“Tak bardzo pozostali sami,
tak bardzo bez jednego słowa
i w takiej niemiłości, że cudu są godni
(...)ale nie ma już ratunku dla niego i dla niej.”
~W. Szymborska
Z fascynacją obserwowałam przez szybę Sasuke, który sprawnie przecinał powietrze kataną. Bez
koszulki podarował mi cudowne przedstawienie ruchów swoich mięśni, co dodatkowo
uwydatniało poranne, jeszcze dość nieśmiałe słońce, jakie dopiero wychylało zza
ściany drzew. Kto by pomyślał, że rozpoczęcie dnia o wczesnych godzinach
porannych może mieć jakieś plusy? Dla takich plusów mogłabym chodzić niewyspana
nawet codziennie.
Rozsunęłam oszklone drzwi balkonu najciszej jak potrafiłam, nie chcąc aby
moja obecność została przedwcześnie odkryta. Pragnęłam jeszcze chwilę pozostać
niezauważoną, jeszcze chwilę móc bezkarnie wpatrywać się w sylwetkę Sasuke,
jeszcze tylko chwilę…
Niefortunnie plan spalił na panewce, gdyż w ciągu sekundy czarne tęczówki
namierzyły moją na w pół nagą postać niczym najlepszy elektroniczny radar chakry.
Nieco struchlałam, oczekując porywczej reakcji, która nie nadeszła. Wzrok
ukochanego jedynie leniwie prześliznął się wzdłuż sylwetki, by potem szybko
powrócić do pierwotnego obiektu westchnień - katany. Ja natomiast, popieszczona
ówcześnie o przyjemne dreszcze, ruszyłam do Sasuke przez trawnik, ubrana tylko
w krótkie materiałowe spodenki od piżamy, przewiewną aksamitną bluzeczkę i - o
chwała! - w mięciutki i ciepły, ale też bardzo rozciągnięty i rozpięty sweter.
Niemniej, lekki, porannie chłodny wietrzyk wciąż smagał moje gołe nogi, a rosa
i zimne źdźbła trawy łaskotały w stopy. To jednak nie było ważne - w głowie
jaśniał mi tylko buziak na dzień
dobry, jaki zamierzałam skraść z ust Uchihy, udając wyrafinowanego złodzieja.
Stając naprzeciw Sasuke, w figlarnym uśmieszkiem wyciągnęłam dłoń, chcąc
popieścić nią policzek mojego mężczyzny, tak po prostu poczuć ten mleczny
aksamit pod wrażliwą skórą paliczków. Tyle, że on postanowił pokrzyżować mi plany
i odchylić głowę w idealnym momencie, by moja ręka mogła jedynie zawisnąć w
powietrzu. Tak właściwie mogłam to przewidzieć...
- Nie za wcześnie na trening? - spytałam nieco rozdrażniona.
- Urojenia cię obudziły? - dogryzł, zamiast odpowiedzieć.
- Nie - odparłam miękkim głosem. I, o dziwo, nawet nie skłamałam. - A
ciebie Itachi?
Auć, nacisnęłam komuś na odcisk! Ostrzegające spojrzenie natychmiast
zasznurowało mi usta.
Oczywiście tylko na moment.
- Chcę buziaka - burknęłam buńczucznie, jak tylko potrafiło dziecko lub urażona
kobieta, dodatkowo robiąc przy tym smutną minkę. Skoro stanowczość i wredota
nie podziałały, to może milutki uparciuch da radę?
I dał! Najlepszym tego dowodem było parsknięcie śmiechu Sasuke, które
dodatkowo zwieńczył psotny uśmiech. Ojej, ale motylki w moim brzuchu się z tego
względu ucieszyły!
- Nie zasłużyłaś sobie.
- Za to ty tak - wciąż walczyłam.
Patrzył na mnie prawie obojętnie.
Prawie, bo doskonale widziałam, że przez te fałszywe soczewki przebijało
się rozbawienie.
Victoria! - wykrzyknęłam w myślach, gdy usta Sasuke nareszcie zetknęły się z moimi.
Niestety zawsze wszystko co dobre, szybko się kończyło, a w tym wypadku…
zadziwiająco szybko. Bowiem za delikatnym muśnięciem nic już nie przyszło.
Doprawdy, co ten Uchiha wyprawiał! Chciałam buziaka, a nie jego marną imitację!
Czułam taką irytację, że to aż fizycznie bolało; usta świerzbiły i domagały się
o więcej czułości, owiane jedynie chłodnym powietrzem. Ugh!
- O więcej musisz zawalczyć - mruknął, cofając o krok.
- Co?
- Będziemy walczyć. Dostaniesz prawdziwego buziaka, jeśli wygrasz -
wyjaśniał, jeszcze zwiększając dystans nas dzielący.
Nie, nie, nie, nie! Chciałam go blisko, bliziutko, jak najbliżej, skóra w
skórę, oddech w oddech! A nie cholera walczyć!
- A jak przegram?
- To ja dostanę buziaka.
Okej, ten układ mi bardziej odpowiadał, chociaż nie widziałam w nim żadnej
logiki, co też postanowiłam uświadomić Sasuke, który wciąż i wciąż się oddalał.
- A może uznamy, że przegrałam i od razu przejdziemy do konkretów?
- Nie.
Ach, no tak. Słynne “nie” z wczoraj.
- Dlaczego? - wywarczałam. Czy Sasuke naprawdę nie wiedział, że dziecko
ogarniała fanatyczna złość, jeśli zabierało mu się cukierka? Z odtrąconą
kobietą było identycznie.
- A kiedy ostatnio trenowałaś? - krzyknął już ze znacznej odległości, niespodziewanie
rzucając w moją stronę wyciągnięty zza pazuchy sztylet. Schwyciłam go zwinnie w
locie, w myślach odpowiadając sobie na pytanie Sasuke: Stanowczo zbyt dawno.
- Zgoda, ale masz zakaz używania sharingana!
Niechętnie ustawiłam się w pozycji bojowej, podwijając wcześniej rękawy
swetra po łokcie. Początkowo nastawienie do walki miałam obojętne, ale kiedy
Uchiha zaczął biec przed siebie na pełnych obrotach, ruszyła mną nagła
ekscytacja. Bez problemu umknęłam katanie Sasuke i przekoziołkowałam w
przewrotach w tył kilka metrów. Wyprostowawszy się wzmocniłam uścisk na
sztylecie, który wydał się idealną bronią w połączeniu z techniką siły
odziedziczoną po Tsunade. Przebiegły uśmiech sam wypłynął mi na usta, gdy tylko
ułożyłam w głowie plan ataku i z impetem naparłam na przeciwnika. Przesłałam chakrę
zarówno do stóp - by zwiększyć szybkość biegu; jak i do dłoni oraz mięśni rąk,
tak jak zawsze instruowała mnie Piąta, aby uścisk stał się stalowy, a uderzenie
mocne niczym zderzenie ze skałą.
Głośny brzdęk starcia dwóch ostrzy przebiegł po całym podwórzu, obijając
się głuchym echem od konarów drzew. Patrząc Sasuke prosto w oczy z szaloną
determinacją, dawałam mu do zrozumienia, że rozbudził we mnie ducha walki.
Skoro już śmiał zadrzeć z Sakurą Haruno, to musiał ponieść tego konsekwencje.
Zamierzałam poczęstować go swoją siłą, którą nie mógł pochwalić się niejeden
mężczyzna i pokazać, jaki błąd popełnił, wyzywając na pojedynek najsilniejszą
kobietę w wiosce.
Odskoczyliśmy od siebie, jednak tylko na chwilę. Już po sekundzie zgodnie
ruszyliśmy do starcia i na tym polu to ja okazałam się sprytniejsza; tuż przed
kolejnym zderzeniem broni, zamiast odeprzeć atak, najnormalniej w świecie go
uniknęłam, kucając i następnie wyprowadzając kopnięcie z przysiadu. I nawet nie
minęłam się z celem! Naprężając wszystkie mięśnie w nodze i dodatkowo
wzmacniając ich moc chakrą, walnęłam w ciało Sasuke, wysyłając je wprost
na rosnące dwadzieścia metrów dalej drzewo.
- Shannaro! - krzyknęłam, podskakując w miejscu i unosząc rękę w akcie małego
zwycięstwa. Z nieodpartą dumą zerkałam na Uchihę, który podnosił się właśnie z
ziemi, ocierając przy okazji czoło z potu. Oczywiście wiedziałam, że zapewne
była to moja jedyna wygrana w tym starciu; tylko idiota spodziewałby się
górowania nad Sasuke. Ewentualnie jeszcze Naruto, ale on akurat, w
przeciwieństwie do mnie, wpisywał się do wspomnianej kategorii.
- Nie ciesz się za wcześnie - przemówił Sasuke i… zniknął.
Już w skupieniu zaczęłam przeszukiwać wzrokiem okolicę. Pierwsze spojrzenie
rzuciłam w stronę wejścia do domu, ale od razu odgoniłam z głowy myśl, jakoby
mógł się tam schować - bo po co? To nie w stylu Uchihy tak ukrywać się po
kątach, czy bawić w chowanego. Las za posiadłością również zmierzyłam jedynie
powierzchownie, zresztą nawet gdyby Sasuke tam
był, zapewne nie udałoby się mi go dostrzec. Od zawsze znikał jak prawdziwy
mistrz; ilekroć uciekał z mojego - a właściwie naszego - życia, odnalezienie
jego kryjówki kwalifikowało się do misji z rangi S, albo nawet N - niemożliwej
do wykonania.
Zadarłam głowę, sprawdzając ostatnią pozostałą możliwość - powietrze - ale
i stamtąd nikt nie spadł. Z irytacją wykonałam obrót wokół własnej osi, w
czasie którego jeszcze raz wściekłym wzrokiem zmierzyłam całą przestrzeń.
Nienawidziłam, kiedy ktoś unikał walki wręcz w taki sposób, tłumacząc się
“odpowiednią taktyką”. Tak, taktyka była odpowiednia, jeśli dana osoba w
zamiarze miała wyprowadzenie przeciwnika z równowagi. W tym wypadku plan Sasuke
sprawdził się świetnie!
Wtedy poczułam mocne kopnięcie w plecy, pod wpływem którego wygięłam ciało
niczym łuk i jęknęłam z zaskoczenia i bólu. I zapewne upadłabym na kolana,
gdyby kolejny cios Sasuke nie nadszedł od frontu; ledwo zdołałam dostrzec
zmierzające ku mnie kolano, a już czułam je na brzuchu. Na szczęście zdążyłam
napiąć wszystkie mięśnie skośne i poprzeczne, co nieco złagodziło boleść, ale
nie zmniejszyło zasięgu lotu i upadku.
- To wyszliśmy na remis - usłyszałam dumny głos Uchihy nad sobą. Powoli,
jeszcze nieco odurzona po ataku, powędrowałam wzrokiem w górę jego sylwetki,
finalnie zawieszając go na beznamiętnej minie. O zadowoleniu z walki świadczyły
jedynie niewielkie ogniki radości w czarnych tęczówkach.
- Zaraz się odpłacę.
- Jeszcze zobaczymy.
Podszedł do mnie, wystawiając rękę do pomocy we wstaniu. Z delikatnym
uśmiechem i chętką na dalszą walkę, uniosłam dłoń, by skorzystać z zaoferowanej
pomocy… I wtedy wszystko się zaczęło.
Z n o w u .
Czerwień sharingana błysnęła w oczach Sasuke, a sama jego ręka nie chwyciła mojej,
tylko obrała sobie za cel zupełnie inną część ciała - szyję. W jednej chwili
zostałam odcięta od tlenu. Palce ukochanego wbiły mi się boleśnie w skórę;
przydługie paznokcie rozcinały ją do krwi, która stróżkami spływała w dół.
Napinając mięśnie bicepsu, uniósł mnie, co spowodowało jeszcze większy nacisk
siły na moim podgardle. Cierpiałam istne katusze, walcząc o jakikolwiek,
chociażby najpłytszy oddech, jednak bezskutecznie. Dławiłam się strachem i
niezrozumieniem, przerażona nagłą zmianą Sasuke. Jego zachowanie było przecież
tak cholernie nielogiczne! Do diaska, nie mogłam oddychać i z zażartością godną
lwa goniącego za antylopą, wierzgałam nogami. To jednak sprawiało jeszcze
większy ból, tak też szybko zaprzestałam upartych prób. Nie wiedziałam, co się
dzieje, co robić, jak błagać ukochanego o litość… W oczach już mi pociemniało,
a po policzkach spłynęły łzy. Ostatkami sił zamierzałam podrapać ręce Sasuke,
sprawić mu ból, choć w najmniejszym stopniu porównywalny do tego, który sama
odczuwałam.
Ale wtedy upadłam na kolana i złapałam w płuca życiodajny oddech. Z trudem,
bo miałam wrażenie, jakby ktoś dosłownie zmiażdżył mi tchawicę, a na szyi wciąż
czułam resztki gniotącego dotyku. Z przestrachem w oczach, rozmasowując obolałe
miejsce, spojrzałam na Sasuke. Stał dumny i wyprostowany, w ręce dzierżąc
katanę. Wystawiał ją na sztryc i w momencie, gdy to dostrzegłam, wiedziałam
już, co nastąpi dalej. Nie zdążyłam jednak odskoczyć, ani nawet mrugnąć, a
błyszczące ostrze przeszyło mnie w brzuchu na wskroś. Krzyknęłam żałośnie,
czemu zawtórował złowieszczy śmiech Uchihy, niegdyś tak bliski memu sercu,
teraz tak odległy jak brzeg nowego lądu na horyzoncie podczas morskiej podróży.
Splunęłam krwią na rękojeść, wybałuszając oczy i trzęsąc się z bólu. Znowu nic
nie rozumiałam i co chwila zapytywałam siebie w myślach, jak mogło do tego
dojść.
- Zadźgałaś je? - spytał nagle czule Sasuke, szepcąc mi te słowa do ucha
niczym najmilszy komplement. Jego głos był jedwabisty, tak spokojny i kojący
dla duszy, a zarazem brutalny w odniesieniu do sytuacji. - A może użyłaś
medycznego jutsu, co?
Nie odpowiedziałam, uderzona przez przedziwne uczucie deja vu.
Mogłam przysiąc, że już słyszałam te słowa…
I słyszałam! Wtedy, w dzień po popełnieniu zbrodni, gdy przyszłam do
posiadłości Uchiha.
- Przestań - wysyczałam, ubarwiając głos w jad pogardy. - Drugi raz nie
nabierzesz mnie na to samo. Tego bólu nie ma, tej krwi też nie, nic nie jest
prawdziwe!
I rzeczywiście, jak na zawołanie wszystko minęło. Ja wciąż siedziałam na
ziemi z obolałym tyłkiem, a Sasuke stał nade mną z wyciągniętą ręką, którą bez
zastanowienia gniewnie odtrąciłam. Z równą zażartością wstałam z miejsca i
zaczęłam atakować klatkę piersiową przeciwnika pięściami wzmocnionymi chakrą.
- Miałeś! Nie! Używać! Sharingana! Draniu! - krzyczałam z każdym kolejnym
uderzeniem. Ogarnęła mnie prawdziwa furia i zamierzałam dać jej upust i to
bardzo szybko. Do ataku dołączyłam kopniaki, nie pozwalając Sasuke na
jakikolwiek kontratak. Uderzenie następywało po uderzeniu, a chakra
uciekała z mojego ciała niczym opary gorąca od
wysiłku.
- Nie użyłem go!
- Nie kłam! - ryknęłam wraz z kolejnym kopniakiem. Niefortunnie został on
zatrzymany przez ramiona Sasuke, przez co utknęłam w głupiej i niewygodnej
pozycji, stojąc w rozkroku z uniesioną nogą.
- Nie kłamię, uspokój się - odparł łagodnie ze szczerością, której nie
mógłby sfałszować.
Puścił moją nogę. Ulżyło mi, chociaż wciąż pozostawałam w szoku i rozdrażnieniu.
Nie chciałam uwierzyć. Co się stało, skoro nie aktywował sharingana? Nic
już nie rozumiałam.
- Znowu zrobiłeś to samo, dlaczego? - kontynuowałam tyradę, nie dając sobie
nic wytłumaczyć. Nic tu nie trzymało się kupy! - Znowu mnie dusiłeś i przebiłeś
kataną, nie wymiguj się. Ale po co, wytłumacz mi! Po cholerę roztrząsasz
wszystko od podstaw, sprawę dziecka? Czemu mnie dręczysz? Sprawia ci to taką
przyjemność? Jesteś sadystą, a może to twoje wariackie zboczenie, co? Rajcuje
cię cudza krzywda, tak?
Złapał mnie za ramiona, potrząsając.
- Co ty w ogóle pleciesz?
- Bo zrobiłeś…
- Nic nie zrobiłem! - wrzasnął mi prosto w twarz, by po chwili uwolnić z
uścisku silnych rąk. Następnie zawtórował niemal szeptem: - Nic nie zrobiłem,
Sakura.
Zdębiałam, a w głowie zakręciło mi się z nadmiaru informacji.
- Ale ja widzia… widziałam przecież, Sasuke! - walczyłam desperacko. - A
ty…
- Ja nic, Sakura! Ja tylko stałem i czekałem aż chwycisz moją rękę. To ty
się zawiesiłaś!
- Nie… nie, to nie tak… - szeptałam płaczliwie, a z oczu popłynęły mi łzy.
Zaczęłam się powoli cofać. - Widziałam…
- Może i widziałaś, ale to, co widziałaś, nie było moją sprawką.
- Więc czyją? - spytałam głucho.
Jak mogłam być taka głupia? Oczywiście, że chodziło o te pieprzone
urojenia!
Cofałam się jeszcze przez chwilę, zanim ukucnęłam w miejscu, chowając twarz
w kolanach. Ciągnęłam się za włosy, żeby sprawić sobie ból; głupio sądziłam, że
on pomoże mi uporządkować ten cały bajzel we łbie. Ha ha! O nie, taka opcja na pewno nie
istniała. Nic nie było w stanie opanować myśli wariata.
Sasuke nie podszedł i nie przytulił mnie, nie uwięził w niedźwiedzim
uścisku. Nie podarował swojej siły, niezbędnej do podniesienia się z
psychicznego dołka, nie wypowiedział kojących słów “Wszystko będzie w
porządku, pomogę ci i poradzisz sobie.”, bo to nie było w jego stylu.
Ale zrobił coś lepszego, coś magicznego. Kucnął naprzeciw i odczepiwszy
moje dłonie od włosów - dając tym ukojenie udręczonym cebulkom - pogładził mnie
delikatnie po policzku. A następnie pocałował - długo, namiętnie i w dokładnie
taki sposób, jakiego potrzebowałam.
- Chodź na śniadanie - powiedział tuż po pieszczocie i pociągnął za ręce do
pozycji stojące, w której on już sam się znajdował.
Nic nie odpowiedziałam, ani też nie oponowałam. Pozwoliłam poprowadzić się
Sasuke do domu.
Tak po prostu. Tak n o r m a l n i e.
Ale normalność to pojęcie względne, prawda?
Od poranka nic nie było normalne. Sasuke chodził cicho na palcach, jakby
bojąc się, że chociaż najmniejszy nieproszony dźwięk, najbłahszy niewłaściwy
krok i krzywe zerknięcie mogłyby mnie rozdrażnić i znów wpadłabym w histerię.
To dekoncentrowało mnie i stresowało. Przez jego zachowanie sama
podporządkowałam się pod niepisane reguły i również hamowałam wszystkie gesty,
zachowując niczym myszka pod miotłą.
W akcie desperacji - nie mając zielonego pojęcia, co mogłabym innego począć
- zasiadłam na łóżku, podkurczając pod siebie nogi i ściśle oplatając je
ramionami. Podbrudek oparłam o kolano, a do buzi przyłożyłam prawą dłoń. Nawet
się nie spostrzegłam, a już obgryzałam pożółkłe od papierosów paznokcie, choć
nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Z przerażeniem też zauważyłam, że lekko
huśtałam się w przód i w tył i ilekroć próbowałam to zastopować, bezwiednie
odruch powracał. Wciąż i wciąż, dokładnie tak samo jak te przeklęte urojenia.
Sasuke w tym czasie udawał chyba ślusarza. Ściągając z podpórek nad łóżkiem
obie katany, czyścił je, a podłużne ruchy jakie wykonywał ramionami podsuwały
mi na myśl ręce pieszczące kobiece ciało. Pragnęłam, żeby to moje nogi były
celem ich wędrówki, a nie zimna stal - najlepsza kochanka samurajów i widocznie
Uchihy też. Wiele oddałabym za chociaż jedno jego spojrzenie, ale nie takie
chłodne i niepewne, które mimo wszystko co jakiś czas mi rzucał. Nie, marzyło
mi się, aby pochłonął mnie rządnym wzrokiem przepełnionym uczuciem, w końcu
kilka razy już mi je podarował, więc dlaczego szczędził czułości akurat teraz?
Ale proszenie Sasuke o miłość było tylko czczym błaganiem; otrzymanie tak
cudownego prezentu należało do rzeczy niemożliwych, wiedziałam to.
Jak głupie było serce, żeby wierzyć skłamanym pocałunkom, cichym pomrukom
podniecenia oraz gorącu ciał, które przecież tak szybko stygło? Bardzo, bardzo
głupie.
Sasuke mnie nie kochał i nigdy nie łudziłam się, że istniał na to chociażby
cień szansy. Z tego względu powinnam była bez wahania podjąć decyzję o terapii w
Kiri. Właśnie, powinnam to bardzo dobre słowo - do niczego nie
obligowało, nic nie stwierdzało i w gruncie rzeczy, więcej w nim wątpliwości i
kłamstwa niż pewności i prawdy. Zawsze, gdy człowiek mówił “Powinienem
zrobić to i to, ale…”, to to ale mordowało plany, bo oznaczało
wahanie. A niezdecydowanie to przekleństwo.
Przymknęłam oczy, zmęczona ciągłym myśleniem, tym katowaniem siebie
trudnymi sprawami. Potrzebowałam odpoczynku, ale nie fizycznego. Nie, chciałam
tak po prostu wyłączyć się na moment ze świata, odpłynąć w miejsce, gdzie w
ludzkiej głowie panowała tylko pustka. Poddać się nieistnieniu, jakież to
piękne, czyż nie? Może oddział psychiatryczny w Kiri wcale nie był takim złym
pomysłem? W końcu musieli tam mieć jakieś proszki, cudowne medykamenty, dzięki
którym mogłabym dostąpić umysłowego odprężenia. O tak, z pewnością mieli coś
takiego.
Rozwarłam powieki i mglistym wzrokiem wpatrywałam się w podłużny snop
światła słonecznego, jaki wpadał do pokoju przez wąską szparę w zasłonach. Było
już po piętnastej, dlatego promienie nie raziły tak mocno w oczy. W gruncie
rzeczy trochę hipnotyzowały; z miejsca zapatrzyłam się w tę jasną plamę na
ponurym tle. To odprężało i w pewien magiczny sposób sprawiało, że mój sen się
ziścił i odpłynęłam myślami w niebyt.
Mrugałam tak przez jakiś czas, aż w końcu wpadłam w stan półsnu. Dryfowałam
gdzieś na granicy ludzkiej świadomości, co chwila spoglądając zamglonym
wzrokiem na osłonecznioną podłogę. Patrzyłam, tak naprawdę nie widząc, gdyż
obrazy z wyobraźni zlewały się z tymi rzeczywistymi. To samo tyczyło się słuchu
- słyszałam struganie Sasuke ostrza o ostrze, które w głowie przemieniały się w
ciche pomrukiwanie przeplatane przez nikłe kwilenie dziecka. Ten marazm był
okropny i gdy tylko zorientowałam się, że niego wpadam, próbowałam się
wybudzić. Po krótkiej walce udało mi się nawet wywalczyć z ciężkimi powiekami
szerokie rozwarcie oka, chociaż to na niewiele się zdało, bo umysł wciąż
znajdował się w tym błogim odprężeniu - całkiem bezbronny.
Nagle dziecięcy płacz stał się głośniejszy, tak samo jak wszystko wokół
nabrało większej wyrazistości. Ciche struganie przerodziło się w głośne brzdęki
raniące uszy, wpadający snop światła raził w oczy, kontury mebli odznaczały się
niczym zarysowane twardym ołówkiem na rysunku. Jednak najgorszy był i tak ten jasny kształt
w kałuży krwi na środku pokoju - ten widok przyprawiał mnie o chęć zwrócenia
śniadania tu i teraz, a najlepiej wyrzucenia rzygowin wprost na umarły płód.
Och, ta opcja niesamowicie mnie kusiła.
Oblał mnie pot. Właściwie nie potrafiłam stwierdzić, czy ogarnął mną gorąc,
czy wręcz przeciwnie - drżałam z zimna. Podejrzewam, że te dwa stany
przychodziły na zmianę, by jeszcze bardziej zmącić mi w głowie. Czułam się
okropnie słaba i bezbronna, chciałam się podnieść z łóżka, ale nie miałam
pewności swojej siły. Co zabawne, Sasuke nie zauważył mojego złego stanu. Wciąż
niewzruszenie to obijał ostrza o siebie dla poprawienia ich ostrości, to głaskał je miękką
szmatką i pieścił delikatnymi ruchami. Nic poza tym się nie liczyło. Przecież
dlaczego w ogóle miałby spoglądać na swoją obłąkaną kochankę aby skontrolować
jej stan? Raz już miała napad tego dnia, więcej nie powinna, prawda? Dokładnie,
dlatego po co okazywać jej chociażby minimalne zainteresowanie? - z pewnością
ta domena mu przyświecała.
“Sakura, to co zrobiłaś to jedno, ale te urojenia… To nie żarty i ten drań
Uchiha cię z nich nie uleczy.” - słowa Temari upierdliwie poczęły krążyć
mi po głowie. Cholera, wiedziałam, że miała rację. Sasuke stanowił lekarstwo zaledwie na
moment, na jedną chwilę w ciągu całego dnia, kiedy raczył się mną
zainteresować. A to zdecydowanie za mało. Potrzebowałam znieczulenia na całe
dwadzieścia cztery godziny i ani minuty mniej. Całodobowa opieka była wskazana,
całodobowe poczucie bezpieczeństwa też, a najbardziej niezbędna była całodobowa
miłość, czego nigdy nie miałam otrzymać od mężczyzny jego pokroju.
Całodobowa siła też by się przydała, a ja przecież potrafię być silna,
kiedy tylko tego chcę.
Nie łudziłam się, że to w czymś pomoże, ale postanowiłam chociaż spróbować.
Po raz kolejny przymknęłam powieki i uspokajając nierówny oddech, uwolniłam do
wszystkich mięśni trochę chakry. Efekt był nikły, ale
zadowalający: temperatura ciała powróciła do normy, ostrość obrazu też i nie
słyszałam już dźwięku stąpającej po parapecie muchy. Częściowo wróciłam do
siebie, chociaż nieszczęsny płód nadal broczył w czerwieni i krzyczał o uwagę, tyle
że ja nie zamierzałam mu jej podarować.
Zgramoliłam się z łóżka i niepewnie stanęłam na nogach. Co miłe, nawet się
nie zachwiałam krocząc do szafy. Wyciągnęłam z niej swój ulubiony sweter i
zarzuciłam go na ramiona, czym nawet zwróciłam na siebie uwagę Sasuke. Właśnie
skończył zabawę z katanami i z zainteresowaniem z wolna się do mnie zbliżał.
Och, jak zwykle po niewczasie doceniał moją obecność. Jaka szkoda, że dopiero
co podjęłam decyzję o ucieczce.
- Musze się przejść - zakomunikowałam, mijając postać na mnie napierającą
oraz płód.
- Naruto chciał cię zobaczyć. - Usłyszałam i stanęłam w drzwiach.
No tak, zupełnie zapomniałam o naszym uroczym przyjacielu, który - nie
miałam wątpliwości - zamartwiał się o mnie na śmierć. Wstydziłam się własnego
zachowania: po poronieniu uciekłam od spotkania z nim z czystko
egoistycznych pobudek. Najnormalniej w świecie przerażały mnie te niebieskie,
niesamowicie ufne i szczere tęczówki. Miałam wrażenie, że gdy tylko
zmierzyłabym się z nimi, Naruto odgadłby całą haniebną prawdę, a tego bym nie
zniosła. Jasne, że by mi to wybaczył, w końcu przyjaciele wybaczali wszystko, a
już w szczególności on, ale… Już nigdy nie spoglądałby na mnie w ten radosny,
szczery sposób, wiedziałam to. Zawsze dostrzegałabym w jego oczach tuszowany
zawód i smutek z powodu posiadania kolejnego przyjaciela-mordercy.
- Zajdę do jego gabinetu. I tak miałam do niego sprawę - odparłam sztywno,
chcąc jak najszybciej uciec z pomieszczenia. Duchota powróciła, znów walczyłam
o oddech z paniką w oczach, których (chwała Przodkom) Uchiha nie mógł zobaczyć.
Myślałam, że Sasuke spyta o tę tajemniczą sprawę, ale niczego podobnego się
nie doczekałam. Lekko zawiedziona - gdyż łudziłam się nadzieją, że chociaż coś
takiego zainteresuje mojego ukochanego - opuściłam pokój i następnie dom.
Świeżość powietrza i delikatny podmuch wiatru pomógł mi ustatkować oddech, ale
nic nie zdziałał z umysłem.
Muszę stąd uciec, pomyślałam i pognałam przed siebie.
Już kiedy Shikamaru otworzył mi drzwi w samych bokserkach, wiedziałam, że
moja wizyta nie była mile widziana i w czymś przeszkodziłam. Z początku
widok innego torsu niż Akihito lub Sasuke mnie onieśmielił, ale szybko
pokonałam wewnętrzną blokadę, bardziej roztrzęsiona dopiero co podjętą decyzją.
- Musze porozmawiać… - zaczęłam drżącym głosem, gdy Nara wpadł mi w słowo:
- Wejdź i idź do kuchni, zaraz do ciebie przyjdzie - zarządził jak na
głównego stratega wioski przystało i przepuścił mnie w drzwiach, ręką wskazując
właściwy kierunek. Postąpiłam niepewnie kilka kroków w głąb mieszkania, dziwnie
czując się w obecności pół nagiego męża przyjaciółki i zarazem mojego dobrego
kumpla. W dodatku po raz pierwszy widziałam Shikamaru w rozpuszczonych włosach,
a nie w standardowym kitku na czubku głowy. Z grymasem zauważyłam, że kosmyki
sięgały mu dalej za ramiona, niż mi…
Zostawił mnie w kuchni, odchodząc charakterystycznym dla siebie krokiem.
Usiadłszy na ławce z ciemnego drewna obitej w czarny aksamit i położywszy
splecione ręce na stole, zlustrowałam pomieszczenie nieuważnym spojrzeniem.
Umeblowanie było proste, tradycyjne i ciemne; wyraźnie czuło się tu rękę
faceta, chociaż stojące w trzech wazonach kwiaty wskazywały na obecność Temari
w domu.
Aż się skrzywiłam i zlękłam, kiedy usłyszałam przytłumiony przez drzwi i
ściany uniesiony głos przyjaciółki. Wywnioskowałam z niego, że moja wizyta
wcale jej nie ucieszyła.
- W takim razie sam idź z nią porozmawiać! - Doszły mnie urywki
rozmowy małżeństwa. - Ja się wystarczająco wczoraj nagadałam.
- Może coś przemyślała, idź do niej - niecierpliwy jęk Shikamaru.
- Nie mam zamiaru!
- Bądź dorosła.
- To ty jesteś w tym związku gówniarzem. - Moment ciszy. - Zostaw mnie, nigdzie
- trzask zamykanych drzwi - nie idę.
Zaśmiałam się na samą myśl, że Temari została wyrzucona z sypialni.
Usłyszałam jeszcze kilka hardych przekleństw przyjaciółki, które jakby
specjalnie niemal wykrzykiwała, żebyśmy tylko oboje je dosłyszeli, zanim z
furią wparowała do kuchni. Blond włosy miała całe w nieładzie, usta zaciśnięte
w wąską linię, a brwi marszczyła gniewnie. Jedwabisty, kremowy szlafrok spływał
z jej prawego ramienia, ledwie przewiązany w pasie - byłam w stanie dostrzec w
cienkiej szparze fragment jej czarnych, koronkowych majtek i skórę w okolicach
nagich piersi, które materiał okrywał na styk.
Ze skrzyżowanymi ramionami stanęła przede mną w lekkim rozkroku, zabijając
wzrokiem.
- Lepiej, żeby to było coś ważnego, bo naprawdę mam ochotę cię zabić -
zaczęła srogo. - Nie dość, że wczoraj mnie wkurzyłaś, to jeszcze dziś
przerwałaś mi seks!
Nie musiała tego dopowiadać, bo sama się tego domyśliłam, ale widać już nie
wytrzymała, wykrzykując to z mocno gestykulującymi ramionami. Nie wiedziałam,
czy śmiać się czy płakać.
- Wiem, przepraszam, nie chciałam, ale musiałam… - zaczęłam sie plątać w
stresie.
- Do rzeczy - rozkazała swym mocnym tonem, zaciągając materiał szlafroka na
odkryte ramię i ponownie krzyżując ramiona. Skuliłam się w sobie, a po głębokim
oddechu podjęłam:
- Pójdę na leczenie.
W ciszy jaka zapadła, mogłam dosłyszeć pstryk towarzyszący zaognianiu
zapalniczki w sypialni państwa Nara i wyobrazić sobie zapalającego właśnie
papierosa, Shikamaru. Też chciałam zapalić.
Temari milczała, ale było to milczenie dobroczynne. Zmarszczki na jej
twarzy złagodniały, tak samo spojrzenie; tym jednym zdaniem udało mi się ją
udobruchać. Chwilowo chyba nawet zapomniała o utraconym orgazmie.
- Jesteś pewna? - spytała, odchrząkując zdziwienie. Przestąpiła z nogi na
nogę, obserwując mnie z należytą uwagą.
Ja natomiast uciekałam przed jej wzrokiem jak przed ogniem. Póki zerkałam
na swoje splecione, spocone ze zdenerwowania dłonie, mogłam udawać pełne
zdecydowanie i pewność poczynań. Wystarczyło jednak, że skrzyżowałyśmy
spojrzenia, a pękłam.
- Nie, nie jestem pewna - wyznałam z łamiącym się głosem.
Wszystkie tłumione emocje nagle się uzewnętrzniły pod postacią łez,
zupełnie nieproszone i wręcz znienawidzone. Przytkałam usta dłonią, nie chcąc,
żeby z gardła wydobył się chociażby jęk rozpaczy, a co dopiero szczery szloch.
Dość już łez wylałam, nie potrzebowałam kolejnych hektolitrów ubytku. Dlatego
wziąwszy głęboki oddech dalej jojczyłam:
- Obecnie niczego nie jestem pewna, Temari. - Rozplotłam i znów splotłam
dłonie. - Ale najbardziej siebie. Czasami wszystko jest takie normalne, ja
jestem normalna, a zaraz się to zmienia i znów przychodzą te urojenia. Nieważne
nawet co robię… Dzisiaj rano walczyłam z Sasuke i wydawało mi się… A potem
jeszcze ten płód na podłodze i wszystko. To przychodzi zbyt nagle i już ma
dość. Jestem wykończona, rozumiesz?
Ledwie widziałam przez zamglone oczy, a słone krople skapywały mi na dłonie
i blat stołu wokół nich. Wszystko było takie żałosne, ja byłam żałosna.
Potrafiłam tylko użalać się nad sobą i tyle, zazdrościłam Temari jej siły.
Nigdy nie widziałam, żeby uroniła chociażby łzę, a w końcu też miała ku temu
powody! Dlaczego ja nie mogłam taka być, dlaczego nadawałam się tylko do
porażek?
Ach tak, zapomniałam - nadawałam się również do rzezi niewiniątek.
- Myślisz, że dasz sobie radę na terapii? Z dala od Sasuke i przyjaciół? -
spytała rzeczowo, gdy uspokoiłam nieco oddech.
- Nie wiem - wypłakałam - ale chcę spróbować.
- I miejmy nadzieję, że samo to wystarczy - szepnęła. Podniosłam wzrok,
akurat w momencie, gdy standardowym nawykiem przeczesywała dłonią grzywkę. - Do
Suny wyruszam o świcie, spotkamy się przy bramie. Mam iść do Naruto, czy sama
to zrobisz?
Pociągnęłam nosem, wycierając twarz dłońmi i z uwagą skupiając się na
postaci przyjaciółki i jej słowach. Próbowałam nawet się wyprostować, ale
wyczyn okazał się zbyt trudny - smutek wciąż chylił ramiona ku podłodze.
- Sama pójdę, on ze wszystkich w wiosce najbardziej zasługuje na moje
pożegnanie.
Potakiwałam głową, jakbym chciała przekonać samą siebie, że dam radę. Albo
o swojej sile.
- Mogę iść z tobą.
- Nie! - zaprzeczyłam, próbując sfałszować uśmiech. - Nie trzeba. Muszę
wziąć się w garść chociaż na tym ostatnim półmetku.
Nie zaprotestowała, ale kiedy stanęłam jej naprzeciw, widziałam jak waha
się nad zadaniem jeszcze kilku pytań. Badała też mój stan psychiczny i
racjonalność wypowiedzi.
- A co z Akim? - I oto padły słowa, których najbardziej się obawiałam.
Kilka razy otwierałam usta do odpowiedzi, aż w końcu westchnęłam z
bezradnością.
- Nic, dowie się o moim wyjeździe z plotek.
- A nie sądzisz, że jesteś mu winna chociaż to ostatnie spotkanie? -
zrugała mnie.
Przymknęłam powieki, szepcząc:
- Już dość cierpienia mu przysporzyłam.
I to była prawda, której Temari nie zanegowała.
- A Sasuke? - dalej drążyła przesłuchanie. Czułam się jak uczniak Akademii
Ninja, któremu przyszło wyspowiadać swoje winy przed Iruką.
- Mu też nic nie powiem - odparłam, zwieszając głowę i wyłamując palce. O
to też nie chciałam być pytana, cholera...
- Boisz się jego reakcji? - zgadła.
- Nie. Nie wiem. Może. - Wzniosłam głowę, ponownie nie wiedząc, co
odpowiedzieć. - Na pewno boję się, że przy informowaniu go o tym pęknę i
zostanę w wiosce, a tego nie chcę.
- Rozsądnie.
Tak, rozsądnie. Szkoda tylko, że ten cały Rozsądek nie wkroczył do gry wcześniej, dużo
wcześniej, bo może wtedy w moim brzuszku wciąż rosłoby dziecko.
Wzrok przyjaciółki w końcu złagodniał całkowicie, a nawet odbijało się w
nim zatroskanie. Nie spostrzegłam się, a już ramiona Temari otulały mnie w
uścisku, który dodał mi nowej otuchy i wiary w siebie. Poczułam, że
postępowałam właściwie, a to napędzało wiarę w lepszą przyszłość. Jasne,
czekało mnie jeszcze wiele złych dni, nocnych krzyków i koszmarów, gryzienia z
bólu nadgarstków, otumanionych lekami wieczorów i poranków, dotkliwych terapii.
Ale tam, na końcu tunelu zła - tam czekała druga ja, szczęśliwa i nareszcie
normalna, bez usterki w głowie przykrytej szmatką podpisaną Do wyleczenia. Kiedyś
napis będzie głosił: Zdrowa.
Temari odsunęła mnie od siebie i pozwoliła odejść. Przy wyjściu
przeprosiłam za najście i ukradzenie im tak cennych i nielicznych chwil, jakie
mogli spędzić razem z Shikamaru.
- Sakura - zatrzymała mnie, gdy nacisnęłam klamkę - kim jesteś?
Już znałam właściwą odpowiedź.
- Popieprzoną wariatką - odparłam z automatu i zamknęłam za sobą drzwi.
To był moment, w którym po raz pierwszy w pełni zaakceptowałam swoją winę i
osobę, jaką się stałam.
Nigdy wcześniej przed rozmową z Naruto nie zbierało mnie tak na wymioty ze
stresu, jak teraz. Musiałam odegrać swoją rolę bez zająknięcia czy zawahania, z
beztroskim uśmiechem przyprawionym odrobiną smutku - w końcu trzeba było
zgrywać pozory załamania po utracie dziecka, zarazem maskując szaleństwo
w oczach. To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.*
Zapukałam w drzwi gabinetu i bez czekania na odpowiedź nacisnęłam klamkę,
wmaszerowując do środka. Natychmiast dostrzegłam przyjaciela siedzącego za
biurkiem, który dopiero co tłumaczył coś członkowi ANBU. I jak za obopólną
zgodą nasze spojrzenia się skrzyżowały - moje zielone tęczówki naprzeciw jego
błękitnych.
- Sakura! - zawołał radośnie, wstając, po czym się zmieszał, spoglądając na
stojącego przed nim ninja. - Możesz wpaść za jakiś czas? Akurat mamy ważną
sprawę.
- Nie trzeba, zajmę ci tylko sekundę - odparłam, machając bagatelizująco
ręką. Chyba coraz lepiej wychodziło mi aktorzenie, tak sądziłam. -
Właściwie tylko musisz wyrazić zgodę.
- Na co? - spytał podejrzliwie.
- Chcę wyjechać do Suny - zakomunikowałam poważnie, siląc się na stonowany
uśmiech adekwatny do sytuacji. - Chcę… nie, muszę odpocząć trochę od wioski,
zmienić otoczenie. No i w Sunie wciąż czeka na mnie Kankuro z trucizną.
Członek ANBU poruszył się niecierpliwie, a Naruto wyglądał na zmartwionego
moimi słowami. Oczy mu przyciemniały i zmizerniał, jakby przygnieciony smutkiem
z powodu mojego wyjazdu.
- To jak, Wielki Hokage, puścisz mnie? - rzuciłam półżartem, a wątpia
wywróciły mi się do góry spodem. Po prostu się zgódź!
Uzumaki opadł ciężko na fotel za biurkiem, przeczesując dłonią złote
kosmyki. Wiedziałam, że walczył właśnie ze swoimi myślami o kontrolę, zapewne
nie wiedząc, co ze mną zrobić. Spojrzał chyłkiem na shinobi w masce, jakby
oczekując, że ten pomoże mu w podjęciu decyzji. Niedorzeczność.
- Co o tym myślisz? - Spytał go o zdanie! Do diaska, co było grane?
Osobnik musiał wyczuć na swoich plecach mój zirytowany, palący wzrok, bo z
lekkim skrętem ciała spojrzał na mnie. Następnie sięgnął ręką maski i chyba już
wtedy zorientowałam się, kto przede mną stał.
- Witaj, Sakura.
Akihito. Spięłam się, a krew odpłynęła mi z twarzy. Rozmowa miała inaczej się
potoczyć, w ogóle nie uwzględniałam w niej Akiego. W pierwszej chwili po głowie
krążyły mi te najgłupsze pytania: Co tu robił? Dlaczego Naruto pytał go
o zdanie? Dlaczego mnie zdradził? Dopiero potem mózg zaczął pracować logiczniej
i wszystko stało się jasne, a ja już tylko żałowałam, że wcześniej
zbagatelizowałam obecność zamaskowanego shinobi. Akihito świetnie dowodził
swoim zespołem i doskonale wiedziałam, jak często przebywał w gabinecie Hokage,
gdy omawiali misje. Idiotka! Powinnam była się domyślić już po zmieszaniu
Naruto!
Nagle ogarnęła mną złość, furia!
- Po co pytasz go o zdanie!? W czym ci to pomoże!? - krzyknęłam do Naruto,
zaraz potem zwracając się do Akiego: - A ty!? Czego mu nagadałeś!?
- Nic mu nie powiedziałem - bronił się oskarżony, na co prychnęłam
dosadnie.
- Nie wierzę!
Naruto wkroczył do akcji; wstał od biurka i obszedł je. Teraz staliśmy
niemal w idealnym trójkącie.
- Sakura, uspokój się - zaczął dyplomatycznie. - Nie wiem o czym
mówisz, ale Akihito nic mi nie zdradził. Sprawy między wami są prywatne, nie
chciałem się w nie mieszać. Chociaż nie popieram twojej decyzji dotyczącej
Sasuke - Skrzywił się. - To ją szanuję.
Rozjuszył mnie ostatnim stwierdzeniem.
- Wiec czemu pytasz go o pozwolenie?
- Bo zaraz po mnie był tobie najbliższy! - uniósł się, wyraźnie
sfrustrowany moją osobą. - Nie rozumiem, dlaczego chcesz wyjechać, dlatego…
Ale ja nie chciałam tego słuchać.
- Nieważne. Z twoją zgodą, czy też nie - i tak wyjadę, Naruto - zapewniłam
i szybko odwróciłam się na pięcie.
Nie zamierzałam dłużej przebywać w jednym pomieszczeniu z człowiekiem,
którego zraniłam najmocniej na świecie. To mnie przerastało.
Zbiegłam schodami na parter siedziby, następnie wypadając na tłoczną ulicę
Konohy. Wtedy usłyszałam za sobą nawoływanie Akiego, więc przyspieszyłam.
Naprawdę nie potrafiłam z nim dłużej obcować, w głowie wciąż mając obraz jego
siedzącego pod tym pieprzonym oknem, zalanego w trupa i wyprutego z nawet
odrobinki szczęścia.
Dotarłam do parku, kiedy złapał mnie za ramię. Bez momentu zawahania
uciekłam przed dotykiem, mówiąc:
- Nasza rozmowa naprawdę nie jest dobrym pomysłem.
- Ja tak nie uważam. - Dreptał tuż obok.
- Co chcesz wiedzieć?
Odejdź, o nic więcej nie proszę. Nie rań się dla mnie już więcej.
- Po co chcesz wyjechać do Suny?
Nie interesuj się, zapomnij, bądź zimny jak Sasuke...
- Mówiłam, wciąż nie znaleźliśmy odtrutki…
…tak jak on, po prostu traktuj mnie z dystansem.
- A pomijając wersję dla Naruto? - przerwał mi.
Nie czytaj mi w myślach...
- Czemu sądzisz, że wyjazd ma jakieś drugie dno? - warknęłam.
… i zapomnij, że mnie znałeś.
- Znam cię. I Naruto też cię zna. Dobrze wiemy, że gdy tylko w twoim życiu
działo się coś złego, zawsze uciekałaś po pociechę w ramiona przyjaciół. A
teraz nagle potrzebujesz odpoczynku od wioski? To nie trzyma się kupy, to nie
jest Sakura, którą ja znam.
Zatrzymałam się przy ławce, odwracając w jego stronę. Jak zwykle całkowicie
mnie przejrzał.
- Bo tamtej Sakury już nie ma - powiedziałam wypranym z uczuć głosem. -
Zginęła wraz z dzieckiem, które nosiła.
- Nieprawda.
To mnie złamało, ta ciągła, uparta wiara Akihito w moje dobro. Czy on
naprawdę nie rozumiał, że w szaleństwie człowiek zatracał siebie? Ach, no tak…
Zapomniałam, że on nie wiedział, w jak paskudnym stanie znajdowała się psychika
jego byłej narzeczonej.
Usiadłam na ławce, a Aki postąpił dokładnie tak samo. Jeszcze dłuższą
chwilę zbierałam się do wyczerpującej opowieści, jaką zamierzałam mu
przedstawić, chowając twarz w dłoniach. Skupiłam się na spokojnych oddechach i
uporządkowaniu właściwych myśli do wypowiedzi. Wtedy słowa same wypłynęły z moich
ust, podszyte tłumionym szlochem oraz duszonymi w sercu uczuciami.
- Przepraszam, nie miałem pojęcia, że tak to przechodzisz - zareagował, gdy
skończyłam streszczać swój największy życiowy horror. - Teraz rozumiem też stan
Sasuke.
- O czym ty mówisz? - zdziwiłam się. Kiedy miał sposobność go spotkać?
- Nie powiedział ci. - Zmieszany przygryzł dolną wargę. Musiał zdać sobie
sprawę, że powiedział o kilka słów za dużo. - Dwa dni temu spotkaliśmy się
przypadkiem u Naruto i trochę pogadaliśmy. - Wypowiedź zwieńczył kpiącym
uśmieszkiem.
Spotkali się. W dzień mojego napadu w łazience. Poczułam ukucie złości na
myśl, że Uchiha celowo to przede mną zataił. Z drugiej strony - wolałam
kłamstwo, niż wizję ukochanego w otoczeniu dziwek.
- Nie widziałam u Sasuke śladów po walce - zauważyłam podejrzliwie.
- Bo nie walczyliśmy. - Jasne! Wzruszył ramionami. - Obu z nas
oszukałaś i zraniłaś tym… incydentem. Jeden człowiek dogada się z drugim, gdy
cierpią z tego samego powodu, nawet jeśli wcześniej się nienawidzili.
Te słowa zabolały jak policzek w twarz. Nie czułam się jednak
sponiewierana, a otrzeźwiona. Zrozumiałam, że nie byłam tu jedyną pokrzywdzoną,
chociaż przez cały ten czas tak uważałam.
- Przepraszam za mój egoizm - wyszeptałam, zawstydzona.
- Wszyscy ludzie są egoistami, nie przejmuj się.
- Ty nie jesteś - zaoponowałam, zerkając na Akiego pewnym, czułym
spojrzeniem.
- Kłamstwo. - Pokręcił smutnie głową. - Doskonale wiedziałem, że wciąż
kochasz Sasuke, a i tak egoistycznie, za wszelką cenę pragnąłem cię zatrzymać
przy sobie. Uchiha z resztą też nie był święty - zaślepiło go pragnienie
potomka, myślał tylko o tym.
Chwycił mnie niespodziewanie za rękę, podnosząc ją do swoich ust i całując
w knykcie. Spoglądając mi w oczy, ciągnął:
- Nie bierz całej winy na siebie, ten dramat dotyczy nas trojga. - Zabrałam
dłoń. - W każdym razie, cieszy mnie, że zdecydowałaś się na leczenie.
W głowie mi się nie mieściło, ile ten człowiek posiadał w sobie dobra.
- Tak, mnie… Mnie też - odparłam niepewna, lustrując każdy centymetr jego
twarzy z niesamowitą precyzją. Natomiast oczy Akihito wędrowały teraz po całej
przestrzeni przed nami; jakby bał się, że gdy
tylko spojrzy na mnie, nie zobaczy już dziewczyny, którą kochał, a wariatkę,
jakiej nigdy nie znał.
- Tylko - zawahał się - nie załam się tam, okej? I nic sobie nie zrób -
ostrzegł.
- Nie jestem na tyle głupia, żeby sądzić, że tylko mnie jedyną na świecie
skrzywdzono - odparłam pewnie. - I mam nadzieję, że ty też nie.
- Nie - odparł po dłuższym zastanowieniu.
W ciszy siedzieliśmy na ławce w parku, oboje zapatrzeni w swoje rozedrgane,
rozbiegane palce. Żadne nie wiedziało jak dalej pociągnąć rozmowę, tak samo jak
nikt nie chciał odejść jako pierwszy. W gruncie rzeczy nawet cieszyły mnie
kolejne umykające sekundy, w ciągu których jedyne o czym myślałam, to
równomierny oddech Akihito i ciepło jego ramienia przy moim. Yunkai od zawsze
roztaczał wokół siebie przyjemną aurę i właśnie dzięki niej mnie uwiódł -
zmącił mi w głowie mgiełką szczęśliwego, rodzinnego życia. No i stanowił
idealne przeciwieństwo Sasuke, co całkowicie przeważyło szalę.
- Gdyby Uchiha nie wrócił do wioski, nadal bylibyśmy razem, prawda? -
spytał niespodziewanie. A gdy uniosłam na niego swój wzrok, zobaczyłam, że i on
przewiercał mnie spojrzeniem. Spojrzeniem, w którym w tej chwili kryło się
tysiąc razy więcej uczuć, niż w ciągu całego życia Sasuke w jego czarnych
tęczówkach.
- Oczywiście, że tak - odparłam ze łzami w oczach. Co bym nie mówiła i
czego bym nie zrobiła, prawda była taka, że kiedyś naprawdę kochałam tego
człowieka. Prawdopodobnie nadal go kochałam, tyle że uczucie przytłumiło
szaleństwo i eliksir marki Uchiha. - Ale czasu nie cofniemy, stało się.
- Żałujesz?
- Nieustannie, to jasne - odparłam ze ściśniętym gardłem. Poczucie winy
mnie dławiło. - Ale muszę żyć dalej, muszę przejść terapię i ponownie stać się
Sakura, którą znasz, racja?
Nie odpowiedział od razu, co nawet mnie nie zdziwiło. I on to wiedział i ja
także, że zadane pytanie zawierało w sobie również prośbę o to, żeby gdy
wszystko już wróci do normy - gdy ja wrócę do normy - Akihito zaufał mi jak
dawniej.
- Racja - przytaknął, a mnie ogarnęła ulga.
- Jesteś cholernie odważny i silny, wiesz? - spytałam z delikatnym
uśmiechem na ustach. Aki natomiast poruszył śmiesznie brwiami w dokładnie taki
sposób, jak miał to w zwyczaju, kiedy czegoś nie rozumiał. Szybko pośpieszyłam
z odpowiedzią:
- Łatwo jest kogoś nienawidzić, dlatego tchórze unikają pojednania z
osobami, które kiedyś ich skrzywdziły. Ale wybaczyć coś, a szczególnie tak
niewybaczalną rzecz jaką popełniłam ja - do tego potrzeba niesamowitej odwagi i
siły.
Odwrócił wzrok, uparcie wpatrując się w zielone krzewy przed nami.
- Nie, ja wcale taki nie jestem - odparł w końcu dziwnie załamanym głosem.
- Tak naprawdę to się boję tak mocno, jak jeszcze nigdy w życiu. Boję się, że
zawiodę i w końcu cię znienawidzę, a tego nie chcę.
Smutek ścisnął mi klatkę piersiową, utrudniając normalny oddech. Jego dobro
było wręcz przytłaczające i nieludzkie.
- Nie będę miała ci tego za złe - wydusiłam z siebie.
Bo jak bym mogła?
- Ty nie, ale ja tak. Dlatego odwiedzę cię w Kiri, obiecuję - zapewnił,
wstając z ławki.
Nie, to więcej, niż mogłabym prosić!
- Nie musisz tego robić - oponowałam, widząc jak ręce trzęsą mu się ze
strachu, lub stresu - nie byłam pewna - a oczy szklą od łez. W końcu i jedna
kropla zaznaczyła trasę na jego policzku.
- Ale zrobię. - Głos mu się załamał i nawet nie zdążyłam mrugnąć, a już
zniknął w głębie dymu.
Tylko dlaczego jego ostatnie słowa w mojej głowie brzmiały jak pożegnanie?
Opanuj się! - rozkazałam sobie. Wzięłam jeden oddech, drugi, trzeci i jeszcze kolejny,
ale to nie zastopowało palpitacji serca, jakiej dostałam tuż przed wejściem do
domu Sasuke. Znów obawiałam się, że złamię postanowienie o odejściu, gdy tylko
go zobaczę. Cholera, jak bardzo chciałam być niewidomą, żeby uchronić się przed
jego urokiem osobistym, albo najlepiej warzywkiem - wtedy nie czułabym
absolutnie nic.
Cicho niczym złodziej weszłam do środka i zdjęłam u progu buty, następnie
na palcach przeszłam korytarz i skręciłam do sypialni. Drzwi były rozwarte,
więc musiałam im pomóc tylko lekkim pchnięciem. A Sasuke siedział na brzegu
łóżka. Piękny, mroczny i wkurzony.
Stanęłam w miejscu jak wryta.
- Zeszło ci trochę na tym spacerze.
Fakt, nie wróciłam od razu po rozmowie z Akihito. Nie zdawałam sobie
sprawy, ile dokładnie czasu przesiedziałam na ławce, ale niebo zaczął okrywać
już mrok.
- Mówiłam, że wstąpię do Naruto - odparłam niby to obojętnie. W
rzeczywistości dłonie pociły mi się ze stresu. Zupełnie nie miałam koncepcji na
tę rozmowę! Sama nawet nie wiedziałam, czy chciałam zaznać ostatniej czułości z
ukochanym, czy wolałam zachować celibat i uciec nienasycona. W ostateczności
postanowiłam pójść na żywioł.
Siląc się na naturalność, przeszłam odcinek dzielący mnie od łóżka i
przyklapnęłam na nim. Wątpiłam jednak, żeby udało mi się odegrać swoją rolę
właściwie, bo z każdym kolejnym krokiem sztywniałam coraz bardziej. Im bliżej
Sasuke, tym spięcie mięśni wzrastało.
- Nie łżyj, Naruto tu był, szukał cię - sparował ostro. Na skórze poczułam
gęsią skórkę i jeżenie włosków.
Cholerny Naruto! Pewnie chciał wyjaśnić sprawę mojego wyjazdu do Suny. A
co, jeśli powiedział coś Sasuke? Wiedział, czy nie wiedział? - myślałam
gorączkowo, obserwując bok sylwetki drżącym wzrokiem.
- Przepraszam… Musiałam się dłużej przejść, to wszystko. - Dlaczego go
przepraszałam? Zupełnie jakbym przyznawała się do winy!
- Kłamałem - zadrwił chłodno. - Naruto tu nie było, ale ty mnie oszukałaś.
Drań.
- I kto to mówi - warknęłam i prychnęłam, nagle zirytowana jego
despotycznym zachowaniem. On mógł zatajać swoje spotkanie z Akihito, a ja nie
miałam prawa do spaceru dla oczyszczenia myśli? Pieprzyłam taki układ!
- Co masz na myśli? - grał głupka.
- Nie powiedziałeś mi, gdzie zniknąłeś przedwczoraj. Z jakiej racji ja mam
się spowiadać z każdej sekundy?
- Nie mówię o tym, co uważam za nieważne.
Zaśmiałam się gardłowo, w wyrafinowany sposób, prawie tak beznamiętnie jak
Sasuke.
- Więc twoja rozmowa z Akim jest nieważna? - wysyczałam przez zaciśnięte
zęby. Pomyśleć, że jeszcze chwilę temu trzęsłam portkami, a teraz ze strachu
nie pozostał nawet ślad.
Chyba jednak zachowam celibat…
Wtedy poleciałam plecami na pościel, pchnięta przez Sasuke i zaraz potem
przygnieciona przez jego ciało. Kość promieniową ręki wciskał mi w gardło,
uniemożliwiając ruch, ale nie przyduszając. Wściekłość w czarnych tęczówkach
paraliżowała, przez chwilę nie byłam wstanie nawet odetchnąć powietrzem. Miałam
wrażenie, że mógłby zabić, by tylko nie zdradzić się z powodem utajania odbytej
pogawędki.
Wpadłam w moją wewnętrzną histerię. Nie krzyczałam, nie płakałam głośno,
nie wykręcałam ciała do ucieczki i nie odwróciłam wzroku. Po prostu leżałam
nieruchomo, z wielką nadzieją w oczach, czekając cierpliwie na upragnioną
odpowiedź. Odwagi dodawała mi myśl, że prawdopodobnie czułam brutalność Sasuke
po raz ostatni.
- Skąd o tym wiesz? - syknął. Na lewym policzku poczułam jego gorący
oddech; palił.
- Spotkałam go w gabinecie Naruto, trochę rozmawialiśmy.
- O czym?
- A wy? - natychmiast sparowałam.
Nie odpowiedział, tylko mocno zacisnął zęby; widziałam naprężające się
mięśnie żuchwy. Puścił mnie i wstał z łóżka, jakiś czas kręcił się po pokoju,
nieustannie targając sobie włosy. Coś go niepokoiło, czegoś za wszelką cenę nie
chciał mi powiedzieć.
- Rozmawialiście o mnie, prawda? - spytałam cicho, unosząc się na łokciach.
Fryzurę miałam ułożoną w doskonały nieład, a ze zmęczenia i przez wylane
wcześniej łzy zapewne oczy mi napuchły. Krótko: wyglądałam jak straszydło,
kiedy on prezentował się jak grecki bóg.
Pokiwał twierdząco głową, patrząc gdzieś w kąt. Nie wierzyłam - Sasuke się
wstydził! Niewielki uśmiech wypłynął mi na usta.
Tyle że wcale nie musieli mówić o mnie dobrze - oprzytomniałam i
natychmiast spochmurniałam. Mógł spuścić wzrok, żeby ukryć nienawiść iskrzącą w
oczachi grymas pogardy.
Nagle nie chciałam poznawać prawdy. Nie chciałam myśleć, że mogli mnie oczerniać.
Nie chciałam myśleć, że mnie nienawidzą, albo są na dobrej drodze do tego.
Chciałam odejść jako kobieta kochana, a przynajmniej z takim złudzeniem w
poronionej głowie.
Odetchnęłam głęboko, odganiając łzy, rozżalenie, smutek i niepewność.
Oczyściłam myśli z wszelkich negatywów, pozostawiając tylko jedną, zaadresowaną
do Sasuke: Pragnę cię. Nieważne co oznaczało spuszczenie głowy - nie
obchodziło mnie to. Miałam spędzić kilka miesięcy w psychiatryku ze
świadomością, że gdy wrócę do wioski, jego już tu może nie być. Musiałam
wykorzystać ostatnią okazję do poczucia się szczęśliwą. Każda komórka w moim
ciele domagała się bliskości z Uchihą i już sama myśl, że mogłabym go nigdy nie
dotknąć, nie poczuć pod skórą paliczków jego delikatnej skóry, rozdzierała mi
serce. Potrzebowałam go jak narkotyku, a w tak brutalny sposób skierowałam samą
siebie na odwyk. Zażycie ostatniej dawki było koniecznością.
Wstałam z łóżka, w oczach miałam szaloną determinację. Gorąco podniecenia
poczęło ;/
ogrzewać mnie od środka, wypalać wnętrzności - ten ogień zdolny był ugasić
tylko Sasuke. Chwilę temu odwrócił się ode mnie plecami, ale uznałam to za
zupełnie nieistotne. Sama mogłam się rozebrać - tak właściwie nawet było
szybciej. Najpierw zrzuciłam z ramion ciepły sweter, który od dłuższego czasu
drażnił mi skórę - w końcu ona miała być odkryta dla niego. Potem zwinnie
zdjęłam przez głowę obcisłą bluzkę i zsunęłam z nóg legginsy. W popłochu
przyświecał mi tylko jeden cel: by dostać Sasuke jak najszybciej. Po raz
pierwszy to ja zamierzałam wykorzystać go, a nie on mnie.
Daj mi czego pragnę - błagałam w myślach, stawiając pierwszy krok. Stając
za jego plecami, bez pytania sięgnęłam za skraj koszulki i podwinęłam ją lekko.
Ukochany w zdziwieniu zerknął przez ramię, z pewnością zaskoczył go widok
mojego w połowie nagiego ciała. Nie sprzeciwił się, kiedy nakazałam mu unieść
ręce i ściągnęłam bluzkę, a jedynie obrócił do mnie przodem. Nie patrzyłam mu w
oczy, nie chciałam, żeby dostrzegł to przytłaczające pragnienie, jakie mnie
ogarnęło. To wydawało się wręcz chore! Pierwszy raz czułam się aż tak
pobudzona.
Poliki zapłonęły, kiedy Sasuke ich dotknął; podobnie jak każdy inny
fragment skóry, który musnął. Wszystko odczuwałam tak diabelnie silnie! Dłonie
mnie paliły, podczas wędrowałania po jego nagim torsie, dokładnie objeżdżałam
kontury mięśni i ledwo wyczuwalne żebra. Był taki piękny! Starałam się
zapamiętać wszelkie doskonałości ciała, aby w najbliższych tygodniach móc je
odtworzyć w myślach, chociaż wiedziałam, że obrazy szybko wyblakną, zamyją się
i w końcu znikną zupełnie. Wysyłałam modły do nieba, do Przodków, o jak
najpóźniejsze tego nastanie.
- Nie płacz. - Usłyszałam, a kciuk Sasuke na moim policzku zatoczył kółko,
ścierając łzy.
Zaszlochałam, głośno wydmuchując powietrze. Nawet nie wiedziałam, kiedy
uczucia uciekły mi spod kontroli. Drżałam, kręcąc głową, żeby Sasuke nie brał
słonej cieczy na poważnie. Nabrzmiałymi z podniecenia ustami zaczęłam całować
obojczyki ukochanego, potem szyję i żuchwę. Musiałam stanąć na palcach, bo nie
dosięgałam ust, a wtedy wpiłam się w nie niczym wygłodniały lew w ofiarę. Ciałem
również prężnie przywarłam do Sasuke i on, na szczęście, nie pozostał bierny.
Oplótł mnie w pasie, mocno do siebie przyciskając i oddając pocałunek. Matko,
jaki to był piękny pocałunek…
Pogrążeni w pożądaniu jakimś cudem dotarliśmy na łóżko. Nogi wplątałam w
jego nogi, tylko po to, aby nie rozdzielać naszych bioder. Cholera, chciałam
mieć go blisko, najlepiej skóra w skórę. Czy to tak wiele?
- Nie oddalaj się - jęknęłam żałośnie, bo Sasuke odsunął się na drażniąco
dużą odległość. Składając ręce na bokach mojej głowy, z prostymi łokciami
spoglądał na mnie, dysząc. Brakło mi sił, by zaczepić się jego szyi
dostatecznie mocno i podciągnąć. Powietrze między nami jakby zgniatało mi
płuca; rozpacz i panika, że mógłby wstać i uciec, cholernie mnie przerażały. -
Bliżej, bliżej…
Podniosłam się na łokciach, a mięśnie drżały niemiłosiernie. Dążyłam do
jego ust, ale jak na złość ten znowu się odchylił. Naprawdę bałam się, że
ucieknie i zostawi mnie szybciej, niż ja jego. To byłoby zbyt okrutne, musiałam
mieć kontrolę nad pożegnaniem, bo wtedy pójdzie prościej, wierzyłam w to.
- Sakura - wymówił moje imię z niepasującym tu smutkiem. Co ciekawe, w
oczach dojrzałam tę samą emocję. Brwi ściągnął nieco ze sobą, powieki ciutkę
obniżył, oczy lśniły, jakby zamglone łzami. Niemożliwe, żeby Sasuke miał
płakać…
A co jeśli się domyślił?
Nie zastanawiałam się nad tym długo, bo znów przygniótł mnie ciałem i aż
mruknęłam wtedy z rozkoszy. Bez zastanowienia sięgnęłam do spodni Sasuke i
roztrzęsionymi palcami odpięłam guzik oraz zamek, byle zdążyć zanim się nie daj
losie rozmyśli. Nogami zsunęłam je z jego bioder wraz z bokserkami i wtedy w
pełnej okazałości poczułam w kroczu męskie przyrodzenie. Uchiha zszedł w tym
czasie pocałunkami z ust na szyję, rozerwał ramiączka stanika, zarazem
opuszczając go na mój brzuch i całując piersi. Nigdy wcześniej nie był tak
delikatny i dokładny, i przez myśl mi przeszło, że on też musiał uczyć się
mojego ciała na pamięć. Czy to możliwe, żeby coś przeczuwał? Nie, nie, nie, nie
mógł!
Ściągnął mi majtki i zaraz potem poczułam go w sobie. Krzyczałam i jęczałam
przy każdym ruchu, przechodząc najlepszy stosunek w życiu. Płakałam ze
szczęścia i rozpaczy zarazem, tak popieprzenie nie czułam się nawet podczas
urojeń. W pewnym momencie złapałam Sasuke na kark i podciągnęłam się.
Przycisnęłam wtedy usta do jego barku, a przy kolejnym dreszczu podniecenia
wbiłam w jego skórę zęby, tłumiąc wszystkie dźwięki, które usiłowały wydostać
się z mojego gardła. Następne pchnięcie spowodowało, że wygięłam plecy w łuk,
dochodząc na tak wysokie piętro emocjonalnej wieży, jak nigdy wcześniej. I w
chwili upadku poczułam się cudownie odprężona, szczęśliwa, bez zmartwień, bez
choroby psychicznej, bez bolesnej przeszłości… Spadałam tak do momentu, w
którym Sasuke opuścił moje wnętrze i opadł tuż obok.
Przewróciłam się na bok, czołem dotykając jego czoła. Oboje dyszeliśmy
bardzo ciężko. Już nie płakałam, chociaż policzki wciąż pozostawały mokre.
Stanik zaczął uwierać mnie w bok, dlatego jedną ręką z trudem odpięłam go i
wyrzuciłam za siebie, na podłogę. Niepewnie sięgnęłam dłonią włosów Sasuke i
pogładziłam je z czułością, wchłaniając ich miękkość w skórę, znowu
zapamiętując.
- Kocham cię, Sasuke. Kocham najmocniej na świecie - wyszeptałam. Naprawdę
go wtedy kochałam.
Spojrzał na mnie zmęczonym, nieobecnym wzrokiem. Jego ręka odnalazła moje
plecy i subtelnie zaczęła je gładzić, żeby w następnej chwili przyciągnąć
brutalnie ciało do właściciela.
- Dziękuję - odparł zachrypłym głosem i okrył nas kołdrą. Przycisnął mnie
mocno do siebie, jakby chciał dać mi tym do zrozumienia, że nigdzie nie pójdę.
Tyle że ja i tak pójdę. Odejdę wraz ze wschodem słońca. Odwrót nie był już
możliwy.
Zasnął.
Nie wiedziałam, jakim cudem udało mi się wyswobodzić z uścisku Sasuke, ale
nawet nie drgnął. Spał jak zabity.
Wciągu kilku minionych godzin nie zmrużyłam oka. Lęk przed tym, że mogłabym
przespać godzinę wyznaczoną przez Temari skutecznie spędzał mi sen z powiek.
Potrafiłam tylko wpatrywać się w twarz Sasuke z niekrytą żałosnością i
powstrzymywać szloch. Nie myślałam o nieubłagalnie nadchodzącym pożegnaniu.
Kilka razy, kiedy przymykałam powieki na zbyt długą chwilę, słyszałam
wyraźny, dziecięcy płacz, jakby noworodek leżał między mną a Sasuke, co
wzmacniało bicie serca oraz panikę, ale szybko ustawało. Fetor spalonego ciała
czułam natomiast nieustannie, a to dosadnie przypominało mi o właściwości
podjętej decyzji.
Około czwartej nad ranem cicho zaczęłam się ubierać i pakować. Szło mi
mozolnie - byłam wyczerpana po stosunku i naprawdę nie miałam pojęcia, jak
przetrwam długą drogę do Suny. Poza tym każda komórka ciała broniła się przed
odejściem, sprzeciwiała i nakazywała pozostanie. Nie słuchałam tych błagań.
Ubrana w swój tradycyjny misyjny strój, podniosłam z podłogi wypełniony po
brzegi, ciężki plecak. Trzymałam go oburącz, na koniuszkach palców za małą
zawieszkę na haczyk. Twardy, nieprzyjemny materiał wbijał się w skórę,
sprawiając mi ból, którego potrzebowałam do trzeźwego myślenia. Byłam gotowa do
drogi, za oknem widziałam, jak niebo przechodzi z czerni w szarość i gdzieś na
granicy horyzontu już czaiło się słońce. Musiałam się zbierać, Temari nie miała
w zwyczaju wyczekiwać czyjegoś przyjścia, a odchodziła bez oporów, kiedy się
nie zjawiał na czas. Tyle że tak ciężko było odwrócić się od łóżka i
odmaszerować. Tak trudno było zrobić ten pierwszy krok.
Zagryzłam mocno wargę, gdy broda zaczęła mi niebezpiecznie drgać, a w
gardle cisnął się szloch. Nie miałam już czym płakać - wyschłam w środku jak
pomarszczona rodzynka - ale konwulsje i tak mną wstrząsały, ramiona drżały.
Zgięłam się w pół, potem kucnęłam i wcisnęłam zęby w kolana; musiałam stłumić
jęk i poskutkowało.
Złapałam równy oddech i stanęłam dumnie, prosto. Dolna warga opuchła mi od
przygryzania jej, ale już nie drgała.
- Żeg… - dławiłam się smutkiem. - Żegnaj, Sasuke - dokończyłam czułym
szeptem.
Ostatni raz spojrzałam na jego spokojną twarz i nie po raz pierwszy
pomyślałam o idealności każdego jej szczegółu. Wtedy odwróciłam się szybko na
pięcie i odeszłam na palcach, tak, by nie narobić hałasu.
Już przemierzając Dzielnicę Uchiha, wyciągnęłam z plecaka paczkę
papierosów, a z niej jednego papierosa. Wrzuciłam pudełeczko z powrotem do
torby i założyłam ją na ramiona. Z trudem zapaliłam peta, dopiero przy czwartym
podejściu zapałka nie zgasła od razu po zaognieniu. Z przyjemnością się
zaciągnęłam, rozluźniając wszystkie mięśnie. Nie myślałam, że byłam aż tak
spięta.
Idąc ulicami Konohy widziałam kilku ninja. Skakali po dachach budynków,
pędzili na misje. Ja szłam nieśpiesznie. Zazdrościłam im; też chciałam iść na
normalną misję, a nie leczenie psychiatryczne.
Gdy dotarłam pod Bramę Główną, Nara już tam stała, na mój widok wzdychając
z ulgą. W czarnej sukni do ziemi prezentowała się dostojnie, a wschód słońca za
jej plecami wyglądał pięknie.
- Jednak przyszłaś. - Chyba ją zaskoczyłam.
- Nie martw się, nie jestem zjawą. Twoja głowa jest zdrowa. - Chciałam
zażartować, ale grobowy ton mi w tym nie pomógł. Temari skrzywiła się.
- I humor ci widzę dopisuje - rzuciła z przekąsem. Wzrok miała tradycyjnie
twardy, ale też zatroskany. Nieustannie się o mnie zamartwiała.
Wzruszyłam ramionami i wyminęłam przyjaciółkę. W momencie przestąpienia
progu wioski zapragnęłam zawrócić, ale stłumiłam w sobie tę chęć.
- Ruszajmy, zanim zupełnie zwątpię - powiedziałam pustym głosem i Temari
jak na zawołanie ruszyła z miejsca. W ciszy zdążyłyśmy przejść zaledwie kilka
kroków.
- Dobrze robisz - zapewniła. Rozdrażniła mnie tym, chociaż wiedziałam, że
chciała tylko dodać mi otuchy, okazać wsparcie.
- Wiem.
Szłyśmy przez las w dobroczynnej ciszy, a ja nie potrafiłam uformować nawet
jednej składnej myśli. W otępieniu z każdym krokiem przyspieszałam, więc Temari
kilka razy temperowała moje tempo ostrym upomnieniem. Słońce unosiło się coraz
wyżej ponad horyzont, rażąc nikle w oczy, podczas gdy wiatr smagał
nieustraszenie nasze twarze i próbował wkurzyć roztrzepywaniem włosów. I tak
nic nie zdziałał - swoje kosmyki po seksie zaledwie wygładziłam dłońmi, dlatego
już wcześniej wyglądały okropnie, zaś cztery kitki na głowie przyjaciółki mocno
trzymały jej blond pukle w ryzach.
Ożywiłam się dopiero, gdy na skraju lasu dostrzegłam ciemną postać. W miarę
przybliżania do niej rozpoznałam Sasuke. Z początku byłam święcie przekonana,
że to tylko kolejne urojenie spowodowane tęsknotą, ale Nara spojrzała na mnie
zdumionym, znaczącym spojrzeniem, więc musiałam mieć rację.
On naprawdę tam był.
- Dam wam chwilę - oznajmiła Temari, odchodząc gdzieś w bok. Niedługo po
tym zniknęła nam z oczu.
Zostaliśmy sami.
- Zamierzasz uciec jak tchórz? - spytał chłodno nie poruszając się. -
Jednak po tylu latach nadal jesteś słaba.
Te słowa bolały. Milionem nacięć raniły serce, jakby ktoś napadł na nie z
tasakiem i obrał sobie za cel całkowite jego zniszczenie. Tym kimś był Sasuke.
Przełknęłam nabrzmiałą gulę w gardle.
- Myślałam, że akurat ty wiesz co nieco o ucieczkach bez pożegnania -
odparłam sucho, spoglądając mu twardo w oczy. Wiedział, że mówiłam o jego
odejściu z wioski.
- To było co innego. Ja zmierzałem po siłę.
- Ja też zmierzam po siłę, Sasuke. - Nie rozumiał. - Po siłę do dalszego
życia. Idę na terapię.
Zaskoczyłam go, ale dał to po sobie poznać zaledwie przez moment. Gdy
ponownie schował uczucia za maską obojętności, poczułam, że na zawsze go
straciłam.
- Wiedziałeś - bardziej stwierdziłam, niż spytałam, chociaż w założeniu
miało wyjść to drugie.
- Jedynie się domyślałem. - Zamyślił się, nie do końca wiedząc, czy
powinien jeszcze coś dodać. Ku mojej uciesze, dodał: - Po tej akcji w wannie
pękłem i chciałem odejść. Byłaś nieznośna, prawie nie roztrzaskałem ci głowy o
tę niby zakrwawioną, pieprzoną ścianę. Nie wiem po co, ale poszedłem do Młotka
i spotkałem tam tego… tego całego Akiego. Żądał rozmowy, to pogadaliśmy.
- O czym? - zachęciłam cierpliwie.
- O nienawiści, o tobie, o mnie, o nas. Kazał mi cię pilnować i się tobą
opiekować. - Zrobił kilka kroków w przód. - Ale ja odmówiłem.
Poczułam zawód.
- Dlaczego? - Głos mi się załamał przy ostatnich trzech literach.
- Bo to ty zawsze mnie pilnowałaś i się mną opiekowałaś. Ja tak nie
potrafię - odparł, według mnie, za cicho jak na niego, zbyt niepewnie. W
porannym słońcu wyglądał oszałamiająco, nawet ze smutkiem w oczach. - Dziękuję,
Sakura. Dziękuję za twoją miłość.
To nie było wyznanie miłosne, ale moje serce i tak zadudniło z radości,
nagle pozbierane do kupy.
Sasuke podszedł bliżej i objął mnie. Po raz ostatni ukrył twarz w moich
włosach. A ja po raz ostatni poczułam jego zapach, nie chcąc zapomnieć i
wiedząc, że muszę.
- Sakura, musimy ruszać dalej - zarządziła Temari, nagle pojawiając się tuż
obok. Przytulona do torsu Sasuke, pokiwałam twierdząco, a wtedy on odsunął mnie
od siebie na odległość wyprostowanych ramion.
- Kiedy wrócę, ciebie już tu nie będzie, prawda? - spytałam pod impulsem.
- Prawdopodobnie.
Więc nie mam po co wracać, pomyślałam i zaraz po tym siebie
zrugałam. Musiałam wrócić dla Naruto, Akihito i pacjentów.
Wystawiłam przed siebie rękę, a mój ukochany natychmiast załapał, o co
chodziło i uścisnął ją mocnym, męskim chwytem, delikatnie potrząsając. Kiedy
spał, łatwiej było mi wypowiedzieć palące słowa.
Puścił moją dłoń i wyminął zaledwie jednym
krokiem. Przy ramieniu poczułam ostatni ślad po obecności Sasuke, który
niezwykle szybko zanikł, pozostawiając po sobie dotkliwe zimno. Zmierzał do
wioski, ale nie odwróciłam się, żeby odprowadzić go wzrokiem. Wolałam we
wspomnieniach przywoływać jego twarz, a nie stale pomniejszające się i w końcu
znikające w półmroku plecy.
- Żegnaj, Sasuke - powiedziałam po
niewczasie.
Tak oto zakończył się nasz wspólny dramat.
Popieprzona historia o nienawidzących się kochankach.
*wers z wiersza W.Szymborskiej Portret
kobiecy
Od Autorki: No, wyczekaliście!
Wiem, że wieki nic tu się nie pojawiało, ale myślę, że długość rozdziału to wam
nieco wynagrodzi - 19str! Oficjalnie najdłuższa notka tutaj :)
No i niestety można to już praktycznie za
koniec traktować, bo 10-tka jest bardziej Epilogiem, niż normalnym rozdziałem.
Ma tylko dwie strony, ale nie może mieć więcej - tak to sobie zaplanowałam od
początku, więc tak musi być. Opublikowana zostanie za tydzień, albo za dwa,
zależy od mojego kaprysu, o xd
Najbardziej jestem zadowolona ze sceny z
Akihito i tu gratulacje należą się wam, bo szczerze powiedziawszy nie
planowałam go już nigdzie wciskać, ale kilka osób wspomniało, że za nim tęskni,
wiec jest. No i “ostatnie pojednania” SS też dobrze mi się pisało, chociaż akt zjednoczenia
to i tak zawsze tortura, jeśli chodzi o ujęcie tego w słowa xd Ale nie
narzekam, nie mogę narzekać przy zakończeniu!
A tak wyglądałam, jak
napisałam ostatnie słowa:
No i wyprzedzając wasze pytanie, które na 100% pojawiłoby się w którymś komentarzu: Nie, nie planuję kolejnego bloga SS. To nie moja parka, wolę babrać się z ShikaTema, chociaż wiem, że z tą decyzją odpadnie mi część czytelników - trudno, takie życie :) W każdym razie zapraszam na DZIEWCZYNA KTÓRA ŻYJE - moje nowe dziecko.
Buziaki :*
PS: A Zochan nie śpi i publikuje rozdział za Chusteczkę. Nie spać, zwiedzać, czytać! :*
00:40...
Przyznaję, że miałam zamiar przeczytać i skomentować jutro, ale nie dam rady.
OdpowiedzUsuńRozryczałam się jak dziecko. Dosłownie. Kiedy Sasuke podziękował Sakurze za jej miłość po prostu wstałam, odeszłam od biurka i stojąc tyłem do niego się popłakałam. Nawet nie wiem czy dobrze poskładałam literki w tych ostatnich linijkach, bo rękawy mam całe przemoczone od łez.
Kurcze, przez całe nakanaide chciałam być taka racjonalna! I byłam! Dokładnie wiedziałam, że to co zrobiła Sakura jest niewybaczalne, że Sasuke jej nie nie pomoże, że to musi się tak skończyć dla dobra wszystkich! Więc dlaczego teraz, kiedy stało się tak jak w sumie "chciałam" jestem w totalnej rozsypce? Tak bym chciała, żeby to nie było ich ostanie spotkanie: wiem, że jest, wiem, że nie może być inaczej, ale to nic nie zmienia! Jak na swój absolutnie popierdolony sposób oni byli tak piękni?
Ta scena łóżkowa to najpiękniejsza scena seksu jaką w życiu przeczytałam. Nie sądziłam, że zawarcie tak wielu emocji na raz jest w ogóle możliwe.
Dalej jestem przytłoczona, możesz się spodziewać, że jutro tu wrócę i postaram się napisać coś bardziej składnego.
Na razie po prostu dziękuję za ten rozdział, bo jest magiczny.
Czy Ty możesz kiedyś napisać jakiś słaby rozdział! Przecież tak nie można! Zobaczysz, kiedyś rozdział Ci nie wijdzie! :P
OdpowiedzUsuńAle oni jeszcze będą razem, prawda? Prawda! Chce mi się płakać.
Ehh, do rzeczy... Rozdział wyszedł Ci wspaniale! Tyle emocji. Najbardziej wzruszające było pożegnanie. ‚‚Żegnaj Sasuke‛‛, a w oczach wodospad. Gdybm była na miejscu Sakury też bym widziała wszędzie krew, ale to dlatego, że bym se pewnie całe ręce pocieła i waliła głową w ściane, bo jak mogłam być tak głupia by zabić własne dziecko! Ale zawsze doceniamy coś wtedy, gdy tego zabraknie.
Szczerze! Niespodziewałam się iż Sasuke tak spokojnie to przyjmie, myślałam, że wybuchnie, będzie krzyczał itd :D A tu, NIE! Sasuke pod koniec historii w końcu zaczyna coś czuć i to jest piękne! Wiele jest opowiadań jak to męszczyzna zmienia się pod wpływem miłości. Niby zwykłe uczucie, a takie potężne! Lubię historie tego typu, czyli, miłosne z nawiązkom chorób psychicznych. Kocham to! Najbardziej lubie zawsze bohaterów chorych psychicznie, są tacy fajni... Zwłaszcza ci z piłami mechanicznymi :D
Trochę zboczyłam z tematu. Podsumowując moje myśli. Było warto czekać do nocy! Teraz męczymy do Dziewczyny, Która Żyje, prawda?
Komentarz jak zwykle u mnie chaotyczny, pod naporem emocji i ekscytacji! Pozdrawiam! Weny (dużo, dużo weny)! I Wesołych Świąt Wielkanocnych! Z koszyczkiem do kościoła! (Chyba, że nie obchodzisz tych świąt :P)
.
1. Teraz przeczytałam dopiero ‚,Od Autorki‛‛ więc odwołuje nawias po życzeniach świątecznych.
Usuń2. Jak to ostatni ma tylko 2 strony!!!
3. Muszę przestać wyobrażać sobie sceny, bo przez to się zamyślam i dłużej czytam, a wtedy Cashmire jest pierwsza! Ale nie mogłam sobie nie wyobrazić jak Shika wywala Temi z sypialni! :D Ta scena w mojej głowie mnie dobiła :P
Tak rekreacyjnie zwiedzam sobie blogi po przyjściu z kościoła ze święconką. Nie jestem na laptopie, ponieważ wspaniała Halszka musi poznęcać się nad chłopakiem swojej siostry i zabiera mu tablet, aby nie pobił jej rekordu w 2048. Jakaś kara za to, że jest z moją siostrą i mi ją zabiera musi być. :P
OdpowiedzUsuńWracając, przeglądam sobie blogosferę, jem ciacho (no bo co mnie obchodzi, że jest post?) i tak sobie myślę : "Ciekawe co u Chusteczki?". Nawet nie sądziłam, iż dodasz rozdział! Na początku nawet się nie zorientowałam, że to 9 i szukam swojego komentarza. Patrzę, nie ma! Cała byłam zestresowana, no bo jak? Gdzie i kiedy mógł zniknąć? Chwile potem przyszła mi z pomocą moja mama. Ostatnio zrobiła się coś bardziej obcykana w tej technice.
Ale znowuż odbiegłam od tematu.
To ich dogryzanie sobie, "Chcę buziaka" pozwala zapomnieć o tym co ich spotkało, o urojeniach, o "poronieniu". Daje poczucie spokoju, żeby potem wybuchnąć i pokazać, iż to tylko iluzja. Dałam się nabrać. Po raz kolejny dałam się najzwyczajniej nabrać.
I płakałam. Kolejny raz płakałam. Nawet zakrztusiłam się sernikiem. I rozmazałam sobie tusz do rzęs. I doszłam do wniosku, że to moje ulubione opowiadanie, ulubiona historia i trochę mi żal, że nie będzie następnej, ale... zawszę będzie ShikaTema.
I mimo, że bardzo długo będę teraz płakać (jak popadnę w depresję to zwale wszystko na Ciebie ;) ) to i tak wrócę kiedyś do tej historii. Oczywiście, jeżeli jej nie usuniesz.
Na koniec pozostaje mi podziękować za wspaniały rozdział, za emocje i życzyć Ci Wesołych Świąt. :)
Całuję, Halszka :*
"Jakaś kara za to, że jest z moją siostrą i mi ją zabiera musi być." <-- mi też siostrę zabiera jej chłopak :( czy faceci nie wiedzą, że siostry to jak przyjaciółki, a nawet i gorzej? bezuczuciowi... ostatnio jeszcze ten frajer zmącił naszą tradycję oglądania Gry o Tron i pierwszy odcinek musiałam oglądać sama, a nie z moją sister T^T
UsuńHistorii na pewno nie usunę, więc będziesz mogła śmiało do niej wracać :) jestem nawet w trakcie poprawiania rozdziałów i zapisywania całej historii w pdf'ie, pewnie gdzieś to potem nawet wrzucę, więc nawet będziesz miała luksus ściągnięcia sobie xd może.
To ja dziękuję za poświęcenie mi czasu :* WESOŁYCH! ♥
aaa popłakałam się na końcówce ! Wykonałaś kawał świetnej roboty<3 wielka szkoda, że nie masz w planach kolejnego SS :(
OdpowiedzUsuńprzypadkiem zauważyłam nowy rozdział. wiesz jak jest u mnie z czasem, więc tylko zostawiłam stronę otwartą i poszłam ogarnąć trochę mieszkanie. poszło mi wyjątkowo szybko, w końcu spieszyłam się do kolejnego rozdziału. miałam, cholercia, taki dobry humor i co? teraz ryczę jak popi***olona. wiesz jak nie znoszę szczęśliwych zakończeń gdyż są one dla mnie banalne. brakuje w nich tego realizmu. w końcu nie tak wygląda nasze życie. flaczki, gwałty, przemoc, niespełniona miłość - o tym marzyłam. tak jak koleżanka na górze, dostałam wszystko (prawie) czego chciałam, heh, a ja zamiast się cieszyć to ryczę. nie chcę teraz pisać tutaj swoich przemyśleń odnośnie pożegnań i zakończenia historii, w końcu możesz nas jeszcze zaskoczyć jak to masz w zwyczaju, a wtedy dupa zbita z tego będzie. nie wiem co pisać. jestem rozbita emocjonalnie i czuję się jak zagubione dziecko, które nie potrafi dobrać odpowiednich słów. największym dla ciebie komplementem są pewnie właśnie te szczere łzy czytelniczek. to opowiadanie nie jest aż tak bardzo wzruszające, jednak z każdym rozdziałem zżyliśmy się bardzo z postaciami, zaznajomiliśmy z ich tragiczną historią przeżywając ja równie dotkliwie co oni. myślę, że to taki punkt kulminacyjny opowiadania, który pozwolił uwolnić te emocje, które zakopały się w nas głęboko pod maskami nieczułych czytelników. gdybym mogła, to uklękłabym teraz przed tobą chusteczko składając ci hołd. poczekam ten tydzień (mam nadzieję ;)), przeczytam zakończenie i ubiorę wszystkie swoje przemyślenia w ładne słowa. i chyba ściągnę sobie wszystkie rozdziały, albo ty będziesz tak miła, że wyślesz mi je na pocztę ;) albo (!) wydrukujesz mi je i wyślesz z autografem i dedykacją *___*
OdpowiedzUsuńa teraz, skoro koniec bliski, to pora się przerzucić na komentowanie innych twoich opowiadań. pozdrawiam ciepło maleńka.
o tak, te czytelnicze łzy to dla mnie cholerna nagroda. nigdy nie spodziewałam się, że słowem kogoś tak poruszę, chociaż przyznam szczerze, że w tym rozdziale miałam nadzieję, że do tego dojdzie. dlatego te wszystkie "ryczałam, popłakałam się" to miód na moje serce ♥ (jakkolwiek głupio to brzmi xd).
Usuńnie będę się powtarzać z tym, jak cię uwielbiam xd ale tak czy inaczej - książki ci nie wydrukuję, kochana! no przepraszam bardzo, jestem żydem bez pracy i kasy (*) ale jak zapiszę wszystkie rozdziały w pdf (poprawione), to z przyjemnością ci je prześlę ♥
No niee, Chusteczko ;___;
OdpowiedzUsuńJa miałam taką minę z gifu, jak to czytałam.
Jestem zauroczona tą historią i uważam, że nawet jeśli twierdzisz, iż to nie Twoja bajka, to poszło Ci genialnie.
Oczywiście TL nadrabiam, bo ShikaTema uwielbiam równie jak SasuSaku, ale ta opowieść wyszła Ci genialnie.
Żałuję, że to już koniec i żałuję, że tak to się skończyło.
Do tego puszczane przeze mnie na okrągło Broken Strings z Twojej playlisty spotęgowało te wszystkie uczucia, które we mnie wzbudził ten rozdział. Popłakałam się na koniec, nie w trakcie czytania, ale na koniec. Kiedy poczułam, że to wszystko się już skończyło i skończyło się właśnie tak, jakbym tego nie chciała.
Czekam teraz na ostatni rozdział, wiem, że zmieciesz mnie nim z powierzchni Ziemi.
Byłam w trakcie pisania rozdziału na swojego bloga, ale czuję się teraz jak po skończeniu wspaniałej książki, o której będę teraz rozmyślać, zamiast robić cokolwiek innego. Dobrze przynajmniej, że jest wolne i mam na to czas.
Jeśli kiedykolwiek napiszesz książkę, daj nam znać, bo wiem, że będzie ona genialna.
Obie z Akemii jesteście moimi mistrzyniami SasuSaku, mimo że Ty uważasz, że to nie Twoja działka. Nie pleć bzdur no XD Szanuję decyzję, ale może kiedyś coś Cię natchnie, to ja z chęcią przeczytam. Z wielką ochotą.
Nie będę Ci tutaj już marudzić. Jestem wzruszona i z niecierpliwością czekam na ten ostatni, króciutki rozdział, po którym można się spodziewać wszystkiego.
Do następnej, ostatniej już tutaj notki.
Życzę Ci dużo weny na inne blogi, wesołych świąt i ogólnie duuuużo radości z pisania. Pozdrawiam ;*
PS czytelników nie stracisz, jestem tego pewna, bo Twoje pióro jest wciągające, naprawdę. Zobaczysz ^^
wiesz, niestety smutna prawda jest taka, że jednak jakaś połowa czytelników czyta bloga ze względu na SS, a nie moje pióro. wiem, że mam też zgraję wiernych mordeczek - w tym ciebie - ale też patrzę na to trzeźwym okiem.
Usuńjeśli napiszę kiedyś książkę, to na pewno dam wam jakoś o tym znać, tu możesz być pewna :) ale zanim to, to jeszcze długa droga przede mną! najpierw trzeba zrobić sobie inżyniera, o! i wtedy będę mogła się rzucić na niepewny grunt, czyli spróbować sił w wydaniu książki (chociaż dziś się dowiedziałam, że to bardzo drogi gips ._.)
ostatnio skończyłam czytać ostatnie części dwóch trylogii i chociaż nie były to moja najukochańsze książki, to i tak było mi strasznie smutno po ich zakończeniu. więc mogę sobie wyobrazić twój smutek. mi też smutno, ze kończę, ale w końcu - wszystko co dobre, szybko...
wesołych ;**
Zajęło mi chwilę, żeby się uspokoić. Serio, nawet teraz jeszcze mam łzy w oczach jak to piszę. Uwielbiam styl, którym się posługujesz, to jak opisujesz te wszystkie sceny, uczucia. Naprawdę to do mnie trafia. Wierzyć się nie chce, że za niedługo koniec, że został tylko jeden rozdział. Mogłabym to czytać non stop. I o ile bardzo często zdarza mi się śmiać przy opowiadaniach, tak płaczę bardzo rzadko. A przy Twoich rozdziałach zdarzyło mi się ryczeć kilka razy. Dziękuję. I nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że happy endu nie będzie. Nie, żeby mi to przeszkadzało, bo wtedy będzie bardziej życiowo, ale opierając się na wcześniejszych Twoich rozdziałach śmiało mogę stwierdzić, że nawet happy end wyjdzie spod Twoich rąk naturalnie, a nie rodem z disneya ;).
OdpowiedzUsuńa ciebie nie znam xd miło mi, że chociaż przy końcówce postanowiłaś dać o sobie znać, to naprawdę dużo dla mnie znaczy :) w dodatku obsypałaś mnie piękną wiązanką pochwał, więc się rozpływam - DZIĘKUJĘ! ♥
Usuńnie zdradzę, czy będzie happy, czy unhappy end ;3
Czytam Twojego bloga już kupę czasu, jak nie od początku (?), ale u mnie ciężko z komentowaniem. Jestem zbyt roztrzepana, żeby odpowiednio wyrazić uczucia w słowach, więc wspieram po cichu nabijając ilość wejść, ale zazwyczaj nie komentarzy ;D.
UsuńMuszę się pochwalić, bo wreszcie przezwyciężyłam swoje lenistwo i zaczęłam pisać na nowo(i systematycznie) komentarze. To nie wszystko, jeszcze zaczęłam porządkować myśli, by nie gubić ich po drodze XD. A zatem zaczynamy
OdpowiedzUsuń1.Płaczę, ryczę, załamuję się. TOTALNA ROZSYPKA. Rozdział cudowny, niesowicie wzruszający i niestety kosztowny( 2 pudełka chusteczek, aż sama się zdziwiłam). Muszę to powiedzieć, jak czytam jakąkolwiek notkę z tego bloga, nie ma znaczenia czy 1, 2 czy 4 i tak ryczę, ale tak tragicznie jak przy 9 jeszcze nie było. Cofam to, jeszcze wtedy, gdy Sakura zabiła swoje maleństwo( tak to też były 2 pudełka chusteczek). Szczerze to jesteś jedyną osobą, która potrafi mnie, aż tak rozczulić.
2. Zacznijmy od sceny '' Chcę buziaka". To była wyjątkowa chwila ponieważ zamiast łez był uśmiech, ale już minutę później kompletnie zgasł. Urojenia Sakury zaczęły sięgać za daleko. Dobrze, że zdecydowała się na terapię, nie tylko Aki jest silny, ona również, nie wiem, czy gdybym ja znalazła się w takiej sytuacji byłabym w stanie jeszcze w jakikolwiek normalniejszy sposób żyć. Dobra beż moich zwierzeń, idziemy dalej.
Rozmowa Saki i Temari. Wyobrażając sobie tą kłótnie małżonków Shika vs Tema, na moja twarz na sekundkę się rozpromieniła, by znów za chwile być gotową na przyjęcie kolejnej fali rozgoryczenia i smutku.
Spotkanie z Akihito również było wzruszające, te wszystkie słowa wypowiedziane przez niego, czy faceci przyznający się do swoich błędów, współczujący i tacy uczuciowi, jeszcze istnieją? Oby tak, ale gdy dowiedziałam się o jego rozmowie z Saskiem to pierwszą myślą była ta " ej, to oni się tam nie pozabijali?" Kurcze, zrozumieć się nawzajem w tak ciężkiej chwili jest błogosławieństwem, tylko osoba czująca to samo jest w stanie z tobą porozmawiać w najszczerszy możliwy sposób.
Scena przedostatnia. Kłótnia między Sasuke, a Sakurą, była koszmarna. Jednak wiedziałam, że ona musi się za chwilkę skończyć, w końcu muszą się pożegnać. Nie sądziłam iż seks można opisać tak pięknie. Słowa "Kocham cię, Sasuke. Kocham najmocniej na świecie" doprowadziły mnie na skraj mojej wytrzymałości, powiem więcej, sama postawa różowowłosej w stosunku co do uczucia, zwanego miłością, jest czymś niesamowitym. Jej przywiązanie, które trwało tyle lat, nadal w niej jest i nie odstępuje na krok, mimo tak wielkiego bólu, nie minęło.
Ostatnie minutki sasusaku, ich pożegnanie, ruchy, słowa i końcowe odejście. Mogę tylko napisać BRAWO! OKLASKI DLA CHUSTECZKI!!!! Rzadko kiedy jestem w stanie, aż tak wczuć się w danego bohatera. Jeszcze raz to powiem BRAWO!
3. To już na koniec. Nawet pisząc ten komentarz, łzy kapały mi na tableta (oznacza to tyle, że co sekundę musiałam go wycierać), przez co pisałam go
3 razy dłużej.
Wesołych Świąt i mokrego dyngusa. Pozdrawiam i czekam na epilog.
Ps. Za błędy przepraszam :(
Yuki-chan
:)
OdpowiedzUsuńWiesz co ci powiem na wstępie?
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się różnych zakończeń (nieszczęśliwych oczywiście), poczynając od samobójstwa Sakury, ucieczki Saska, zabicia Sakury przez Sasuke... Ale nie spodziewałam się takiego końca tej historii. No pozostaje jeszcze prolog, ale w sumie mogę powiedzieć, że to był koniec Nakanaide.
Czytam sobie pierwsze zdania i jestem szczęśliwa. Sakura z Sasuke zachowywali się przez moment jak prawdziwa para. Przekomarzali się ze sobą, dali sobie buziaka. Ach, to było takie słodkie. Już przez moment nawet myślałam, że wszystko pomiędzy nimi będzie w porządku, a tu taka sytuancja. Jak zwykle wszystko sprowadziło się do martwego płodu. -,- Bez żadnego zawahania i wyrzutów sumienia mogę zgodzić się z tym, iż Sakura jest chora.
Mimo, że miałam cichą nadzieję, że uda jej się wygrać ze swoją psychiką, z tym traumatycznym wydarzeniem, które miało miejsce kilka rozdziałów temu, zwątpiłam z nią... I chyba nie tylko ja.
Zdziwiłam się, ucieszyłam i załamałam zarazem, kiedy dziewczyna w końcu zrozumiała, iż powinna się leczyć. Z jednej strony to bardzo dobrze dla niej, w końcu może upora się sama ze sobą, porozmawia z kimś o swoich problemach i wróci do normalnego życia, ale z drugiej... Sasuke... Ten cholerny drań, dupek, który ranił ją tyle razy. Nie chciałam, żeby od siebie odchodzili. I wiesz co... Najbardziej w tym wszystkim było szkoda mi Haruno. Ona go tak kochała, przyzwyczaiła się do niego. Jest mi smutno jeszcze z drugiego powodu... W końcu uświadomiłam sobie, że przecież on jej nie kochał. Łączyła go z nią fizyczna więź i tyle. Gdyby ją kochał, poszedłby za nią, zaczekał albo chociaż powiedział jej o swoich uczuciach. A on tylko podziękował, tak, jak w mandze i anime. Czytając końcówkę miałam wrażenie, że ktoś wbija mi nóż w serce. :< Wyobraziłam sobie siebie na miejscu Sakury i pierwszy raz w życiu (serio) popłakałam się, czytając opowiadanie. Płakałam na wielu filmach, serialach i książkach, ale podczas czytania bloga nigdy... Nie wiem, co ty ze mną robisz, Chustii. To, co tworzysz jest tak piękne, że nie da się tego opisać słowami. Potrafisz sprawić, że w jednej chwili jestem szczęśliwa, a w drugiej już nie. Manipulujesz moimi emocjami cały czas. Ech, rozpływam się.
To pożegnanie było chyba jednym z najpiękniejszych pożegnań.
A to ostatnie zdanie: "Tak oto zakończył się nasz wspólny dramat. Popieprzona historia o nienawidzących się kochankach." - ryczę i nie mogę przestać! :C
Trochę nie podobało mi się w tym wszystkim zachowanie Temari. Rozumiem, że była zła na przyjaciółkę, ale mimo wszystko, widząc jej stan powinna być dla niej trochę milsza.
Jestem cholernie ciekawa, jaki będzie epilog. Pewnie znowu czymś zaskoczysz.
Co ja tu mogę jeszcze napisać? Jesteś wielka, wspaniała, cudowna. Ta historia na pewno na długo zostanie w moim sercu. Losy popieprzonych kochanków... Oj tak.
W sumie z tymi czytelnikami masz trochę racji, ostatnio bardzo mało osób czyta coś poza SasuSaku. Ale nie martw się, jest garstka, którzy uwielbiają twoje pióro i przeczytaliby twoje opowiadanie, nawet, jeśli byłoby o znienawidzonym przez tą osobę paringu.
Pisać tak, jak ty - marzenie! *,*
No cóż, tym miłym akcentem kończę mój nudny i chaotyczny komentarz.
Gif mówi sam za siebie, wyglądam teraz podobnie.
Weny na ShikaTema!
Boże, epilog *
OdpowiedzUsuńZa bardzo odleciałam, pisząc ten komentarz xD
Zochan, Zochan, Zochan ♥ ładnyś mi komentarz walnęła, aż się rozczuliłam! dziękuję ci za te wszystkie cudne słowa ♥
Usuńjeśli chodzi o Sasuke, to nie chcę mówić, czy kochał Sakurę, czy nie, sami do tego dojdziecie po epilogu. ale nie uważasz, że on nie jest człowiekiem, który uganiałby się za szczęściem? moim zdaniem nieważne, czy coś do niej czuł czy nie - w każdym przypadku postąpiłby w ten sam sposób, bo po tym co przeszedł po prostu nie potrafi pokazywać innej emocji niż nienawiści i ogólnej oschłości.
z tymi blogami SS jest tak, że jest ich na ten moment tak wiele, że ludzie już siłą rzeczy mają w głowach zakodowane, że tylko ta parka jest świetna i inne z marszu odrzucają. swoje wkłada też, że większość tych świetnych autorek siedzi w tym paringu. ale na to już nic nie poradzimy, a ja nie zamierzam się z tego powodu załamywać. swoją drogą TL też ma swoją całkiem okazałą grupkę fanów! ShikaTema jeszcze zawojuje blogsferą!
dziękuję jeszcze raz, buziaki ;**
Od dawna nie byłam obecna w blogosferze, mimo to Twój blog, który zrobił na mnie tak piorunujące wrażenie jakoś mnie do siebie wzywał. Prawie codziennie wchodziłam i sprawdzałam czy pojawił się nowy rozdział. Wczoraj... niespodzianka, oto jest, w końcu mogę się wziąć za czytanie. I szczerze mówiąc nie wiem co mam powiedzieć...
OdpowiedzUsuńBoli mnie dusza- wow, jak poetycko, ale mówię zupełnie szczerze... Czytasz książki zapewne więc wiesz jak to jest gdy coś wspaniałego dobiega końca, prawda? Właśnie tak się teraz czuję... Zwłaszcza przez rozstanie Sasuke i Sakury. Próbowałam przewidywać, jak skończy się ta opowieść, obstawiałam samobójstwo Sakury, albo powrót do Akiego po ponownej ucieczce Sasuke. Ale nie... Ty zaskoczyłaś nas wszystkich Chusteczko, nie płakałam czytając zakończenie (no dobra... troszkę zwilgotniały mi oczy :P) ale poczułam taki niemiły uścisk w żołądku, poczułam się taka... nie wiem jak to określić, słaba? Nie, to złe słowo, chodzi mi o to, że niemoc ogarnęła moją duszę i zrobiło mi się strasznie smutno, zwłaszcza po takim ich rozstaniu. Bo przez takie rozstanie nie mam na kogo zrzucić winy, nie mam na kogo się wściekać i mówić "dobrze, że odeszła nie zasługiwał na nią" albo coś w tym stylu. Nie mogę powiedzieć nic.
Było to najsmutniejsze zakończenie jakie mogłaś przedstawić, ale dziękuje Ci za nie. I dziękuje Ci za to, że mogłam być Twoją czytelniczką.
Buziaki :*
Ja też obstawiałam samobójstwo Sakury, ale Chusti od razu wybiła mi no z głowy :)
UsuńMrs Pe - to ja tobie dziękuję! gdyby nie wy - czytelnicy - na pewno nie miałabym w sobie tyle samozaparcia, żeby zakończyć tę historię. byliście moim kołem napędowym i nadal jesteście :)
Usuńnie wiem co wy macie z tym samobójstwem Sakury ._. serioo? nie mam aż tak melodramatycznej duszy xd
i bardzo mnie cieszy, że nie możesz nic powiedzieć, bo trochę o to mi chodziło. bo czasem coś się zdarza, coś niespodziewanie przychodzi i nie ma w tym niczyjej winy, albo jest wina obojga. książki oczywiście czytam, więc wiem co czujecie :)
pozdrawiam!
A ja z chęcią zobaczyłabym w twoim wydaniu itasaku albo narusaku.
OdpowiedzUsuńnigdy xd zapraszam na ShikaTema! ♥
UsuńTrochę mi zajęło zebranie się do napisania komentarza na Twoim blogu. Zaglądam tutaj regularnie, ale jakoś tak odkładałam to w czasie, sama nie do końca wiem, dlaczego.
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie, pod względem „technicznym”, dlatego czytanie Twoich publikacji, sprawiało mi wielką przyjemność. Widać, że masz bogate słownictwo i umiejętność wykorzystywania go do tworzenia wspaniałych wypowiedzi. Czytając człowiek odnosi wrażenie, że pisanie przychodzi Ci lekko i zaczyna Ci tego zazdrościć.
Kiedy weszłam w linki Miku-chan, żeby znaleźć coś, by zapełnić wolną chwilę i zaspokoić głód czytelniczy, kliknęłam kilka linków i znalazłam się, między innymi, na Twoim blogu. Tematyka SS jest dosyć często spotykana, więc nastawiłam się na szablonową historię tej pary, a w danym momencie potrzebowałam czegoś pobudzającego. Na Twojej „stronie” był wtedy pierwszy rozdział i spis treści, a w nim fragmenty wierszy.
Uwielbiam Szymborską i tym „kupiłaś” mnie już na wstępie. (Z każdym kolejnym rozdziałem okazywało się, że doskonale komponowałaś treść do wybranych przez siebie fragmentów.) Każde kolejne zdanie, które czytałam, wciągało mnie w tą historię coraz bardziej i zyskałaś stałego, milczącego czytelnika.(Wiem, wiem, widziałam napis o „szanowaniu Twojej pracy”… mogę napisać tylko przepraszam… ;)).
Stworzyłaś nietuzinkową historię, z raczej pospolitymi postaciami. Chylę, więc czoła przed Twym talentem i pomysłami.
Przyznam się szczerze, że po aborcji dokonanej przez Sakurę, znienawidziłam Cię. (Jestem pesymistką z natury, więc w książkach/ opowiadaniach lubię happy endy (tak dla równowagi :P).) Jednak dzięki temu historia wiele zyskała, dlatego mimo wszystko, cieszę się, że napisałaś to, tak a nie inaczej.
Po przeczytaniu 7-go rozdziału, zaczęłam się bać, że zrobisz z Sasuke, mówiąc kolokwialnie, „ciepłe kluchy”, dlatego przeczytanie ósemki, sprawiło mi tak wiele radości. Był sobą, nie chodził na paluszkach, nie trząsł się nad nią, ale wręcz potrząsał nią i to bardziej do niego pasowało.
Nie wiem jak zakończysz to opowiadanie, ale szczerze żałuję, że tak szybko…, jednak jak to mówią: „wszystko, co dobre, szybko się kończy” :)
Zapisałam sobie już link, do Twojego nowego bloga, będę na niego zaglądać. Nie obiecuję, że będę komentować (z góry przepraszam), bo nie zawsze mam na to czas, ale będę czytać. (Zwłaszcza, jeśli Twoja kolejna historia będzie tak dobra jak ta, na co liczę.)
Przepraszam, za chaotyczność wypowiedzi, ale zrzucę to na karby fizycznego wyczerpania.
Życzę dużo weny i czasu na pisanie.
Just me
"Stworzyłaś nietuzinkową historię, z raczej pospolitymi postaciami." --- pięknie ci dziękuję za te słowa! *___*
Usuńkochana Just me, jesteś pierwszą osobą, która wyznała mi, że mnie znienawidziła i - co dziwne - uznałam to za komplement xd jeśli nim nie był, to wybacz mi moją słabą interpretację, ale to dlatego, że jak pisałam o aborcji Sakury, to miałam nadzieję, że mi to wygarniecie. kiedyś słyszałam, że to dobrze, kiedy autor wywiera na czytelniku emocje :) dajmy na to mnie: przez całą książkę "Kosogłos" Katniss mnie wkurzała, ale po zakończeniu i tak było mi bardzo przykro, że to już i dalej nic nie będzie. dopiero po skończeniu doceniłam książkę i właśnie przez niechęć do bohaterki na długo zapadnie mi w pamięć. i widzisz - ty zapamiętasz nienawiść do aborcji Sakury. ważne jest samo istnienie konotacji, nieważne jakiej :) także dziękuję, że mnie wtedy znienawidziłaś ♥ no i dziękuję za ujawnienie się; takie komentarze od cichych czytelników zawsze cieszą mnie mocniej ;3
pozdrawiam!
Chusteczka-aha napisałam szczerą prawdę, jak to mam w zwyczaju czynić. :) A moją chwilową nienawiść do siebie zinterpretowałaś trafnie. :) Moja Pani Profesor w kółko powtarzała nam na zajęciach, że „jeśli dzieło artysty nie wzbudza w odbiorcy skrajnych emocji, to jest to klęska twórcy i najgorsze, co może go spotkać”. Moim zdaniem ma rację i Ty również. Rzeczywiście niezmiernie szybko zapomina się historie, które sprawiają nam przyjemność, ale nie wstrząsają nami. Dlatego też treść tego bloga na długo zapadnie mi w pamięci, nie tylko ze względu na fragment o aborcji, ale całość, napisaną pięknym językiem i wzbogaconą o poruszające wątki.
UsuńJust me
Nie zabiłaś Sakury.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału, bodajże w sobotę, nie myślałam o niczym innym. Przez pierwsze sekundy mogłam tylko otworzyć usta i zastanawiać się, jak udało Ci się mnie tak wykiwać. Mądralo, zmyliłaś mnie tym stwierdzeniem, że ciężko liczyć na happy end w tym opowiadaniu, a ja głupia połączyłam to od razu ze śmiercią. Chociaż z drugiej strony kto wie, co planujesz na epilog... Już się boję w każdym bądź razie.
Kiedy pierwszy szok minął, ścisnęło mnie w gardle. Dotarło do mnie, że to tak naprawdę prawie koniec. Że już więcej nie zajrzę na tego bloga z nadzieją na postępy w pisaniu. Jest to smutne, ale zarazem bardzo pocieszające, bo opowiadanie jest skończone. Przez kilka lat zetknęłam się i czytałam tyle dobrych blogów, które nigdy nie doczekały swojego zakończenia (ja również nie zakończyłam wielu swoich historii), że mimo wszystko nadchodzący epilog jest dla mnie pocieszający. I pocieszające jest to 100%. Ale to przy tym epilogu będę się żegnać z tym blogiem, na razie jeszcze cieszę się tym co jest i będzie. :)
Sam rozdział wywołał we mnie wzruszenie i wręcz wewnętrzne rozdarcie. Postawiłam się w sytuacji Sakury, wyobraziłam sobie wszystko i czułam to, co ona. Ale nie ma w tym nic dziwnego. Skoro Ty to pisałaś, musiało tak być. ;) Kto inny mógłby tak wspaniale opisać uczucia Sakury? Nikt! Rozdział był po prostu niesamowity, Chusteczko. Pięknie zamknęłaś wszystkie wątki i uporządkowałaś życie bohaterom. I mnie zaskoczyłaś przebiegiem zdarzeń! Liczyłam na najgorsze ze strony Sakury i w kierunku Sakury, ale cieszę się, że się myliłam.
Nie mam bladego pojęcia, czego spodziewać się w epilogu. Jesli jednak teraz byłam wzruszona, za te kilka dni będę prawdopodobnie płakać. I będę Ci dziękować za te minuty czytania, za minuty spędzone w świecie Sakury.
Biję pokłony, kochana.
Wieki już nie komentowałam i nie jestem pewna czy na tym blogu już - że tak powiem -się ujawniłam... W każdym razie siedzi sobie taka ja z mangą pod ręką i rozdziałem od Chusteczki i się zastanawiam co zrobić. Wygrałaś. Tak naprawdę jest mi smutno, że opowiadanie się już kończy. Poruszyłaś nim moją całą gamę uczuć. Czytam je chyba od 3 rozdziału i na każdy kolejny czekałam z wielką niecierpliwością. To była naprawdę świetna historia, w dodatku wspaniale opisana. Mogłabym jeszcze pisać jaki ten ff był oh i ah, ponieważ nie chcę już powtarzać tego co napisali moi poprzednicy, a napisali już wszystko :). Większość fragmentów wprowadzała mnie we wzruszenie i chyba chciałabym Ci za to podziękować, także:
OdpowiedzUsuńDziękuje ♥
Liczę również na twojego nowego bloga i mam nadzieję, że będzie to historia równie piękna, a może nawet i piękniejsza :3
Cieplutko pozdrawiam i weny życzę na pozostałe dwa opowiadania ♥
~NekonoNeechan
Ps.: Życzyłabym Wesołych Świąt, ale już po ;-;... W sumie ja się ze wszystkim spóźniam, więc... A co mi tam!
Takie spóźnione...
Wesołej wydmuszki. :)
:) GIT.
OdpowiedzUsuńAch, jak smutno. Strasznie jestem ciekawa, jak będzie wyglądał 10 rozdział/ o czym będzie.
OdpowiedzUsuńZacznę od scen, które najbardziej mi się podobały.
1. Shikamaru! Tak! Dobrze czytasz! Ależ ja się uśmiechnęłam, jak wyobraziłam sobie tego lenia w samych bokserkach i z rozpuszczonymi włosami. Ja chcę taką scenę na TL!!!!!!! Swoją drogą, mam nadzieję, że teraz tam rozdziały przyśpieszą <3 (Nie żeby nie było mi smutno, że nakanaide się kończy! Wręcz przeciwnie!)
2. Akihito! Przyznam szczerze i bez bicia, że nie spodziewałam się go w gabinecie Hokage. Byłam bardziej zaskoczona niż Sakura. Brawo! Świetnie go tam wtryniłaś! Kochany z niego chłopczyna. Fajnie, że nie robi Sakurze wyrzutów. A i cieszę się, że Haruno mu o wszystkim powiedziała. Nie znoszę tych niedopowiedzeń, tajemnic i „wielkich” sekretów. Z tego zawsze wychodzi coś złego. Dlatego własnie fajnie, że o urojeniach, terapii mu powiedziała.
No i to byłu ulubione, a teraz te normalne.... ale też fajne!
Końcówka…(bo akurat o niej pomyślałam teraz)
Sasuke w dalszym ciągu jakoś ostatnio przypomina mi takiego irytującego gbura. Że co to nie on. Tak łatwo odejście Sakury było mu nazwać ucieczką. A gdyby nawet po prostu nie chciała już go widzieć? Wszystko, co jest mu nie na rękę będzie uważał za tchórzostwo? Wybacz, ale wkurza mnie typek i już xD Księciunio bez wad, kurde! xD (jego osoba mnie wkurza jakby co, nie on sam u Ciebie akurat ^^)
Ale nie powiem, scena kiedy zaczęli się pieścić, całować i ach i och, tak na pożegnanie… ujęła mnie. Nawet Uchiha jakby wiedział, że coś się kończy. I to jak zawstydził się, czy coś tam, jak powiedział, że o niej rozmawiali <3 Dobra, w tym jednym momencie mi się podobał :)
Ach! Przypomniała mi się jeszcze jedna scena, którą kocham! To jak Shikamaru wywaliła Temari z sypialni! No po prostu geniusz! Tego można było się spodziewać po Narze. Może i jest leniem, ale nie da sobie w kaszę dmuchać jakiejś babie xD Kocham ich! Ta scena była taka ich<3
Co jeszcze… (wybacz, ostatnio coś nie mam głowy do rozległych komentarzy).
Ogólnie, to fajnie, ze Sakura postanowiła podjąć leczenie. Rozsądnie z jej strony. Dlatego też, tym bardziej jestem ciekawa, jak 10tka będzie wyglądała. Skoro już się rozstali itd. Może jakieś 100 lat później, Sakura wraca z terapii, okazało się, że leczenie nie przyniosło skutku i każda następna ciąża kończyła się własnoręczną aborcją. Taki ciąg dalszy historii, Sakura drepcze do Konohy i ciągnie za sobą drewniany wózek, na którym ma słoje z płodami. Tak dla nauki! A co tam! Nie no, wybacz, jestem zmęczona po robocie i mój mózg śpi już.
Widzisz, jednak z dalszego komentarza chyba już nic nie będzie :) Tak, czy inaczej, rozdział jak zwykle świetny. Fajnie, ze była Aki i Nara. Z niecierpliwością czekam na ostatni.
Standardowo WENY (na TL) i pozdrawiam gorąco!!! ;**
a więc to wcale nie był ostatni komentarz hehe ... a więc mam zaszczyt prosić cie o szczęśliwe zakończenie tego bloga xD a to z tego powodu że czytałam tyle świetnych książek , fabuła że ahhhh a na koniec wielkie bum , a potem smutno mi przez cały dzień , twoja sprawa co zrobisz z tą prośbą ;x a co do tego ważniejszego , to przeczytałam wszystkie twoje ''wypociny'' i są świetne ;D no i co tu wiele pisać ale prawie się rozkleiłam , więc podziwiam i pełen szacunek .
OdpowiedzUsuńNie pisze więcej bo próbowałam dwa razy skomentować przez telefon i za każdym razem coś się cofało i tak oto moja cierpliwość oraz chęć do napisania czegoś więcej przygasła . Na koniec przeproszę za błędy i nadmiar przecinków xD
Cześć chusti! Ja mam focha o ten komentarz na szarych wiesz? ;c Nie będzie chleba! xD
OdpowiedzUsuńSkoro już niedługo epilog, a jego treść będzie naprawdę krótka, to ja może już zacznę gderać w komentarzu.
Chusti! Stworzyłaś cudowną historię, pełną dramatu, emocji, refleksji. Pełną paranoi! I to jest właśnie najcudowniejsze w tym wszystkim.
Wiesz, że właśnie tego Ci zazdroszczę? Zawsze chciałam napisać melancholijną historię SS, pełną takiego klimatu, ale mnie to nie wyjdzie. Ani w tym życiu, ani w następnym. Ty stworzyłaś coś doskonałego. Coś co jest spełnieniem moich marzeń (pisarskich). Zazdroszczę Ci tego, a jednocześnie dziękuję, że było mi dane przeczytać twoją historię SS. Gdybyś wydała tę historię (no wiadomo, że może z innymi bohaterami) poleciałabym do sklepu i przez długie, długie lata, ta książka byłaby moim faworytem, tak jak dzisiaj jest to opowiadanie.
Szczerze powiedziawszy wiedziałam, że ta historia się tak skończy. Wiedziałam, gdyż do takiego SS inne zakończenie nie pasuje. Tak ma być i koniec kropka. Bo tak jest pięknej, bardziej wzruszająco i melancholijne. To do nich pasuje.
W dodatku ta Temari!! AAA! Kocham Cię za tę scenę :D Aż sama dzięki Tobie polubiłam ST i już powoli może konkurować z SS, noa patrz co robisz z człowiekiem! xD I ten Shika w rozpuszczonych włosach.... Miaaaaaaazga!
Nie spodziewałam się, że jeszcze wpleciesz w tę historię Akiego, ale to było miłe zaskoczenie. Szkoda, że miłość Sakury i jego tak się rozpadła. Ale wiadomo, Uchiha i tak wygrał pod tym względem. W końcu to jego Sakura już od dawna kochała.
Kobieto! Tworzysz coś naprawdę pięknego! Bawisz się słowem, emocjami.
To jest już jak poezja, nie opowiadanie publikowane na blogu. Jesteś moim guru w tym! Uwielbiam blogi innych twórców SS (nie będę nikogo wymieniać), ale twoje jest takie... wyjątkowe. Inne niż wszystkie. DOSKONAŁE.
Twój styl jest jak diament, szlifuj go! Jest już piękny, ale spraw by był jeszcze piękniejszy, aby był taki jaki chcesz!
Pozdrawiam i weny! Będę czekać na epilog i na rozdział następny na Dziewczyna, która żyje!
Buziaki ;*
I jak tu przy Tobie nie mieć kompleksów? Pisałam sobie taki 11 rozdział, pomyślałam, że nawet mi to wyszło, może jednak potrafię pisać. Ale gdzie tam, wena się szybko wyczerpała i w jej poszukiwaniu, postanowiłam sobie nadrobić u ciebie rozdział i co? I wróciłam do punkty wyjścia, tak samo mój kompleks. Weź wyjdź z tym swoim talentem, bo blogspota obciążysz niedługo xD 3/4 blogi z takim stylem? Ja się skończę szybciej niż myślałam!
OdpowiedzUsuńAle tak patrze w tym rozdziale na te opisy, na te wszystkie przemyślenia załamanej Sakury i tak mi się oczka świecą z podekscytowania, bo tak wszystko ładnie, zgrabnie, majestatycznie powiedziane, że czytelnikowi pozostaje jedynie rozpuszczać się i sunąć po kolejnych linijkach tekstu.
Oczywiście historia, którą wymyśliłaś niejednego powaliła na kolana i ja również do takich osób należę. Zdziwię się jeżeli ktoś nie należy, o! A już fani SasuSaku pewnie się wniebowzięci, bo mięli taką świetną historię okazje poczytać! Nic tylko zazdrościć!
Jeśli chodzi o mnie... ja jak zwykle stoję nie po tej stronie co trzeba i ja byłam za Sakura x Akihito, ha! On był...był... facetem idealnym! @.@ Przebaczył, pocieszył ją mimo, że ona go tak zraniła i starał się zrozumieć! A później ona poszła seksiać się z Sasuke! Zaraz jednak doszłam do siebie, bo to przecież blog o SS. O czym ja zaczynam marzyć? xD
W ogóle, to Sakura jaką stworzyłaś bardzo mi się podoba i nawet przez większość momentów ją b. lubiłam. Taka słaba kruszynka, która potrzebuje wsparcia. Moment z ich walką i jej kolejnym załamaniem był genialny! *w*
A zakończenie? Idealne! Słodko-gorzkie, bo jednak Sakura ma jakąś tą szanse na wyleczenie, a z drugiej strony kolejne pożegnanie z Sasuke.
Ogólnie jestem po tym rozdziale dziwnie pusta i nic mi z tego komentarza mądrego nie wyszło. Chciałam złapać u ciebie wene, a złapałam doła ._. Zbyt genialnie piszesz. Co będzie za rok! A za dwa!
Dziewczyny, nie wiem od której miałam zacząć nadrabianie, dlatego moje wybory są losowe, żadnej z was nie faworyzuje :*
OdpowiedzUsuńNiesamowicie mi się to czytało, jak dla mnie chyba najlepszy rozdział, no co mogę powiedzieć, rozwaliło mnie pożegnanie Sakury i Sasuke aż się popłakała i nie mogę się normalnie uspokoić, w ogóle cały rozdział od początku trzymał w takiej tajemniczej atmosferze, w wielu momentach przechodziły mnie ciarki. Powiem ci, że aż boję się 10 rozdziału, bo nie mam bladego pojęcia, co może zawierać jego treść. Dzisiaj tak bez emotikon, ponieważ odczuwam taki poważny nastrój po tym rozdziale. Idę po chusteczki, bo zaraz zasmarczę klawiaturę i ekran...
Pozdrawiam :*
Pierwszy raz popłakałam się na fanfiku.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, nie napiszę takiego komentarza, na jaki jak najbardziej zasługujesz, bo po prostu nie jestem w stanie - właśnie to ze mną zrobiłaś.
Podkład jedynie wszystko spotęgował.
Dziwne uczucie, nie obraź się, ale gdybym Cię spotkała to... wahałabym się między przytuleniem Cię, a uduszeniem.
Taka moc nad czytelnikiem powinna być zabroniona. Choć w sumie jedynie nieliczni potrafią się nią sprawnie posługiwać, a Ty z pewnością do tej grupki należysz. Wiesz co chcielibyśmy przeczytać, czego nie... i cholernie dobrze to wykorzystujesz.
Znajduję to trochę ironiczne, że ktoś, kto nawet nie przepada za SasuSaku, potrafi się tak wczuć w ten pairing: kobieto, wyciągasz z nich wszystkie paskudztwa, niedoskonałości, wady i sprawiasz, że ich nienawidzę. DZIĘKUJĘ. Za to kocham ten pairing. Inaczej u mnie z miłością nie ma, jedynie ta toksyczna jest jedyna i prawdziwa.
Wiedz, że jesteś moją ulubioną polską autorką z historią ss na koncie.
(Angst rządzi moim życiem, jeśli jeszcze się nie zorientowałaś.)
Dziękuję Ci jeszcze raz.
daisy xx
PS. Obiecuję luknąć na Twoje pozostałe blogi, bo mimo że byłam kolejną osobą, która przybyła tu po ss... cóż, zdobyłaś nową fankę ;)
PS. 2
UsuńMogłabyś podać playlistę do poprzednich rozdziałów? Powiedz, że masz ją gdzieś zapisaną, proszę.
daisy xx
Jeju, tyle komplementów *__* DZIĘKUJĘ! Strasznie mi miło tym bardziej, że nazwałaś mnie swoją ulubioną polską autorką SS. Coś mi się wydaje, że nie znasz jeszcze Akemii, Miku-chan i Airane ^^"
UsuńCo do muzyczki, to nie pamiętam dokładnie jaka piosenka była do jakiego rozdziału, ale mogę ci podać tytułu mniej więcej, jak mi się kojarzy :)
W pierwszym rozdziale na pewno dałam Linkin Park - Burning In The Skies wersję Piano Instrumental. W ósmym rozdziale były piosenki Christiny Perri: The Lonely i Tragedy. W innych rozdziałach nie pamiętam dokładnie jaka piosenka odpowiadała jakiemu rozdziałowi, ale były to: Avril Lavigne - Give You What You Like; EarlyRise - Narcissistic Cannibal; Daughter - Run; Tori Kelly - All In My Head i Paper Hearts. No i więcej nie pamiętam :)
Pozdrawiam :)