi. Z początku bujałam się na boki, przytulając butelkę trunku do
piersi, ale z czasem zaczęłam kręcić się wokół własnej osi.
I wtedy to usłyszałam - płacz dziecka. Wyraźne
kwilenie, które ze śmiałością przebijało się przez wolną melodię. A ja nie
przestawałam się kręcić. Wirowałam, wirowałam i wirowałam… a szloch się
nasilał, a ja wirowałam coraz szybciej i szybciej, dorównując szybkości
winylowej płyty, nucąc pod nosem ciche “La, la, la, la…”. Próbowałam to
zagłuszyć, ale się nie dało… Nie dało, cholera!
Upadłam.
- Nie - szepnęłam, przytykając ręce do uszu.
Butelka sake poczęła żyć własnym życiem i z pustym odgłosem przeturlała się po
podłodze, pozostawiając po sobie śmierdzące alkoholem, mokre ślady. - Nie, nie,
nie, nie, nie! - krzyczałam, kręcąc głową.
To za dużo jak na jeden dzień, proszę…
Potem zaczęłam śpiewać głośniej, znowu podnosząc
się na nogi. Kolana bolały mnie od upadku, ale płacz rozdzierający moje uszy
był gorszy, więc mimo wszystko wznowiłam kręcenie wokół własnej osi. I kręciłam
się, kręciłam, i kręciłam i kręciłam… Aż do momentu, gdy melodia ustała. Co
niesamowite, szloch dziecięcy też zaginął, a w uszach dźwięczała mi już tylko
cisza.
Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał: Jak brzmi
samotność? Odpowiedziałabym: Właśnie tak.
“Kim jesteś, Sakura?”
Nagle wiedziałam, że Temari miała rację, a jej
propozycja o Szpitalu Pschiatrycznym w Kiri stała się niezwykle kusząca.
“Konoha nie musi się dowiedzieć.”
Nie, nie musiała. Mogłam powiedzieć Naruto, iż
potrzebuję zmiany otoczenia, bo nie chcę widywać codziennie zmartwionych oczu
obcych ludzi i przyjaciół. On by zrozumiał. Łyknąłby każdy haczyk, jaki bym my
podsunęła, najżałośniejsze kłamstwo. Nie musiałam męczyć się z tym wszystkim
sama, specjaliści mogliby mi pomóc. Szybko przeszłabym terapię i wróciła do
wioski, rozpoczęłabym nowe życie, z Sasuke czy nie, samotna ale silna. I
zdrowa.
Nie! Nie byłam przecież wariatką, nie! Nie
potrzebowałam innych lekarzy, niż siebie, innych lekarstw niż Sasuke.
Potrzebowałam jedynie czasu. Czas leczył przecież wszystko, prawda?
Sasuke… Czas nie leczył mojej chorej miłości do
niego. Nigdy.
Tylko czemu uciekł i tak długo nie wracał w
chwili, kiedy najbardziej potrzebowałam swojej odtrutki na delirium?
Wrócił. Wcześniej niż przewidziałam i później
niż powinien. Ale wrócił i tylko to się liczyło.
Nie spojrzałam na zegarek, jednak byłam pewna,
że było już grubo po drugiej w nocy. W końcu sama położyłam się po północy, po
wypłakaniu spotkania z Temari w poduszkę i przemyśleniu wszystkich “za i
przeciw” jakie mi postawiła propozycją rzuconą na do widzenia.
Wszedł do sypialni prawdopodobnie najciszej jak
potrafił, lecz niewystarczająco by nie naruszyć mojego płytkiego snu. Doskonale
słyszałam głuche odgłosy tupania jego bosych stóp o drewnianą podłogę.
Ostrożnie przewróciłam się z prawego boku na plecy, by dyskretnie podejrzeć jak
Sasuke, odwrócony do mnie tyłem, ściągał w ciemnościach koszulkę. Jego blada
cera mimo wszystko odznaczała się nawet w całkowitym zaczernieniu pokoju.
- Gdzie byłeś? - spytałam zaspana.
- Śpij - odparł ze spokojem. Nawet na mnie nie
zerknął, jedynie zsunął z bioder spodnie i przysiadł na skraju łóżka.
- Nie powiesz mi? - Cisza sprawiła, że poczułam
się winna, chociaż nie byłam pewna, czemu. - Przepraszam, wiem, że jest
ci ciężko. Że ja jestem ciężka i…
- Po prostu śpij - zarządził zmęczonym głosem.
Ułożył się obok, jednak dzieliła nas przepaść
pustej przestrzeni w uniesionej pościeli. Nie ośmieliłam się jej zmącić, a
płytki oddech Sasuke szybko podesłał mi informację, iż zasnął.
To cud - myślałam, gdy przy pobudce po raz pierwszy nie wyczułam
odrażającego odoru. - Znak, że zdrowieję. Że naprawdę JESTEM Sakurą, a nie
wariatką.
Raz, dwa, trzy… - odliczałam, a wtedy mrzonka została rozwiana.
Wraz z otworzeniem oczu, rozwarłam wrota do kolejnych urojeń; sufit splamiony
był rubinową mazią, która skapywała, kropla po kropli, wprost w moje rozwarte z
szoku i przerażenia usta. Metaliczny posmak zrobił mi rewolucję w żołądku -
czułam, jak wątpia przewracały się z boku na bok, wiążąc w coraz to ciaśniejsze
supły.
To złudzenia, zamknij oczy, Sakura! Miną! I tu nastąpił przełom - a przynajmniej tak
sądziłam - bo po raz pierwszy rozpoznałam omamy z marszu i bez przeszkód
oddzieliłam je od rzeczywistości. Tyle że jak się okazało, nawet to nie
pomogło. Zawzięcie mrugałam oczyma, zakrywałam je dłońmi i poduszką, ale za
każdym razem gdy zerkałam na sufit by upewnić się, czy urojenia minęły, krew
wciąż tam była. Co więcej, miałam wrażenie jakby podniebna kałuża
rozprzestrzeniała się po całej powierzchni betonowego sklepienia, co dodatkowo
wprowadzało mnie w kompletne rozstrojenie. Jakby na poddaszu leżał trup, a
jucha przesączała się do sypialni przez jakąś dziurę, wyżłobioną przez czas lub
zaciętego sprzymierzeńca prawa - szarańczę pewnego gatunku robactwa klanu
Aburame, która za wszelką cenę chciała wywlec popełnioną zbrodnię na światło
dzienne.
Posoka obficiej poczęła spływać z sufitu na
łóżko. Niemal zahipnotyzowana obserwowałam jak czarna pościel wchłaniała
kolejne milimetry sześcienne, jak materiały hydrofobowe wchłaniały wodę -
wydawało się, że mogłaby pomieścić w sobie i kilka litrów krwi. Z transu
wybudziły mnie dopiero mokre ślady na twarzy; starłam je wierzchem dłoni i
nawet nie musiałam zerkać na skórę, by wiedzieć, że to czerwień zbroczyła jasny
odcień. Od razu rozkopałam kołdrę, wyskakując z łóżka by uciec od odrażającej,
lepkiej substancji, co okazało się kolejnym niefartem - wstąpiłam bowiem w jej
istne morze.
Nie wiedziałam już co było gorsze: świadome czy
nieświadome przechodzenie urojeń. W obu przypadkach nie miałam nad nimi
kontroli, nie mogłam ich w żaden sposób zastopować, póki same nie odchodziły.
Wciąż wszystko czułam, nawet jeśli wiedziałam, że to nieprawda. Fetor palonego
ciała, smak i dotyk krwi, zwidy… Oddałabym wszystko, aby się ich pozbyć,
wywalić na zbity pysk ze świadomości, głowy! Wrócić do czasów gdy w moim
wnętrzu walczyły tylko dwie, a nie trzy Sakury - ta Prawdziwa i jej Alter Ego,
bez wtryniania się koleżanki Urojonej. Lecz to wydawało się niemożliwe. Co więc
mi pozostawało? Być jak statyczna ale wzburzona rzeka, która płynęła z prądem -
poddać się pod władania Szaleństwa. Ktoś kiedyś podzielił się ze mną pewną
życiową prawdą: “Skoro nie możesz pokonać swojego wroga, dołącz do niego.”.
Nigdy wcześniej nie byłam gotowa zgodzić się z nim bardziej, niż w chwili
obecnej.
Poddać się - dlaczego zawsze to najprostrze
rozwiązanie było zarazem tym najbardziej haniebnym i trudnym do zaakceptowania?
“Wtedy ludzie naprawdę uznają mnie za wariatkę.”
“Ale wtedy przynajmniej nie zostaniesz
wariatką.”
Nie mogłam się poddać! Wywieszenie białej flagi
równało się z wpisaniem na listę Szpitala Psychiatrycznego, a na to nie mogłam
przystać. Miałam wiedzę medyczną, miałam samozaparcie i cel - osiągnięcie
go wydawało się niemal drobnostką. Ale czy na pewno?
Przymknęłam oczy i uspokoiłam oddech. Już ze
względnym spokojem owiałam sypialnię uważnym spojrzeniem, żeby wreszcie
zauważyć jeden mankament, który powinien był już wcześniej mnie zaciekawić:
Sasuke znowu zniknął.
Morze krwi w jakim broczyłam nagle przestało się
liczyć. Ważniejszy był on, jego ponowna nieobecność. Do cholery! Jak mogłam
pozwolić mu się wyślizgnąć? W nocy wymigał się od jakichkolwiek odpowiedzi,
więc zamierzałam pociągnąć go za język tuż po przebudzeniu, ewentualnie przy
śniadaniu. Miałam dowiedzieć się, gdzie był tak długo i co ważniejsze, czy
zamierzał mnie zostawić? O tak, nie wątpiłam, że właśnie po to uciekł… Po
spokój, aby przemyśleć sprawę życia z Popieprzoną Kobietą.
Biegałam po domu przeszukując każdy kąt. Z
początku odwracałam się co chwilę za siebie i żałowałam pozostawionych po sobie
śladów krwi, lecz tylko do momentu. W końcu dosadnie wszczepiłam w głowę myśl “Te
obrazy są tylko w twojej głowie” i uśmiechałam się zwycięsko do nawet tych
najmniejszych plamek ze świadomością triumfu.
Tyle że Sasuke i tak nigdzie nie było.
Zawiedziona i wkurzona postanowiłam zapalić.
Gratulowałam sobie w duchu wczorajszego pomysłu zakupienia jednej paczki
mocnych grubych w drodze powrotnej ze Szpitala - tak, Sakura, wciąż stać cię na
błyskotliwość! Z impetem otworzyłam szklane drzwi wychodzące na tył posiadłości
Uchiha i… I natychmiast wywaliłam pudełko śmierdzących paluchów pod swoje nogi,
widząc jak mój ukochany - cały spocony i bez koszulki - wymachuje w tę i we w
te kataną.
Sasukeeeeeee!!! - miałam ochotę krzyknąć, ale głos ugrzązł mi w
gardle, kiedy dostrzegłam chęć mordu w czarnych ślepiach. Nie zauważył mnie,
przez co nie krył żadnych emocji w swojej mimice twarzy i całkowicie oddał się
treningowi. Jednakże z perspektywy bocznego obserwatora to wcale nie wyglądało
jak zwykły trening. Raczej jak walka, zacięty pojedynek… Tylko z kim? Z muchą?
Przed Sasuke nikt nie stał, nawet ćwiczebny pachołek, lecz on wymachiwał
ostrzem z energią godną prawdziwego fanatyka, którym nie wątpiłam, iż był.
- Sasuke? - zaryzykowałam.
Reakcja? Brak. Tylko zamach, zamach, zamach i
zamach! I wtedy to zauważyłam, ten delikatny ruch warg… On szeptał! Tylko po
co, do ko…
“Po zabiciu Itachiego miałem różne przywidzenia.
Mój brat był zjawą. Dręczył mnie, najczęściej przy treningach, ale wystarczyło
przeciąć go kataną, by zniknął na dłużej. To wszystko minęło tuż przed wojną.”
- Minęło, co? - mruknęłam do siebie, wychodząc
boso na trawę. Poranek był wyjątkowo ponury i dość chłodny, przez co ździebełka
drażniły mi stopy zimnym dotykiem, a wiatr chlastał po gołych nogach i
odkrytych ramionach. Normalnie natychmiast zawróciłabym do domu, ale kiedy
chodziło o Sasuke, nigdy nie postępowałam w normalny sposób.
Przekleństwo czy błogosławieństwo?
Pierwsze!
- Przecięcie go kataną już nic nie daje, co? -
Udało mi się skupić na sobie uwagę ukochanego. Jego zagubiony wzrok był
fascynujący. - Powtarzanie, że to tylko urojenia też nie. Chyba razem siedzimy
w tym bagnie.
- Ty w tym siedzisz - warknął, ponownie
przecinając powietrze kataną. - Ja trenuję.
Wywróciłam oczyma. Wyśmiałam swój durny pomysł,
iż Sasuke mógłby od tak przyznać się do jakichkolwiek symptomów znaczących o
jego urazach psychicznych.
- Nie jestem głupia - syknęłam przez zaciśnięte
zęby. Skoro już odkryłam jego mały sekret, za nic nie zamierzałam odpuścić, a
wycisnąć wyczerpujące odpowiedzi.
- A ja taki jak ty. - Przyłożył katanę na
stryczek do mojej szyi. - Nie porównuj nas, bo nie ma czego.
Podniosłam podbrudek, pozwalając ostrzu na
delikatne wciśnięcie w skórę.
- Dalej, zrób to, pozbądź się problemu -
mówiłam, wyzywając spojrzeniem. W jednej chwili poczułam ogromną odrazę do
Sasuke. Tę nienawiść, jaka przepełniała mnie już tak wiele razy, jednak która
ostatnimi czasy gdzieś się ulotniła. Teraz wróciła, w dodatku z doładowanymi
akumulatorami i dodatkowym dopalaczem.
Uchiha zaśmiał się zimno, z wyższością -
myślałam, że szlag mnie trafi!
- Jesteś walnięta.
Cudnie!
- Odezwał się! - Nie wytrzymałam, do diaska! Co
tej drań sobie wyobrażał! - Facet, który zamordował swojego brata i walczy z
jego zjawą! Niezrównoważony psychicznie zdrajca, który staje po tej stronie
bitwy, jaka aktualnie mu pasuje. Uważasz się za lepszego? Rozczaruję cię, bo
nie jesteś! Ile razy przystawiałeś mi ostrze do gardła, co?! Myślisz, że to jest
normalnie? Że ty jesteś normalny!?
Dyszałam, ciężko oddychając, a każdemu głębszemu
oddechowi towarzyszył ból powodowany wciśnięciem katany w skórę. A Sasuke?
Nawet nie mrugnął! Zawiesił się, zapatrzył w jakiś punkt na mojej twarzy, nawet
nie potrafiłam określić, jaki. Po prostu lustrował pustym wzrokiem moje
oblicze, jakby znajdował się w zupełnie innym świecie. Co za ironia,
przypomniało mi to jednego pacjenta, którego odesłaliśmy na oddział
psychiatryczny…
Zaśmiałam się chytrze.
- I nawet zamyślasz się jak wariat - zadrwiłam.
Ostrożnie, w przypływie odwagi i prawdopodobnie głupoty spowodowanej silnymi
emocjami, złapałam za ostrze i odsunęłam je od siebie. - Serio wciąż uważasz
się za normalnego?
- Zamilcz! - zagroził, znów stawiając katanę na
sztorc; nie umknęłam zimnej stali.
- Powiedziałam, zrób to - dalej prowokowałam. -
Czy nie tego zawsze chciałeś - pozbyć się mnie? Nigdy nie szanowałeś mnie jako
członka drużyny siódmej, nie mówiąc już o uznawaniu za swoją towarzyszkę broni.
No dalej, do cholery! - krzyknęłam, lecz gardło ścisnęły mi niespodziewanie
łzy. Myślałam, że się nie boję, jednak były to złudne nadzieje. Niemal sikałam
w majty ze strachu!
Wtedy naszła mnie okropna myśl: Co ja
najlepszego zrobiłam? Przecież to Sasuke Uchiha, zabije mnie bez mrugnięcia
okiem! Tyle że mój ukochany nawet nie ruszył najmniejszym palcem, wpatrywał
się uparcie w moje oczy i męczył tą koszmarną niewiedzą, niepewnością…
Cierpliwością, jaką mi ofiarował. Bo przecież wystarczył jeden krótki ruch
nadgarstkiem, a moja szyja zostałaby rozcięta z kuriozalną łatwością.
Kiedy Sasuke się poruszył, ekspresowo zacisnęłam
powieki, spinając przy tym wszystkie mięśnie ciała. Byłam pewna, że już za
moment poczuję rozdzierający ból, a życie uleci ze mnie wraz z tryskającą
fontanną z tętnicy krwią… Lecz zamiast tego rozluźniłam się pod subtelnym
dotykiem dłoni cudownego mężczyzny na policzku. Otarł z niego łzy.
- Dlaczego po prostu znowu nie odejdziesz? -
spytałam płaczliwie. Te kolosalne huśtawki nastrojów zaczynały mnie dobijać… -
Albo czemu nie obiecasz, że zostaniesz już na zawsze? Po cholerę dręczysz mnie
tą niepewnością? Kiedy znikasz tak jak przedwczoraj, na tak długo… To mnie
dobija, Sasuke, wtedy mi się pogarsza i… I myślę o rzeczach złych. Tracę wiarę
w to, że jestem normalna i zaczynam wierzyć, że… Że…
“Że wariuję” utknęło mi w ustach, jak wymiociny, które w ostatnim momencie
udawało się połknąć. Duma i paniczny strach, iż mogłoby okazać się prawdą,
blokowało mi również zdolność logicznego myślenia. Dostąpiłam istnego umysłowego
paraliżu.
- Nie jesteś wariatką.
Powiedział wariatowi wariat! - dodałam zgryźliwie w myślach.
- Więc kim? - spytałam tępo, niemal odruchowo.
- Sakurą - odparł bez zastanowienia. Moje myśli
ożyły! “Sakurą” - czyż nie to odpowiedziałam Temari? Przypadek?
- A jednak wtedy wyzwałeś mnie od wariatek -
sparowałam, nie wierząc w zgodność naszych osądów.
Uśmiechnął się… nad wyraz smutno.
- Bo przesadziłaś. - Ciepło dłoni Sasuke znikło,
a sam jej właściciel schował katanę w pochwę i z wolna ruszył do domu. Z lekkim
opóźnieniem podreptałam za nim. To nie był koniec naszej rozmowy!
- Przesadziłam? - drążyłam z kpiną, podążając za
swoim samcem alfa. - Przykro mi, że nie mam władzy nad skalą popieprzoności
moich urojeń. Niektórzy mają mniej szczęścia i nie widzą jedynie zjawy swojego
brata.
Przeszliśmy przez salon. Uchiha prawie zupełnie
nie zwracał uwagi na moje paplanie. Równie dobrze mogłam gadać do ściany, a nie
odczułabym różnicy. W korytarzu zapadła między nami zupełna cisza, a ja
poczułam się cholernie zignorowana. Dopiero w sypialni zostałam obdarzona
uwagą.
- Nic mi na to nie odpowiesz?
- Nie - mówił, odsznurowując pochwę z kataną od
pasa. Oparł ją o szafę.
Prychnęłam, spuszczając zirytowana wzrok na
podłogę. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o nieprzyjemnej pobudce i
odetchnęłam z ulgą, nie widząc na panelach nawet śladu po morzu krwi. Jeszcze
tego brakowało, bym znowu zdenerwowała Sasuke tymi durnymi zwidami.
Podniosłam wzrok.
- A wytłumaczysz mi chociaż, gdzie zniknąłeś na
ponad dzień?
- Nie - z tym słowem zbliżył się do mnie.
Musiałam zadrzeć głowę, żeby nadal hardo mierzyć się z jego niewzruszonym
spojrzeniem.
- A cokolwiek mi powiesz? - spytałam nieco
struchlała i rozmiękczona tą niesamowitą bliskością. To było okropne -
wystarczyło, że Sasuke zmniejszył dystans nas dzielący niemal do minimum, abym
całkowicie straciła opanowanie i wcześniejszą brawurę. Przeklęty!
Bezczelnie pokiwał na tak, ponownie otulając mój
policzek swoją tak cudownie chłodną i szorstką dłonią.
- Że trudno jest z tobą być.
W pierwszej chwili tylko wybałuszyłam oczy, ale
szybko się zreflektowałam i z zadziornym uśmieszkiem, odparłam:
- Z tobą wcale nie prościej.
Kąciki ust Sasuke też uniosły się w ten
tajemniczy, psotny sposób, który mnie przyprawiał o dreszcze podniecenia. Oliwy
do ognia dolewały te małe kółeczka, jakie wyznaczał kciukiem na skórze
policzka.
- Więc co nas razem trzyma? - spytał zaczepnie,
ponętnym głosem. Drugą ręką niespodziewanie oplótł mi na talii, zagarniając
bliżej siebie. Czułam już co się święci i bynajmniej nie zamierzałam
oponować...
- Chyba właśnie to.
Napięcie między nami sięgnęło zenitu - Sasuke
pocałował mnie z zawziętością tak piękną, że aż brakło mi tchu. Nie zdawałam
sobie sprawy, jak bardzo stęskniłam się za jego bliskością, za dotykiem jego
skóry, za oddechem na policzku, karku…
Ukochany ułożył dłonie na moich pośladkach, z
zażartością je ściskając i niespodziewanie podnosząc całe moje ciało.
Zareagowałam odruchowo, prowadzona przez pożądanie i oplotłam nogami biodra
Sasuke, miętoląc w dłoniach i jego włosy. Wtedy on, nie przerywając zachłannych
pocałunków, naprał naszymi ciałami o ścianę za mną, przyciskając do niej z
ogromną mocą, która wydusiła ze mnie cichy jęk. Nie miała dla siebie nawet
wolnego milimetra, ciało Uchihy tak szczelnie przylegało do mojego, nasze
zmęczone, podniecone oddechy złączyły się w jeden rytm, którym się napawałam.
To było cudowne… Jego ręce wszędzie, gdzie ich potrzebowałam, pocałunki tam,
gdzie skóra paliła najsilniej z tęsknoty…
Wtenczas Sasuke musiał uznać mnie za za ciężką,
bo oderwał nas od ściany i wolnym krokiem przeszedł przez pokój. Natomiast
kiedy rzucił mną o łóżko, nie było w tym nic łagodnego, ale kim byłam, żeby
wybrzydzać? Jedynie słabą kobietą, która z uległością pielęgnowała każdy moment
rozkoszy z ukochanym mężczyną.
Nieporadnie chwycił za krańce mojej koszulki,
próbując ją ściągnąć, jednak za późno uniosłam ręce by mu to umożliwić - Sasuke
wolał posłużyć się swoją siłą i rozdarł t-shirt. Nie przejęłam się tym,
a jedynie zaśmiałam krótko na jego niecierpliwość - koszulka i tak była jego.
Dreszcze przeszły mi wzdłuż kręgosłupa kiedy szorstkimi dłońmi przejechał po mojej
talii i wyżej, w okolice piersi… Jęknęłam, kiedy zaczął pieścić skórę również
pocałunkami.
Będąc w emocjonalnym amoku ledwo zarejestrowałam
moment, w którym Sasuke pozbył się reszty naszych ubrań. A wtedy zalała mnie
kolejna fala rozkoszy, kiedy poczułam jego ruchy we mnie. Zatapiałam się w
poduszki, nikłam egzystencjalnie, by na koniec przeżyć chwilę świętego
uniesienia.
Ukochany opadł na poduszkę tuż obok, w dalszym
ciągu częściowo przylegając do mnie ciałem. Leżał na brzuchu, z lewą ręką
przerzuconą na moją klatkę piersiową; między palcami przekładał pasma moich
włosów, a gorącym oddechem owiewał równie rozgrzany policzek.
- Sasuke? - wyszeptałam, kiedy ustatkowałam już
oddech. Ten jedynie odmruknął, na znak, że słucha. - Odejdziesz, prawda?
Spiął się. A potem podniósł lekko głowę, aby móc
ponownie zahipnotyzować mnie magią czarnych tęczówek.
- Oczekujesz tego? - spytał zachrypłym po
stosunku głosem.
- Nie.
- Więc przestań o tym bez przerwy pieprzyć.
Przestałam.
A tu macie poprzednią wersję końcówki. Wyszła mi
tak komicznie (przynajmniej wg mnie), że postanowiłam ją zmienić. Ale co tam,
pośmiejcie się! Takie kwiatki mi wychodzą, jak piszę po pierwszej w nocy… :
Uśmiechnął się… nad wyraz smutno.
- Przez zirytowanie. - Ciepło dłoni Sasuke
znikło, a sam jej właściciel schował katanę w pochwę. - Gdybym tak sądził,
siebie też musiałbym nazwać wariatem.
Więc jednak moje podejrzenia były prawdziwe -
wciąż widział zjawę Itachiego. To dziwne, ale dzięki temu zrobiło mi się lżej
na duszy. Ta świadomość, że nie byłam jedyną skażoną przez urojenia, budowała.
Postanowiłam jeszcze przycisnąć chwilowe
szczęście w grze “Pytanie-odpowiedź”, w jakich zazwyczaj przegrywałam
nie tylko z Uchihą.
- Gdzie… Gdzie zniknąłeś na całą noc i dzień? -
spytałam, kiedy mój ukochany podnosił z ziemi swój T-shirt.
- Myślałem, że już skończyliśmy się kłócić na
dziś?
Zmarszczyłam brwi, całkowicie zbita z pantałyku.
- Czemu do razu kłócić? Chciałam po prostu
wiedzieć…
- Nie.
- Co nie?
- Nie powiem ci.
- Ale dlaczego!? - zaprostestowałam. - Przyznaj
się, byłeś na dziwkach!
I tu Sasuke zrobił coś nad wyraz dziwnego i do
niego niepodobnego: ujął delikatnie moją dłoń i splótł ze sobą nasze palce
- Nie.
- Nie, że nie byłeś, czy nie, że się nie
przyznasz? - wydukałam, nagle skrępowana subtelnością gestu sprzed chwili.
Uchiha natomiast zamiast odpowiedzieć, postanowił wepchnąć mnie w łapska
kolejnych niepewności i pociągnął za sobą w stronę domu łagodnym szarpnięciem.
- Ciężko cię rozgryźć, wiesz? - dodałam po kilku krokach.
- Wiem - odparł równie obojętnie jak wcześniej
oraz, również jak wcześniej, zaskoczył swoim zachowaniem i, łapiąc mnie w
zagłębieniu kolan, przerzucił sobie przez ramię.
- Co ty wyrabiasz!? - wrzasnęłam obruszona.
- Niosę cię - powiedział jak gdyby nigdy nic,
podrzucając mnie przy tym lekko w górę, aby wzmocnić uścisk.
Worek do tragania sobie znalazł!
- Mam nogi - warknęłam, mając serdecznie dość
wiszenia głową w dół, nie wspominając już o tym, że po krwawym przebudzeniu
wciąż zbierało mnie na wymioty.
- Ładne, ale za wolne.
- A gdzie ci się śpieszy? Jest ranek.
- Do łóżka.
Do łóżka? Że spać? - pytałam siebie jak głupek. I wtedy mnie
olśniło! “Do łóżka” w języku mężczyzn przecież oznaczało seks!
Libido jak na zawołanie wesoło wzrosło, a mi z
ust wymsknęło się ciche “Och!”, które Sasuke skwitował śmiechem i
pomrukiem na temat tego, iż przez dwie noce nie miał ze mnie żadnego pożytku.
Bo w końcu byłam jedynie seksualną zabawką...
A tu macie wizję Mitshie na ostatnią scenę, na
seksy SS (uwielbiam cię, haha!):
- Sakura, poczekaj - powiedział nagle,
przerywając pieszczoty.
- Tak? - spytała.
- Skarpetki.
- Ach tak! Zapomniałam! Nie chciałabym porobić
ci śladów na panelach!
- Jak ty wszystko rozumiesz, Sakura.
- Och, Sasuke!
- Och, Sakura!
*młamłamłamłamła*
Od Autorki: HAPPY VALENTINE’S DAY! Macie i seksy z tego powodu xdd
Tyle że nie sprawdzone, bo Ann nie miała czasu, a mi się nie chciało, heeh…. (A
tak wgl, to mam takie głupie wrażenie, że opowiadanie wymsknęło mi się spod
kontroli, bo ten rozdział w pierwowzorze wyglądał zupełnie inaczej, ale kto by
tam to patrzył…)
No cóż, ja wciąż walczę o
przetrwanie na uczelni. I powiem wam, że w tej
sesji przeszłam już chyba kilka małych załamań i módlcie się oraz trzymajcie
kciuki, żebym zdała dwie poprawki, które mi zostały, bo inaczej chyba wpadnę w
depresję jak odpadnę już na pierwszym roku :( Chyba przeceniłam swoje siły na
zamiary. A takie moje małe porażki życiowe niestety oddziaływują negatywnie na
moją wenę. Dobra, koniec tego smęcenia…
Wiecie, czego się ostatnio dowiedziałam, a co
podniosło mnie na duchu!? Że te dwie maszkary, Miku i Akemii, którym zawsze
zazdrościłam długości notek, piszą większą czcionką niż ja! (Tak, musiałam
Nikiro!) Ja klepię drobnym Times 11, a one: Miku Times 12, Akemii Times 14 lub
15!!!! Więc na moje ten rozdział (bez fragmentów ekstra) ma prawie
15str, na Miku 16,5str a na Akemii 23str! O tak, teraz moje samoocena troszkę
podskoczyła ^^
A, no i bym zapomniała o prawach autorkich! “Nie”
Sasuke jest cytatem z GAT Akemii :)
A teraz idźcie, kochajcie się, twórzcie
szczęście i spędzajcie ten dzień/wieczór/NOC z waszymi drugimi połówkami, albo
tak jak ja - zapijając brak faceta z siostrą przy dobrej komedii romantycznej,
smacznym jedzeniu i winku <3
Do następnego!
Już tylko dwa zostały…
Ps. od Miku - Też wam ludki życze wesołych i udanych Walentynek :) Ej, ej!!! Ja tylko zwykłą standardową 12'tką pisze :P To Akemii rozwala system z jej rozmiarem czcionki xDD Ja jestem grzeczna :X
Osobiście pozwolę sobie twierdzić, że moja wersja jest najbardziej emocjonująca, trzymająca w napieciu i romantyczna. :) Także tego... mogłaś się jej trzymać, a miałabyś od razu plus 100 czytelników do fejmu. :) Trudno, jesteś mądrzejsza to twoja strata xD Haaa!
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to faktycznie, poprzednia wersja wyszła dosyć komicznie, a ta ostateczna - dramatycznie, więc z dwojga świetnych końcówek wybieram tamtą xD
Albo najlepiej swoją ^^' AJM GENIUSZ.
Co tu dużo mówić...
Poszłaś po bandzie w ten dzień. Niby serduszka, niby walentynki, niby nie otworzyłam poczcie kwiatowej, a w tym samym czasie Sasuke naparza Sakure. Ta scena była wręcz koszmarnie koszmarna. Najpierw płód, który mu podawała - co nawet mnie zeschizowało, a co tu dużo mówić jak Odełka się do tego dopadnie! ;o - a potem on ją tak...
Naparzał. :o
Brutal! Brutus! Damski bokser!
No papa była otwarta - nie powiem - i była ciekawa co za chwle jej zrobi. Wsadzi butelkę w odbyt? Nie dość, ze naga, uderzona, oszalała i zapłakana to też ją za włosy i sru do ściany.
"Widzisz coś?!"
No i co miała powiedzieć? "Widzę, ale martwię się o Ciebie Sasuke... Skoro nie widzisz to chyba masz jakiś poważniejszy problem, nie uważasz?" XDDDDD
Tak to się robi, ha!
Chociaż nie wyobrażam sobie apogeum złości Myster Uchihy XD Podejrzewam, że gdybyś wplotła ten scenariusz to opowiadanie zakończyłoby się na 8.
O NIE! JESZCZE TYLKO DWA ROZDZIAŁY! TYLKO NIE TO! NOŁ,NOŁ,NOŁ,NOŁ!
LAMENT! BÓL! KRZYWDA! ZBRODNIA!
Temari! Musiałaś ją wpleść! Musiałaś, złoczyńco! ;D I świetnie, bo w końcu ktoś potrząśnie trochę Sakurą i wyśle ją do psychiatryka. No bez jaj... niech się dziewczyna leczy, bo Sasuke dobrym przykładem nie jest xD
Chyba że będą duetem śmiercionośnych kochanków, którzy odejdą z wioski i będą mordować wszystkich braci i dzieci świata, a potem seksić się skąpani w cudzą krew xD Tak to widzę.
No i nie byłoby nakanaide gdyby nie było seksu na koniec - to taka wisienka na torcie xD
Wgl ten rozdział przeszedł sam siebie swoją schizowatowością ;O Martwię sie o ciebie! Mam nadzieje, że po niezdanych egzaminach nie kręcisz się w kółko w rytm jakieś zacnej melodyjki klasycznej. ;O
No wybacz... wyszło aż nazbyt realistycznie! ;D
Boję się tego bloga i więcej tu nie przyjdę ;C
I was kidding! ;D
Wrócę, muszę poznać końcóweczke ;D
Swoją drogą to cholernie żal mi Temari. Dziecko to było jej marzenie, a Sakura bestialsko zamordowała swoje - no ja bym kurwa zabiła!
No... także tego xD Teraz trzeba czekać na TL XD i mniej zdenerwowaną Temari. Swoją drogą dobija mnie to, ze każdy chroni tyłek Sakurze. No weź... A AKI? Będzie wzmianka o Aki'm?! Błagam, daj go, no. Niech spotka Sakure na ulicy, albo Sasuke... albo ich obu xD
Ach ty moja! <3 No wiem, że twoja wersja była najzajebistsza, ale co ja poradzę, że nie w stylu Nakanaide? Jednak ją umieściłam, a to znak, że uważał ją za IŚCIE zajebistą! Także tego.... I wiesz, po niezdanych egzaminach to ja tylko beczę na moją bezsilność i beznadzieje, ale jak usłyszałam piosenkę, którą wstawiłam z resztą na bloga, to miałam ochotę sama się do niej kręcić jak ta pojebana, jak Sakura.... no wiesz, człowiek to tylko człowiek i ma chwile słabości, ej!
UsuńA koniec Nakanaide jakoś przebolejesz :* I wiesz, ty czekasz na Akiego, a ja na nowy rozdział na Alterego! Wiec spinaj dupkeee! I tak, Temari miała powody, żeby zjebać Sakure z góry do dołu, ale z niej cudna przyjaciółka, a na TL będzie już mniej wściekła.
Dziękuję kochana za komentarz <3
JAKO CZCIONKO? O.O
OdpowiedzUsuń14 albo 15!!!! Czaisz ty toooooooo!? O.o A ja miała kompleksy przez tą Nikiro.....
UsuńBosz! Uwielbiam to opowiadanie. Jest takie inne niż inne. Dodatek śmieszy. ,,Do łóżka? Że spać?" Nie martw się ja na pierwszym roku jeden egzamin poprawiałam 3 razy :)
OdpowiedzUsuńNo, ja mam nadzieję, że matmy nie będę musiała poprawiać tyle razy, a że zdam już za pierwszą poprawką, bo ma 15pkt ETCS, więc baj baj studia, jeśli nie zaliczę xd No i fajnie, że podobał ci się dodatek i uważasz moje opowiadanie za wyjątkowe :3 Generalnie to witaj! Bo chyba po raz pierwszy się odzywasz! ^^
UsuńPozdrawiam! :)
U mnie to wykładowca był walnięty ale za dużo by gadać ;). I tak to mój pierwszy komentarz na blogu więc również witam! Matma to zuo więc życzę powodzenia. Studia bez poprawki to nie studia xD
UsuńHa! Dlatego ja rozdział mierzę zwykle na słowa, a nie na strony. Ale też używam 11, tyle że Cilibri xD
OdpowiedzUsuńNo, ale dobra...
Rozdział przeczytałam wczoraj, koło drugiej mimo, że zagadnień na temat nerek nie miałam opanowanych. Jak padnę dziś ze stresu na zawał, to będzie Twoja wina!
Co do fabuły (krótko opiszę, bo zaraz muszę iść się ośmieszać w szkolexD)...
Te schizy Sakury były masakryczne... Ale podobała mi się strasznie reakcja Saska, na te odpały w łazience. No bo kurde, podawać mu płód... też bym się trochę wkurzyła. Szkoda trochę, że nie nazwała tego dzieckiem. Lepiej by brzmiało moim zdaniem w ustach niedoszłej matki :)
Ale chyba najbardziej to podobał mi się poranek. Jak z horroru. Sakura cieszy się, że nic nie czuje, a tu fiku miku! Krew rozprzestrzenia się po suficie. Dobrze, że znów nie zaczęła się drzeć. Na początku myślałam sobie, że Sasek nadal będzie spał i ona będzie się bała go obudzić, a tu jednak nie. Tzn. Sasek znów nawiał gdzieś. Ogólnie, to podobało mi się też, jak on w nocy wrócił do domu. Takie niby nic, ale takie naturalne, jak jej powiedział, żeby po prostu spała :)
Wizyta Temari... Chyba też bym się wahała, żeby pójść do psychiatryka. Ludzie, nawet przyjaciele i rodzina mogą sobie gadac, że to nic takiego, że po prostu Ci pomogą, ale prawda jest taka, że psychiatryk to jak przyznanie się do wariactwa. Wszyscy postrzegaliby ją jako wariatkę, nawet jeśli jej problem byłby mniejszy. Ale te schizy.... nauczy się z nimi żyć, czy jej przejdą? Dobrze, że nie widzi martwych ludzi xD
No... i biedny Akihito zalany w trzy dupy siedział w samotności ;( Będzie on jeszcze występował??
Co jeszcze?
Sasek na treningu. Fajne było, to jak Sakura przypomniała sobie o jego wariactwie. Dobrali się... Para wariatów. No, ale to jak walczył z bratem... biedny Sasuś :< i jeszcze szeptał pewnie pod nosem, że to tylko zjawa :<
Ogólnie, to dużo tych schiz Sakury było w tym rozdziale, ale rozumiem, że miał być głównie o tym :) Jestem ciekawa, czy wymyślisz jakieś jeszcze;> napewno tak!
Te spoilery... również mnie trochę zmyliły, zwłaszcza w tej łazience, jak ją tam ciągnął :)
No nic, śpieszę się, więc może w późniejszym czasie pozachwycam się tym rozdziałem bardziej ;)
Pozdrawiam i czekam teraz na TL!!!;**
O tak! Wreszcie udało mi się przeczytać.Świetny prezent na walentynki, Chusteczko, naprawdę.
OdpowiedzUsuńDziękuję ^^
Zaczęłam czytać wczoraj, ale coś padło na komputerze i trza było kończyć dzisiaj.
Ta wersja końcówki, którą wstawiłaś kojarzyła mi się z Sasuke z GAT Akemii. Nie tylko to jego "Nie.", ale i całym sobą.
A co do rozdziału, to był świetny.
Bałam się tego "It's hard to be with you", ale jeszcze bardziej boję się następnego "It's hard to say goodbye". To dopiero będzie ;__; jeszcze nie wiem czego się spodziewać.
Jesteś stworzona do opisywania takich czysto schizowych rzeczy. Jak mi się to podobało. Te wszystkie zwidy Sakury, jej całe szaleństwo. Opisałaś to idealnie. No i jeszcze były seksy, też idzie na plus. Och, no same plusy w rozdziale, cały mi się podobał.
Szkoda, że zostały tylko dwa, ale jestem ich równie ciekawa co tych poprzednich, kiedy jeszcze nie czytałam na bieżąco i jako nowa czytelniczka, będę zostawiała komentarze pod nowymi rozdziałami (trochę późno, ale lepiej niż wcale! xD)
Powodzenia na studiach, na poprawkach, nie stresuj się tak, dasz radę B|
Coś nie mam dzisiaj weny na komentarz, więc życzę weny! Czekamy z niecierpliwością na nowy rozdział xD
PS Mitshie ujęła tyle emocji w swoim fragmencie, że hej XD piękny!
No mi też ta wersja końcówki trochę się skojarzyła z GAT i to był drugi powód, dla którego postanowiłam ją jednak zmienić. Ach, ta Akemii, przez jej bloga aż przez przypadek wyszło mi coś podobnego :p Więc musiałam to przerobić na nakanaidowy styl!
UsuńMówisz, że jestem stworzona do pisania o schizach? Haha, miło! Ale wiesz, żeby nie było, to ja bazuję TYLKO na mojej wyobraźni! I ciutke na opowiadaniach/powieściach Kinga, ale tylko ciutke, bo jestem dopiero na jego drugim dziele :) Chociaż myślę o przeczytaniu jakiejś psychologicznej książki, o jakiś schorzeniach psychicznych... Tyle że musiałabym wtedy pójść do jakiejś biblioteki, założyć tam kartę i wgl - tyle roboty, a mi się tak nie chce! XD
Dziękuję za komentarz :) A skoro humor Mitshie ci się spodobał, to polecam serdecznie jej bloga - http://www.alterego-ss.blogspot.com/!!!!!
Pozdrawiam :)
Ooo, a co Kinga już przeczytałaś? Ja Cmętarz dla zwieżąt wciągnęłam w kilka dni, a na półce mam do przeczytania Lśnienie i Doktor Sen, za które też muszę się zabrać.
UsuńNo rozumiem, też mi się nie chce przechodzić tego procesu, żeby coś wypożyczyć XD
A na bloga Mitshie chętnie wpadnę :3
TROLOLOLOLO
OdpowiedzUsuńMyślałaś, że jest komentarz?:D
NIE MA XD HA! TO TYLKO SPAM ;o
Lubię trolować ludzi, więc rozumiem twój zapał, ale... nie lubię jak ktoś mnie troluje T^T Mitshie, nie rań, nie rób nadziei na komentarz....
Usuń"- Przyznaj się, byłeś na dziwkach!
OdpowiedzUsuńI tu Sasuke zrobił coś nad wyraz dziwnego i do niego niepodobnego: ujął delikatnie moją dłoń i splótł ze sobą nasze palce
- Nie.
- Nie, że nie byłeś, czy nie, że się nie przyznasz?" - EPIC. Nie wiem, jak mogłaś porzucić ten fragment. Druga wersja równie dobra, ale to... przy tym się przynajmniej uśmiałam, a rozdział ogółem wywoływał u mnie tylko większe zdziwienie. Ech, Chustii, ja tu wnioskuję, że z tobą jednak jest coś nie teges, bo normalny człowiek takich pomysłów nie ma ^.^" (wariat do wariata przemawia, rozumiesz xD)
Od początku:
Sasek to najprzystojniejszy cham świata, a Sakura zachowuje się jak małe dziecko potrzebujące opieki - bajecznie cudowna para, patatająca na różowych jednorożcach w stronę tęczy, a zamiast deszczu, spadają na nich cukierki.
NIE, GDZIEŻ TAM! To jest świat Chustii, tego nie ogarniesz. Ale serio, zdziwiła mnie ta akcja w wannie i w sumie gratulacje dla Sasuke, bo i tak długo wytrzymał. Wkurzyła mnie jednak jego reakcja. No bo zamiast pomóc, udzielić się, chałpę posprzątać, czy cuś... Ja to dodałabym tam szybki numerek, wiadomo, połowa roboty była już za Saskiem, nie musiał Sakury rozbierać :P, a jakoś te urojenia zawsze przy seksach znikają. O FUCK, SEKSY SĄ LEKARSTWEM! <33
Ej, lubię jak wplatasz te tytuły rozdziałów do samej ich treści i pogrubiasz czcionkę, bo my głupi i nie widzimy (y).
Tem jak zwykle wymiata. Nie dość, że na GAT to i u ciebie. Dobrze nagadała Sakurze, a nawet zareagowała trochę za spokojnie, bo mi kopara opadła jak czytałam, że Sakura usuwa sobie ciąże. Te, ale wtedy to tylko lamentowałam: Phi, to pewnie okaże się snem. No i potem faktycznie był fragment, w którym budziła się ze snu.
ALE ZBRODNI I TAK DOKONAŁA!
To wina Sasuke, że tak jej odpieprzyło, więc ma z nią zostać, a ona stanie się silniejsza i przestanie traktować go jak jedyne lekarstwo, prawda? ._. Miło by było gdyby pojawił się jeszcze Aki - trochę mało o nim, a fajna postać, która może sporo namieszać. BO ZAZDROSNY UCHIHA, TO FAJNY UCHIHA, they said.
Końcówka najlepsza. I dobrze, że nam taką podarowałaś, bo bałam się, że dzisiaj bez SS będzie. A jednak :D
Mam jeszcze dużo do powiedzenia, ale oczy mi się kleją. Wiesz, że mam hejty na klawiaturę i wielki rzyg za każdym razem, gdy muszę w nią stukać. ._. Tak, GAT potrafi dać w dupę - czytelnicy też T_T.
Niech to "0%" szybko rośnie, Chusti.
I kończ już ten cholerny urlop!
Ej, no! Ja serio jestem normalna, Akemiś, przecież rozmawiasz ze mną... wyglądam ci na wariata? O.o Nie odpowiadaj >.< I ten tekst, co wypisałaś to właśnie mi się z tego fragmentu najbardziej podobał i on mnie skłonił do wstawienia i tej wersji, haha. Popisałam się, nie? Tak bardzo chusteczkowy humor B|
UsuńTak, seksy są lekarstwem, miłość jest lekarstwem i wiesz, te takie tam inne... Po prostu Sasuke to takie antidotum. Bo przecież on taki super-hiper jest, nieeeee? Seksowny cham. A ty mi wiecznie zarzucasz, że go obrażam, no ja nie wiem...
I coś widzę, że wszyscy stęsknili się za Akim O.o Cholera, nie planowałam go nigdzie wplatać, ale może rzeczywiście powinnam? Się pomyśli! Uczciwy chłopaczyna, należy mu się właściwie jeszcze te pięć minut :)
Urlop skończę, jak zaliczę matme, o! Więc kciuki za mnie trzymaj, to wtedy % podskoczą. Chociaż obecnie to ja mam dość Nakanaide jak ty GAT, więc wiesz... te schizy też mnie niszczą, no! Dajcie mi od nich odpocząć, bo jeszcze za bardzo się wczuję w Sakurę i co wtedy? Zwariuję wam tutaj i nie będzie dalej rozdziałów....
Nikiro skomentowała o czasie - to jest coś! Dziękuję za twój czas <3
Wreszcie komentuję :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze mi się podobał, w tym rozdziale wręcz się zakochałam. Szczerze to zdziwiła mnie trochę reakcja Temari zamiast urwać głowę Sakurze, ta chciała ją wysłać do Szpitala Psychiatrycznego w Kiri. Dobra przyjaciółka.
Natomiast Sasuke jak to Sasuke miał focha, więc wyszedł, trzasnął drzwiami i tyle go widziano. Cham nad chamy. Właśnie za to go Kocham:D.
Sakura i te jej schizy to wybuchowe połączenie, współczuję jej. Nie wyobrażam sobie obudzić się o 6 i widzieć krew skapującą z sufitu na moją twarz, nie wspominając już o wannie. Powinna już zauważyć, że jest nie tylko wariatką, ale jest także obłąkana.
Najlepsze teksty:
-Przyznaj się, byłeś na dziwkach!
- Nie.
- Nie, że nie byłeś, czy nie, że się nie przyznasz?
Kocham ten kawałek, albo, albo:
Do łóżka? Że spać? - pytałam siebie jak głupek. I wtedy mnie olśniło! “Do łóżka” w języku mężczyzn przecież oznaczało seks!
Lepiej zauważyć to później niż wcale prawda, ?
Chusteczko jak możesz Nas tak krzywdzić? Tylko dwa rozdziały? Ty sobie ze mnie żartujesz, ja jawnie protestuję. Wyjdę na łódzkie ulice i zacznę się drzeć:
''Nakanaide się nie skończy, NIGDY. Wszyscy rozumiecie? Jeśli nie to ja już Wam to dogłębnie wytłumaczę''. Przykro mi, że jeszcze tylko te dwa rozdziały i baj baj. Ja się z tym nie pogodzę.Pozdrawiam
Yuki-chan
Do tej pory śmieję się z pierwszej wersji końcówki xD Poza tym mam wrażenie, że ostatnio Sakura ma dość opóźnione reakcje.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy Tem będzie naciskała na leczenie Sakury. Poza tym ja bardzo chętnie poczytałabym o psychiatryku, intryguje mnie to jakbyś to opisała.
Nie wiem co pisać dalej -.- Wybacz, ale moja wena na komentowanie jakoś mi zniknęła.
Dodam tylko, że sprzeciwiam się ilości planowanych rozdziałów, chyba, że szykujesz coś nowego.
Pozdrawiam i gomen za długość i jakoś komentarza.
www.crying-in-deep-red.blogspot.com
Jak to dwa rozdziały?! No jak?! To opowiadanie jest zbyt cudowne, wyjątkowe i psychiczne, żeby tak szybko się skończyło no ;< Ale mam nadzieję, że jeszcze coś przeczytam w Twoim wykonaniu SS ma się rozumieć? Ja za to mam pomysł na partówkę z ShikaTema, niuch, niuch :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - kolejny schizowy, mimo, że nie ma dokonywania aborcji - jednak są po niej pozostałości - omamy. Sakura zachowuje się jak wariatka i psychiatryk by się jej szczerze przydał xD
A Sasek udałe, że nic się nie stało i tylko chce trochę popieprzyć xD
Ta 1 końcówka mnie rozwaliła! Sasek taki bezpośredni, Sakura taka bezradna, moje uszanowanko, wow xd
"Do łóżka? Że spać?" - i ta chwilowa nieświadomość Sakury <3
"Seksualna zabawka" - coś mi się skojarzyło z pewną dmuchaną pania... ciekawe czemu O.o
Dobra, Chusti! Ty przynajmniej dotrzymałaś słowa, a nie co ten kłamca Akemii -.- Rozdział pięknie w walę drinki <3
Ale z Akemii kłamczucha! Nie dość, że nie wywiązała się z waszej umowy - dodała rozdział po walentynkach - to sobie jeszcze pisze taką dużą czcionką. A to łobuz! xD
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;*
Ty się tam ucz, ja będę trzymać kciuki ;)
Jak ja żałuję, że nie przeczytałam tego rozdziału wcześniej, w walentynki!
OdpowiedzUsuńNienawidzę w tym momencie siebie, że go odłożyłam w czasie, bo przez kilka ostatnich dni poszukiwałam bodźca, który mnie jakoś natchnie na cokolwiek artystycznego.
Ale z drugiej strony, może krótka przerwa w czytaniu czegokolwiek była mi potrzebna, bo kiedy w końcu się zabrałam... Chusteczko, czytając ten rozdział byłam jak w transie. Wszystko: muzyka, której po raz pierwszy od dawna nie wyłączyłam przed czytaniem(wiesz, że zazwyczaj słowa mi przeszkadzają), śliczny szablon i przede wszystkim słowa... To było coś tak upiornie niesamowitego, że prawdę mówiąc nie wiem co mam pisać i pieprzę bez sensu.
Sakura jest tutaj tak inna, jak jakakolwiek postać, czy to w ff czy to w "normalnych" książkach, o której kiedykolwiek czytałam. Jej oddanie Sasuke, wbrew samej sobie jest w pokręcony sposób tak fascynujące, że nie sposób się od tego oderwać. Z jednej strony, powinnam jej kibicować w tym, żeby skorzystała z rady Temari, rzuciła Sasuke w cholerę, pozbierała się, zaczęła "samotna, ale silna" od początku, ale jak można ją wyrywać z tego zamkniętego, dwuosobowego światka, kiedy patrzysz na to z jej perspektywy? Ja nie potrafię.
Moment kiedy Sakura orientuje się, że ona i Sasuke siedzą w tym razem... Nie spodziewałam się tego zupełnie! Niby Sasek musiał mieć jakiś powód, żeby Sakurą się zaopiekować, ale spodziewałam się, że ją tylko(i aż) kocha. Ich wspólna scena, kiedy Sakura już wiedziała, że nie ma tu lepszego i gorszej, tylko są powaleni jednakowo i... muszą w tym być razem była tak genialna, że już nawet nie wiem jak mam ją podsumować. Pisarski majstersztyk? Chyba to za mało...
Końcóweczka... Jak ona ma niby o tym przestać pieprzyć, skoro tytuł kolejnego rozdziału to "It's hard to say goodbye"? Nie wierzę, że zostały tylko dwa rozdziały, zapłaczę się na końcu, serio. Wymyślę jakieś czarne babeczki na tę okazję...
I nawet ci powiem, że w końcu mam jakiś pomysł, jak może się to wszystko skończyć, ale wątpię, żebym trafiła więc to zachowam dla siebie!
Kończę mój bezsensowny potok słów.
Pozdrawiam! ;*
Jeśli miałabym jakoś sensownie zacząć podsumowanie mojego nadrabiania, to ze szczerego serca mogę powiedzieć tak : biedna Sakura. Stała się tak bardzo krucha i potrzebująca oparcia w drugim człowieku, aby odgonić te szalone wizje. W ogóle, teraz możemy zobaczyć jaki szalony, pragnący krwi człowiek w tobie siedzi! Na TL takie spokojne, szkolne życie prowadzisz a tutaj proszę! Wyszło szydło z worka i prawdziwe oblicze Chusteczki xD Po własnoręcznym wyjęciu płodu (który sobie wcześniej zaspoilerowałam ;_; zła ja) jestem przygotowana na wszystko - nawet, że w ostatnim rozdziale ci się odwidzi i zrobisz NaruSaku. A może NaruSasu? O.o Dobrze, tutaj już przesadziłam ale taki AkiSaku... nie pogardzę. Właściwie to zdajesz sobie sprawę jak bardzo fajnie ci on wyszedł? :) Szkoda tylko, że jest tragiczną postacią, a jego rola pełni jedynie zapychacza, no ale dałaś mu "duszę". W ogóle, ty wszystkim dałaś duszę! Tak przyjemnie mi się to wszystko na telefonie czytało, tak śliczne dialogi, te porównania i opisy czynności oraz uczuć. Nawet jeśli to Sakura to idzie się zakochać <3 Chociaż to bardzo ciężkie bo ja, w przeciwieństwie do tych dwóch, znalazłabym dużo powodów do nienawidzenia jej i uświadomienia, że to nie jest wcale takie trudne. Zresztą ona - jako takie kruche stworzonko i on - bycz plis jestem chłodny ale sexi, pasują do siebie dlatego scenki i ich dialogi czytało z ogromną przyjemnością! :) Poza tym to niemożliwe, że zostały do końca jedynie dwa rozdziały! Co ty teraz w nich planujesz zrobić? Jako para cierpiących głównych bohaterów popełnią zbiorowe samobójstwo? Chociaż cofając się te kilka notek wstecz, to takie zakończenie mogłoby się zaliczać do szczęśliwych xD
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa i czekam na te dwie ostatnie notki!
Pozdrawiam a teraz biegnę na TL :)
Po prostu cudowne.! Kocham czytać tego bloga ^^ Przy okazji,w wolnej chwili zapraszam do mnie :) http://opowiadaniaowampirachwampirblog.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że nie mam na razie słów, żeby się wypowiedzieć na temat tego rozdziału... Dlatego zacznę od końca, druga wersja zakończenia lepiej mi przypadła do gustu, niż tą, którą miałaś pierwotnie :D wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Sasuke wtedy zabił Sakurę i na tym byłby koniec tego opowiadania, nawet nie byłabym zła, że kończysz w takim momencie, bo u ciebie jest to dopuszczalne. Naprawdę, już się cykałam, że oną ją jednak zabije... Przez całe opowiadanie miałam ciarki, nawet łzy się pojawiły, do tego ta muzyka, jeszcze teraz jeży mi się skóra! Po pierwszych kilku zdaniach już otworzyłam szeroko usta i powiedziałam WOW, a co jakiś czas to powtarzałam. Cholernie dobre dla osób, które lubią taki gatunek. W moim odczuciu to jeden z lepszych, jak nawet najlepszych rozdziałów. No cudne! Czuję się jakbym psychicznie umarła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :* Trzymaj się ciepło :*
No i czas na mój komentarz (w końcu xD) Przepraszam za spóźnienie.
OdpowiedzUsuńJak zwykle towarzyszyło mi wiele emocji, czytając ten rozdział. Od rozpaczy, przez złość, wreszcie do śmiechu i zadowolenia.
Naprawdę szkoda mi Sakury, ta cała sytuacja z zabiciem płodu wymknęła się spod kontroli. Nie dość, że ma omamy to jeszcze popadła w depresję i powoli stacza się na dno. W końcu cały czas tylko płacze, pije.. :C Ech, mam nadzieję, że podda się leczeniu.
Swoją drogą bardzo dobrze zrobiła, mówiąc o wszystkim Temari. Przez chwilę myślałam, że jeśli jej to powie to Tem wygada to wszystkim i wgl, ale najwyraźniej jej nie doceniałam. Mój błąd! -.-
Co do Sasuke... W pierwszej części rozdziału bardzo mnie denerwował. W końcu powinien ją wspierać, pomagać otrząsnąć się z tego wszystkiego, a ja w pewnej chwili naprawdę myślałam, że zaraz ją zabije albo poważnie skrzywdzi. Cham i prostak! Rozumiem jego zdenerwowanie, ale w głowie mi się nie mieści traktowanie dziewczyny w szoku w ten sposób... ;________;
Boże, to wszystko było tak pięknie opisane. Tyle smutku, tragedii w tym wszystkim. To opowiadanie bez wahania można nazwać dramatem i to jednym z lepszych! :)
Końcówka i tak najlepsza. Nawet nie wiesz, jakiego miałam banana na twarzy, kiedy oni zaczęli się całować. Tak strasznie się ucieszyłam! :3 W końcu przestali na siebie krzyczeć, wariować... Chociaż według mnie Sasuke był identyczny, jak Sakura. Tyle, że on potrafił nad tym wszystkim zapanować i wyładowywał się na treningach. Obydwoje są popieprzeni xDDDDDDDDDDDDDDD Ech, no ale tak już bywa.
Rzeczywiście końcówka Mitshie była bardzo romantyczna i trzymająca w napięciu. xDDDDD Haha.
Szablon najlepszy! Zakochałam się w nagłówku *,* Musisz mi kiedyś udzielić korepetycji. xD :p
Smuteczki trochę, bo już niedługo koniec.... :C Jestem ciekawa, jak to zakończysz... Mam nadzieję, że czymś zaskoczysz! :D
Czekam na kolejny rozdział, tutaj i na Troublesome Love (gdzie dawno nic nie było :c)
PS. Piękne piosenki w playliście. <3
Buziaki! ;*
Pierwsze co mi przyszło na myśl po przeczytaniu notki?
OdpowiedzUsuńomgomgomgomgomgomgomgomgomgomgomgomgomgomgomgomg, PIĘKNY ROZDZIAŁ !
A tak troszku poważniej ^^:
Przyprawiasz mnie o kompleksy. W życiu nie widziałam, żeby ktokolwiek dobierał w taki cudowny sposób słowa. Świetnie w treści oddajesz samotność i cierpienie Sakury. Skomplikowany charakter Sasuke i taka realistyczna reakcja Temari na wieści od Haruno.No normalnie.. Cud, miód, maliny i orzeszki na zagryzkę :D W dodatku.. Ta długość rozdziałów...Pozazdrościć.Jak ja marzę, by również pewnego dnia na moim obskurnym( ta szczerość xD) blogu zaświecił rozdział na 15 stron.. I fakt Akemi 23 to już w ogóle, ale.. no po prostu staram się dążyć do takiego poziomu co ty *.*
Życzę ci dużo weny na następny rozdział i chcę ci powiedzieć, że nie masz powodu,by mieć jakiekolwiek kompleksy z powodu swojego bloga. Trzymaj się!
Pozdrawiam... Karui-chan!
Wybacz, że tak późno!
OdpowiedzUsuńBardzo chciałam dodać komentarz od razu po przeczytaniu, ale nie mogłam się przemóc, więc pisze teraz ;)
Widzę, że urojenia Sakury ewoluują z dnia na dzień. Coraz bardziej schizowo, coraz bardziej (dobra, podoba mi się to :3). Szczerze, to nie spodziewałam się, że Sakura odważy się popluskać w wannie. Nie to, że coś, ale skoro ona ma te swoje urojenia, a w końcu do całej tej schizowej aborcji doszła w łazience, to ja wiem, czy dobrym pomysłem było przebywanie w niej tak długo? Cóż, jak widać nie xd
Nie dziwię się, że Sasuke się denerwuje. W końcu on nie należał do cierpliwych osobników, a wręcz przeciwnie. W końcu to Uchiha! Kaman, no, kto by się nie zdenerwował, gdyby Sakura wyciągnęła w jego kierunku wyimaginowany płód i kazała wziąć go do rąk i spalić. WAT!?
Temari tak dobrze przetrzymała zwierzenia Sakury? Aż dziwne, bo w końcu stara się sama o dziecko i tak słuchać, że Sakura sama je sobie z brzucha wyjęła, nie mogło być miłe. No ale to Temari. Ona potrafi zaskakiwać, plus jest zajebista <3
Ten poranek Sakury, gdy przechodziła przez pokój brocząc w krwi... No dzień jak co dzień w końcu. Ale tekst z dziwkami był mistrzowski <3 "Nie, że nie byłeś, czy nie, że się nie przyznasz?" achhhhh love :3
Co do zakończenia, to obie wersje mi się podobały :D A ta ostatnia też genialna! ^^
I tak najlepszy tekst "trudno jest z tobą być". Suodko *.* Miła odmiana, bo w tym opowiadaniu nie ma dużo słodkich rzeczy. Może to w nim jest tak pociągające? Hmmm. Nie wiem nie rozwodzę się xd
No to cieszę się, że w końcu napisałam Ci ten komentarz, choć chciałabym, by był dłuższy :)
Pozdrawiam!
O rany rany i co ja mam teraz sensownego wziąć i napisać?
OdpowiedzUsuńPiękny, feriowy poniedziałek i na mózg mi pada, przez taki schizowy rozdział ;__; chociaż bardziej mi smutno, że to już przed-przed-ostatni.. no szlak.
W sumie miałam tu hejcić Saska, przeklinać na niego, ostro go zjechać i nienawidzić, no ale jak JAK?! kiedy wstawiasz taką końcówkę?! (że już nie wspomnę o tej pierwotnej XD)
Naprawdę ja rozumiem, że w sumie też musi mu być ciężko, bo to też było jego dziecko, że nie jest jakiś mega prorodzinny i trudno mu nagle żyć pod jednym dachem z taką kobieciną, że sam jest trochę wariatem, że nigdy nie należał do cierpliwych, a jeszcze psychi Sakura należy do tych raczej męczących przepadków.. ALE ŻEBY MIOTAĆ NIĄ PO ŚCIANACH?! No hej, bez przesady ;xxxxxxxx ona mu tu z płodem na ręku, załamana, zwariowana.. a on się na nią drze. Uchiha, kurna Uchiha.
No ale nie żebym oczekiwała nagle jakieś uroczej, zakochanej w sobie na zabój parki (walentynki? pf). W każdym bądź razie podoba mi się ta cała koncepcja dwóch wariatów, przerywających swoje urojenia żeby się na siebie podrzeć, a potem uprawiających dzikie i namiętne seksy na rozładowanie emocji. Nie nazwałabym tego związkiem idealnym, ale jest w tym coś.. pięknego na swój sposób. Jestem tylko ciekawa jak długo tak wytrzymają, a patrząc na tytuły rozdziałów.. Zastanawiam się czy pod koniec: a) pozabijają się nawzajem b) któreś z nich (albo obje) popełnią samobójstwo c) Saske ucieknie d) Sakura wyjedzie jednak do tego psychiatryka e) wszystkie powyższe odpowiedzi są prawidłowe
No i może jednak Sakura powinna zadać to pytanie o dziwkach? xD no bo może tak Sasuke rozładowuje swoje frustracje spowodowane zbyt wielkim natężeniem wariatów w jednym domu? xD
Dobra, no ale bądźmy jeszcze poważni. Biedna Tem, biedny Aki.. Jestem ogólnie ciekawa, czy prawda wyjdzie na jaw i czy Aki odegra jeszcze jakąś większą rolę.. o! podpunkt f)! może z zemsty będzie próbował zabić Saska?
W każdym razie dalej zastanawiam się, jak z kompletnego pokurwionego skurwiela w tempie kilku linijek Sasuke może przejść w uroczego, słodko gładzącego policzki ukochanego.. ech Uchiha.
Dobra, trzymam kciuki za poprawki, i ogólnie, no nie załamuj się ♥
Pozdrawiam, buziaki ;3
ps. na Ally znowu nota nota ;D
Szkoda, że blog się kończy:( A zdaje się, że dopiero co pierwszy rozdział dodawałaś, czas leci:)
OdpowiedzUsuńZ dwutygodniowym opóźnieniem, ale komentarz jest :)
OdpowiedzUsuńWięc to o to chodziło z tym wciśnięciem Sakury w ścianę najbardziej jak się da! Nie żebym myślała o innych rzeczach niż próba wyleczenia Sakury z porannych urojeń. Wcale o nich nie myślałam. Taaa, wcale... xD
Czyżby Sakura co raz, to bardziej zaczynała się uodparniać na Sasukoscorbin? W tym rozdziale chyba miała najbardziej schizowe urojenia i zachowania (które moim zdaniem przebiły nawet aborcję). I nie wiem czemu mnie to cieszy... Najpierw kąpiel z płodem we krwi, potem podduszanie przez Sasuke, krew kapiąca do ust, butelka sake żyjąca własnym życiem, kręcenie się w kółko i upadek na ziemię. Czemu ciągle się uśmiecham, ja się pytam?! xD
To chyba tylko dowód na to, jak Twój blog potrafi zmienić życie. W sumie chyba na lepsze, bo być zadowolonym z sytuacji, w których zwykły człowiek popłakałby się to... chyba jest jakiś optymizm? (wmawiam sobie, wmawiam)
Powtórzę się, ale naprawdę świetnie potrafisz oddać uczucia Sakury-wariatki, tzn. Sakury (btw sądzę, że to nie był przypadek- mówię o: "Kim jestem/eś?"->"Sakurą"). To wszystko jest takie naturalne i rzeczywiste! Jej przemyślenia, chociaż niezwykłe w porównaniu z normalnym człowiekiem, jednak tak bardzo naturalne. To chyba m.in. dlatego Twój bloga tak wciąga.
Więc sam Uchiha ma problem z braciszkiem, a sam chce doradzać komuś innemu. No nieźle. Oboje są w bagnie. A Uchiha dźgał ją kataną. Przez moment byłam pewna, że naprawdę ją zabije, nawet jeśli opowiadanie kończy się za dwa rozdziały, a nie w tym xD
Jestem niezmiernie ciekawa, czy Sakura zdecyduje się na wyjazd do Kiri, chociaż sama stwierdziła, że było by to równoznaczne z poddaniem się. Sam pomysł Temari bardzo mnie zaintrygował. Z resztą jak jej reakcja. No, bo która przyjaciółka zachowałaby się tak na jej miejscu? Tak bardzo ją podziwiam i jest mi jej żal- biedna dowiedziała się prawdy, jak Sakura pozbyła się dziecka, za które oddałaby wszystko.
Wszystkie zakończenia są cudowne <3 Wszędzie tyle seksów, wszędzie tyle humoru :D A to co wyszło spod Twojej ręki po pierwszej w nocy, naprawdę jest dobrej jakości. Ja o takiej godzinie nie mogę sklecić jednego zdania, żeby miało sens xD
Jedyne co mi teraz pozostało to czekać na kolejny rozdział (już przedostatni :c). "It's hard to say goodbye"- tyle teorii, tyle teorii... Nie wiem, czy mówiłam, ale bardzo spodobało mi się tytułowanie rozdziałów przez Ciebie.
Pozdrawiam i weny życzę! ;)
♥♥♥ Czekałam na ten uśmiech ♥♥♥
OdpowiedzUsuńWiesz co? Mam fazę na twoje blogi. A zwłaszcza na twoje SasuSaku. Oczywiscie, ShikaTema lepsze, ale ten blog tak trzyma w napięciu.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, blog. Kiedy było, że Sakura zabiła dziecko, płakałam (dobra, nie zrobiłam tego! Ale byłam bliska!). Potem było coś o genjutru i myślę Uf! Tylko ją nabrał! . Potem dowiaduję się, że jednak nie i smutek na całego.
Ale muszę pozachwycać się twoim lekkim stylem pisania, świetnymi opisami i humorem (pomijając wcześniejszy fragment). Ale nie umiem zrozumieć jak Sakura mogła zostawić Akihito (czy jak mu tam) dla tego oziębłego drania. Ech... ;-----;
Uwielbiam każdą twoją akcję z ShikaTema. Hunor? Jest. Seksy? Są. Czego chcieć więcej? Aha, częstszych rozdziałów... ;<
Pozdrawiam i czekam na Rozdział
Ps: Uszanuj tą długość, bo piszę z telefonu i ten tego...
Pss: Jak ja ci zazdroszczę talentu! I pisarskiego, i graficznego/kodowego/szablonowego (?). Po prostu geniusz jesteś! Następnym razem jak ktoś zapyta mnie kim zechcę zostać, powiem, że Chusteczką aha! A tak btw, ciekawy nick ;>
Szkoda że juz kończysz . Fajnie czyta sie tego bloga :D Zapraszam na bloga mojej koleżanki niejest to SasuSaku ale mam nadzieję że się spodoba dopiero zaczyna niestety http://malinovva.blog.pl/ :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że jest to najmniej odpowiedni moment na komentarz w moim wypadku, bo jutro zajęcia, bo trzeba wstać o 6, bo jestem wykończona całym dniem. Ale nie, moja wena na komentarz musiała przyjść akurat w takim momencie. No cóż, korzystam, bo później może jej już nie być. ^^
OdpowiedzUsuńTo naprawdę okropne, że mimo mojej wielkiej miłości do tego bloga i do Ciebie, jako pisarki, tak długo nie mogłam się przemóc, aby cokolwiek Ci napisać. Kilka razy siadałam nad tym komentarzem, myślałam jak zacząć, myślałam i myślałam, aż w końcu się poddawałam. Już to chyba pisałam, ale ty zasługujesz na komentarze, jak nikt inny, bo Twoja twórczość porywa czytelnika, wchłania wszystkie emocje, w zamian dając tylko te, które jej w danym momencie najbardziej odpowiadają.
Dzięki temu opowiadaniu przeszłam chyba wszystkie stany emocjonalne, jakie tylko mogłabym sobie wyobrazić. Czasem było pięknie, czasem mrocznie, a czasem po prostu cholernie smutno. Bardzo żałuję, że nie komentowałam na bieżąco i nie mogłam się podzielić z Tobą swoimi odczuciami. Mogłam ci jednak pisać te minki, w zależności od nastroju, w który mnie wprawiłaś.
Teraz mam jednak okazję skomentować ósemkę, więc ją skomentuję.
W porównaniu do poprzednich rozdziałów, ten był taki... spokojny wbrew pozorom. Mimo pogłębiającego się szaleństwa Sakury, które w pewnych - ^^ - momentach nieco ustępuje, to była odskocznia. Ja wiem, że ona pewnie oszaleje już do końca i się zabije, co z kolei będzie w takim wypadku wybawieniem, ale jeszcze cieszę się z tych seksów i wspólnych momentów z Uchihą. :D Sasuke oczywiście nie mógł tu być taki do końca idealny i poniosły go nerwy, ale tak naprawdę nie można mu się dziwić... Sakura to istny wrak człowieka. A najgorsze, że doprowadziła się do tego sama. W jej przypadku można mówić już tylko o tragedii. Zaczyna staczać się coraz szybciej, a Sasuke to tylko taka cienka lina, którą czasem udaje jej się złapać mocniej.
Znowu się pewnie powtórzę, ale uwielbiam takie klimaty. Schizy, paranoje... To przybija człowieka, ale mimo wszystko lubię czuć się taka rozbita, bo wiem z jak zdolną autorką mam wtedy do czynienia. Nie łatwo jest szokować. ;)
Mogę Ci tylko bić brawo za to, jak wspaniale pokierowałaś wydarzeniami, wywarzając odpowiednio myśli i stany Sakury. Wszystko dzieje się w odpowiednim tempie, ma uzasadnienie.
Pokłony dla ciebie, Chusteczko!
Ps. Szablon jest pięęęękny! ♥
Zapomniałam! Pierwsza wersja końcówki wymiata! xD
Usuń12 Times to standard ;D
OdpowiedzUsuńNo i co? Niespodziewałaś się mnie tu dziś, co? ;D A widzisz! Mówiłam że zacznę nadrabiać to nadrabiam - jeden blog dziennie póki co ale jest ;D
Ale nie obiecuję, że będzie dziś długo bo padam na twarz...
O ja!!! Te wszystkie urojenia z każdym dniem się pogarszają! Wiesz jak rozwalić systam na maksa ;OOO
Az tak zal mi jej bylo, ze to sie w pale Chusti nie miesci! Kurde... no... aż slow mi brakuje jak mi przykro bylo i zle gdy czytalam o jej urojeniach. I to jeszcze jak w wannie przywiadzialo jej sie ze woda to krew i w ogole...
Ahh...! Sasuke wydawal sie wtedy bezradny na swoj sposob... I nawet nie zdziwilam sie ze zniknal, aczkolwiek powtarzalam sobie w glowie by nie odchodzil, no...
Jesli rzeczywiscie jest tak jak Sakura sadzi, to po prostu Sas nie chce by skonczyla tak jak on (?) albo widzi ze ona w przeciwienstwie do niego nie radzi sobie z nim tak jakby on tego chcial...
eh...
to takie skomplikowane!
Ale za to koncowka! XD oh yeah baby xDDD
Dobra Chusti wymiekam juz, mam nadzieje ze mi to wybaczysz :X Obiecuje poprawe przy nastepnym rozdziale no! XD
Bajoo!!! ;*
Obiecałam, że przybędę, wiec o to jestem! Na początku pozachwycam się trochę szablonem, bo baaardzo mi się podoba, a potem muzyką. Czyje to tak właściwie utwory?
OdpowiedzUsuńZakładka Autor… Gdzie jest? Gdzie jest? Gdzie… O! Znalazłam!
Linkin Park. Nikt z mojego otoczenia nie podziela mojej fascynacji ich starymi utworami. Nowe też lubię, chociaż za bardzo poszli w „elektryczność” jak na mój gust.
Wisława Szymborska. Czyżbyś również wielbiła jej twórczość tak jak ja?
I gratuluję pomysłu. Dawno nie czytałam nic o Sakurze w świecie ninja, więc chętnie ponownie zagłębię się w owa tematykę.
It's hard to loving you.
Już pierwsze zdania sprawiły, że pochłonęłam większość tekstu naraz. Troska Sakury o Naruto, rozmowa z Sasuke, myśli Sakury. Wszystko to nałożyło się na siebie i przez chwile miałam nawet łzy w oczach, wiesz? Było mi smutno, ponieważ przypomniałam sobie całą nieodwzajemnioną miłość Sakury. Sasuke się nie zmienił, ale czego ja się spodziewałam? Że rzuci się na nich z uśmiechem na twarzy i wróci do wioski? Jestem jeszcze bardziej naiwna od Sakury…
Przez chwilę myślałam, że wszystko potoczy się inaczej. Zaczną wałczyć, Sakura im przerwie, potem wrócą do wioski. Wtedy intuicja (ja cos takiego mam? XD) podpowiedziała mi, że nie zrobiłabyś tego. To było za proste.
Wiązanka przekleństw Sakury – bezcenna!
Czy mi się wydaje, czy Uchiha coś rozmowny się zrobił? To nawet zabawne. Podrywa moją kochaną Sakurę? Kolejny plus.
„Ale musiałem siebie upić, żeby mieć odwagę cię uwieść.” – Czy tylko mnie to rozczuliło…?
Cudo, cudo, cudeńko. To już stał się mój ulubiony o takiej tematyce blog, a to dopiero pierwszy rozdział.
It's hard to cope with death.
Powiem Ci, że zdziwiłam się, czytając dwa lata później a , gdy przeczytałam „Gaara, oderwawszy się (…)” to już w ogóle. Jego to już się tutaj nie spodziewałam.
Jestem wielka fanką Kakashiego i nie podoba mi się, że tak szybko go uśmierciłaś. No, dobra. Może nie szybko, bo opowiadanie będzie miało tylko (!!!) 10 rozdziałów. Najwyraźniej było to konieczne do rozwinięcia akcji. Trudno, przeboleję.
Tym kolejnym spotkaniem po latach sprawiłaś, że mam ochotę znowu obejrzeć Naruto. Pierwsza serie oglądałam dwa razy. Raz w dzieciństwie, drugi trzy lata temu. Przypomina mi się drużyna siódma, stara Sakura, gbur Sasuke i kochany Naruciak. Az łezka się w oku kręci.
Jak Sasuke mógł zrobić coś takiego Naruto, co? Nie sądziłam, że będzie z niego taki Wredota. XD
I na koniec, silna Sakura. To lubię!
It’s hard to forgive yourself.
Chryste panie! Sakura jest w ciąży! A z kim? No, przecie, że nie z Akim…
Tak jak polubiłam Twoja Sakure, tak teraz wydaje mi się, że zidiociała do końca. Czegóż to kobiety nie zrobią dla miłości swojego życia?
I tekst Temari o plemnikach Shikamaru.. Uwierzysz, kiedy powiem, że śmiałam się przez pięć minut wyobrażając sobie gadające plemniki mówiące „Ale to upierdliwe…”?
It's hard to accept the truth.
Oczywiście. Kto się wygadał? Naruto! A mogło być tak pieknie… No, dobra. Uchiha i tak by się o tym dowiedział.
Ale pojechałaś z ta genetyką! Szczęście boskie, już ja przerabiałam i wiedziałam o czym czytam. ^^
"Co teraz? Zamierzasz obalić władzę Naruto, czy wpadłeś tylko z wizytą? – Szczerze mnie to rozbawiło. XD
Sakura. Mój mały skarb powoli przestaje być uroczy. Cos mi się wydaje, że z całej tej sytuacji nie wyniknie nic dobrego.
I druga część komentarza, bo całości nie chciało mi opublikować. -.-
UsuńIt’s hard to kill a piece of yourself.
Ile razy jeszcze doprowadzisz mnie do płaczu w swoim opowiadaniu, co? Przecież to niedopuszczalne tak ranić ludzi swoimi niesamowitymi, aczkolwiek poronionymi pomysłami! Nie, to słowo wydaje się być nie na miejscu.
Mówiłam, że wyniknie z tego cos złego? Mówiłam!
It’s hard to admit to a crime.
Nie wiem kogo Mie jest bardziej żal: Sakury czy Akiego.
Sakura zabiła swoje dziecko z Myślała, że robi dobrze, że tak powinno być i, gdyby nie to, to maleństwo zginęłoby nieco później.
Idealnie opisałaś uczucia Sakury, jej myśli i urojenia. Aż pomyślałam o piosence Comy.
I druga część komentarza, bo całości nie chciało mi opublikować. -.-
It’s hard to hating you.
Zastanawiam się, czy można lubić bohaterów coraz mniej i coraz bardziej naraz? Jak widać można i ja jestem tego dowodem.
W tym rozdziale przestałam liczyć na happy end. I jeżeli naprawdę nie będzie szczęśliwego zakończenia, to Twój blog stanie się moim ulubionym. Jeżeli będzie, to cóż… I tak pewnie się stanie. XD
It’s hard to be with you.
Nie mogę uwierzyć, że to już ósmy rozdział i zostały tylko dwa do końca.
Zgadzam się z Airane, rozdział nad wyraz spokojny. No cóż, patrząc na poprzednie, to aż za bardzo. Obawiam się, że to cisza przed burzą, że Sakura sfiksuje do końca.
No i na koniec przepraszam za jakość mojego komentarza. Czytałam w szkole, komentarz pisałam w domu późną nocą i wyszło "coś takiego", jednak nie miałam czasu zrobić tego kiedy indziej i z lepszym skutkiem. Nie polecam również czytania o wojnach polsko-rosyjskich z XVII w. Nie pomaga w żaden sposób.
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, których jak widzę, napisany jest już w 75%. ^^
Pozdrawiam, Halszka :3
O jaaa, przyznam, że jak zobaczyłam przyrost komentarzy, to byłaś ostatnią osobą, o której pomyślałam, że zostawiła po sobie ślad. Zaskoczyłaś mnie, ale dziękuję za poświęcony czas i opinię! ♥
UsuńCieszę się, że podoba ci się mój szablon, bardzo się przy nim starałam :3 A muzyka na blogu to utwory Christiny Perri :) Co do LP to mam podobne zdanie, kocham ich najstarsze utwory, ale te nowe też lubię. Ale i tak te naj naj ulubieńsze kawałki pochodzą z początków ich kariery ♥ Poezji generalnie nie czytam, ale Szymborska ma świetne wiersze i tak - bardzo ją lubię :) Chociaż i tak na pierwszym miejscu stawiam chyba Baczyńskiego.
Pozdrawiam!